Artykuły

DON JUAN CZYLI MIŁOŚĆ DO ASCEZY

CZŁOWIEK SKAZANY jest na lęki niedosytu. Oczywiście, w tym nie wyraża się los człowieka. Pozostaje nadzieja. Pozostają perspektywy i mo­żliwości -zaspokojenia głodu chleba i uczucia: Nieuchronność klęski ujawnia się dopiero w momencie, gdy pragnienia wyprzedzają uwarunkowania natury. Największym z głodów człowieka jest więc głód doskonałości, w różnych prze­jawiający się formach. Niezniszczalny, niezaspokojony, nieuchronny, związany z pełnią człowieczeństwa. Głód o charakterze metafizycznym, choć dopada i tych, którzy metafizykę odrzucają. Nie chodzi tu o jakąś doskonałość moralną, lub nie­osiągalną precyzję działania. Głód do­skonałości to również dążenie do wyzwo­lenia się od wielości zjawisk, których nie można uporządkować, od przypadkowo­ści zdarzeń, od erozyjnej działalności przerastających nas sił. Jak wszystko, co nas na drodze do doskonałości do­świadcza, może on być schorzeniem, ob­sesją a nawet perwersją. Nie istnieje bo­wiem asceza dla ascezy, wyrzeczenie dla wyrzeczenia. Są i laiccy święci, ale zaw­sze ich pragnienie doskonałości, ich dą­żenie do wyzwolenia się od bio- czy psy­chologicznych ograniczeń, ma jakiś cel istniejący samoistnie poza nimi. Dotyczy to ascetów chrześcijańskich, dotyczy re­wolucjonistów, dotyczy i ludzi, którzy tworzą zamknięty świat dla samych sie­bie.

Ideą Don Juana ze sztuki Maxa Fri­scha jest geometria. Geometria to ład, to uporządkowana wielość, to samotność człowieka wobec zjawisk, które przepły­wają przez jego psychikę i jego ciało, są z nim zespolone, a jednocześnie nie­zwykle dalekie i samodzielne. Geometria to połączenie dwóch przeciwstawnych doznań: przygody i pewności. Wyelimi­nowanie przypadku, ale nie zdrada nie­wiadomego. Zjawiska materialne prze­tłumaczone na język idei, prawa fizycz­ne pogodzone z nieskończonością. Czy Don Juan, dotknięty przez "miłość do geometrii", mógł ulec temu co jest jej zaprzeczeniem.

A jednak ulega. Intelekt geometrycz­nych symboli okazał się nicością wobec żywej inteligencji kobiety walczącej o swoje szczęście.

Widzi je Miranda w normalnym prze­biegu spraw ludzkich, w rodzinie, w bli­skości ukochanego mężczyzny, w dziec­ku. Tak, lecz nie tylko w zaspokojeniu instynktu płci i instynktu macierzyń­skiego, ale i w mądrej pokusie codzienności. Don Juan uległ już w momencie, gdy przezwyciężyć chciał niepokój od­czuwany w zetknięciu z kobietami, zagłuszając go po przygodzie z Anną wie­lością doznań erotycznych. Dość w tym wypadku i przypadkowość osaczały go, kierując ku jednemu związkowi, czego tak się bardzo obawiał. Zagrażało to bowiem - geometrii. Wielość mężczyzn w życiu Mirandy w okresie jej "termi­nowania" u Celestyny była wielością malejącą w perspektywie lat. Don Juan uległ instynktowi działającemu poza nim. Miranda nie próbowała przeciwstawiać się instynktowi, który tkwił w niej.

Andrzej Łapicki pozbawił, swego Don Juana oschłego intelektualizmu. Nie bar­dzo wierzymy w zbyt zażyle stosunki ty­tułowego bohatera sztuki z wyższymi formami umiłowanej geometrii. W pierw­szych scenach jest raczej poetą niż ma­tematykiem. Później raczej libertynem niż mędrcem. Don Juan Łapickiego po­siada wiele uroku. Jest giętki, interesu­jący. Jest wrażliwy na poezję, ale ta wrażliwość sąsiaduje nie tyle z chłodną ironią, co przekorą człowieka, który chce wypłatać figla historii. Wzbogacenie Don Juana w walory tak miłe widowni (a przynajmniej jej części) przy jednocze­snym odebraniu mu powściągliwego i chłodnego intelektualizmu zubożyło przedstawienie. Nie wychodzimy poza in­teligentną komedię, igraszkę słów i sy­tuacji. Trafnie zaznaczono, że przekora Don Juana nie pozwala poważnie traktować ani krwawych dramatów, ani śmiertel­nych starć, ani zawiedzionych przyjaźni, nie mówiąc już o "honorze" ofiar jego erotycznych podbojów. Liczne zdobycze Don Juana to tylko stopnie, po których schodzi w dół, w pustkę, oddalając się od "geometrii". Don Juan zastaje ujarz­miony. Nie dokonała tego ani otwierają­ca serię jego zdobyczy Donna Anna (bar­dzo mdła i nijaka w tej roli Ewa Krzyżewska), ani doświadczona i bujna ero­tycznie Donna Elwira (Zofia Rysiówna), ani też stręczycielka Celestyna (Irena Górska). Ostatecznie sprawcami kapitulacji Don Juana i autorami wielkiego kontrfigla są: Miranda i pośrednio Ojciec Diego, nieunikający przyjemności życia. Elż­bieta Czyżewska przekonywająco odtwo­rzyła wcielenia Mirandy: dziewczyny z domu publicznego, rozpaczliwie zakocha­nej w chłodnym wówczas jeszcze Don Juanie, ciepłej i bogatej wdowy. Najlep­sza jest ta trzecia Miranda, po przynaj­mniej częściowym osiągnięciu swego celu - piękna, bogata i mądra, odrzuca­jąca swoją przeszłość. Miranda "zwycię­ska" a jednocześnie pełna niepokoju. Jej sprzymierzeńcem przeciw geometrii jest Ojciec Diego, którego świetnie za­grał w scenie końcowej Tadeusz Bar­tosik wygłaszając wielką pochwalę uro­dy życia. Bo ona właśnie pęta Don Juana, ograniczonego już własną przeko­rą, pragnącego nie barw, kształtów, kwiatów i wdzięku architektury, ciepła kobiety w rodzinnym zaciszu, lecz chłod­nego i nieskończonego zarazem piękna geometrii, które jest oczywiście wielkim symbolem.

Wdzięk przedstawienia w Teatrze Dramatycznym wynika także z precy­zyjności reżyserii, z piękna scenicznej architektury jakby wyrastającej ze świata geometrii, ale dopowiedzianej do­tknięciem i myślą człowieka, ożywionej barwą, rytmiką krużganków i okien, lekkością kolumn, aluzyjnością i dowci­pem. Wdzięk ten pojawia się w scenach zbiorowych, w lekkości gestu, w kultu­ralnej ale pozbawionej szarej nieśmiało­ści barwie i kroju kostiumów. Nie rezy­gnuje się przy tym z ironiczności sytua­cyjnej a nawet z farsy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji