Artykuły

Gulgutiera - czyli dzieło powstaje

Zanim otworzą scenę - spektakl Szajny trwa. W foyer pod pompatycznym, kryształowym żyrandolem prowokująca sterta brzydoty - obdrapana drabina, jakieś manekinowe nogi wyrastające ze słomianych chochołów, wielki pakunek owinięty workami, długi, żółtoniebieski wąż biegnie ku widowni i scenie. Przedmioty bezimienne, "jakieś", o znaczeniach niejasnych, chaos, który uporządkują zdarzenia spektaklu. Jego bohaterem jest artysta, twórca, sam Szajna. Autorska (tekst napisał Szajna wspólnie z Marią Czanerle) i autotematyczna jest "Gulgutiera". Aluzyjny tekst literackiego kabaretu w rękach reżysera zmienił kierunek znaczeń. Kosmos teatralny raz ukształtowany przez artystę nosi jego niezatarte piętno - ten świat form gotowych, rozsypanych w teatralnej rekwizytorni przechowuje w sobie formę jego myśli, jego wolność i nieśmiertelność. "Sztuka mię siecią czarów wiąże" - mówił w "Wyzwoleniu" Konrad - Animator Szajny wiąże swą sztuką rzeczywistość - ludzi, zdarzenia i przedmioty.

Z własnym tekstem postępuje Szajna tak samo, jak postępował z dramatami klasyków. Literatura to tylko streszczenie wydarzeń, to teatr zupełnie inny - ten, który dzieje się w wyobraźni czytelnika i widza. Autor "Gulgutiery" nie ufa słowu w teatrze. Słowo angażuje tylko jedną sferę świadomości widza - jego intelekt. U Szajny rzeczywistość teatralna osacza widza ze wszystkich stron tu i teraz, atakuje umysł, wzrok i słuch. Teatr Szajny chce być wieloplanową metaforą życia, jego teatr jest wieloplanową metaforą dzieła, które powstaje.

Krytyczny opis "Gulgutiery" to niepodobieństwo - trzeba by to przedstawienie ująć w suchy, analityczny diagram planów gry i zmieniających się sytuacji - bądź próbować literackiej transpozycji wizualnej zdarzeniowości. Cóż ma począć recenzent, świadom, że jego narzędzia są niedoskonałe i niewystarczające? Może wyłowić temat spektaklu, poszukać w nim obsesji artysty. To będą jedyne, niepewne jego klucze. W bogactwie możliwości konkretna i widzialna sztuka Szajny zbliża się do konceptualizmu.

To nie jest świat widziany w harmonii tradycyjnej czasoprzestrzeni. To świat, przez który przeszło zniszczenie, zagłada, śmierć. Taka jest metafizyka i nadrzeczywistość wszystkich spektakli Szajny, taki jest system, któremu podporządkowani są wszyscy uczestnicy jego wizji. Bohaterów u niego nie ma, nie ma istot pięknych, podniosłych. Są destrukty ludzi i rzeczy. Animator, porte parole reżysera i autora, dyskretny inspicjent "Gulgutiery", spośród otaczającego go chaosu form martwych i żywych nie wyróżnia się ani siłą, ani pięknem. Hippies i Chrystus, półnagi, jest w jed-nej osobie wcieleniem mitu i siły, która mit zniszczyła - historii. Przeszedł Oświęcim. Może być zaledwie zbawcą kształtu świata, niezdolny ocalić jego dawnych pięknych sensów. Ten sens - zawsze optymistyczny i harmonijny, na przekór rzeczom w rozproszeniu, ludziom kalekim o twarzach wykrzywionych tysiącem przypochlebnych min, zmienionych w nieczytelną maskę - grymas grymasów - w spektaklu Szajny ten sens łowią kontrolerzy i nadkontrolerzy wizji artysty. Szukają całości - jak niegdyś w Ferdydurke szukał jej Syntetyk. Ale brak im na syntezę materiału - pamiętają tylko jakieś fragmenty idei, powtarzają komunały, z których treść się ulotniła: miał obsesję śmierci... Ależ tak - ma obsesję śmierci, ale też obsesję życia - czyli tworzenia.

Świadomość Szajny-artysty nie jest tylko historyczną pamięcią Oświęcimia. Pięknej, scalonej w wszechjedność, barwnej i krzykliwej materii współczesnego świata przeciwstawia swój anty-świat i antymaterię. Ekscentryczność stroju współczesnej ulicy staje się u niego potwornością kostiumu aktora. Nasze eleganckie fasadki obrócono bebechami do góry. Dobrotliwe, arkadyjskie mruganie neonów w teatralnej ciszy zapowiada zbliżającą się grozę, nadciągającą eksplozję. Poruszając się wśród destruktów i fragmentów, idei zetlałych - jest Szajna reżyserem rozbitej na atomy wyobraźni współczesnego człowieka.

W "Gulgutierze" grają dawne przedstawienia Szajny - "Łaźnia" i "Don Kichot", "Makbet", "Faust" i "Zamek". Grają taczki z "plemion cmentarzyska" - "Akropolis", współrealizowanego z Grotowskim. W tym automatyzmie wątków, nie zawsze do końca czytelnych dla widza, powtarza się jasny dla wszystkich temat - w anarchii form przegląda się przemoc i śmierć. Dlatego, kiedy na scenę wkroczą z foyer kontrolerzy, wnosząc na drabinie-marach Animatora (Leszek Herdegen) będą szukać trupa artysty. I już wyrasta na scenie solenny, majestatyczny katafalk, żałobnie płoną świece. Animator chyłkiem przemyka się na tyłach sceny - podrzuca na nią przedmioty z rekwizytorni Szajny - protezy nóg, obdrapane puszki. Aktorzy rozsypują na scenie buty; całe sterty czarnych, roboczych chodaków piętrzą się na wielkim cmentarzysku. W tym samym bezlitosnym, antyludzkim porządku leżą za szybami muzeum oświęcimskiego - buty dorosłe i dziecinne - wielki lament przedmiotów. Atmosfera staje się nie do zniesienia. Aktorzy wychodzą na platformę biegnącą w głąb widowni: "Odczuwam potrzebę optymizmu" - mówi jeden z nich. Tańczą. Ale ten taniec przerywa ostry gwizdek - "Ordnung must sein". W "Jasełkach-moderne" układał swój artystyczny porządek na zrębach porządku obozowego esesman - w "Gulgutierze" Szajny demiurgiem sytuacji scenicznych jest Animator; prawa jego okrutnie doświadczonej wyobraźni dyktują "stań się" scenicznemu chaosowi. Na przekór mitom śmierci dostojnej - widowisko śmierci bylejakiej, na przekór wielogłowym i martwym hydrom pomników - człowiek żywcem zamurowany wśród samochodowych opon. W tym świecie artysta jest i kapłanem i błaznem, sędzią i ofiarą. Posiadł bowiem - niebezpieczną w swym bezwzględnym dążeniu do prawdy wiedzę. "Świat jest piękny, ale kto wytrzyma na jego dnie?" - tę kwestię rzuca Herdegen ponad głowami ludzi w zgrzebnych workach. Kimże oni są? Więź-niami tej samej zasady świata, która chwilę temu kazała im obmywać ręce z win i piąć się po drabinach nowej hierarchii, nowego porządku, więźniami zasady, która za chwilę każe im pętać artystę siecią. Artystę, co z kapłana i proroka stał się dla nich - błaznem. "Ecce homo". Artysta nie cały przecież jest więźniem swojej społeczności, chociaż jego pomniki wieńczą odradzające się po przesileniach społeczne rytuały. Jego sfałszowany mit mieści się w prostej potrzebie afirmacji życia. W finale spektaklu Szajny kukłę Animatora, owiniętą w słomianego chochoła, niosą triumfalnie poszukiwacze sensu - Nadkontrolerzy. Spiętrzenie absurdalności osiąga apogeum, okrzyki "to on zrobił z nas balonów, odebrał nam sens" to wiwaty na cześć zmumifikowanego czy bezsilne pogróżki przeciwko temu, co z pomnika uciekł i triumfuje teraz niecenzuralnie znad sceny: "Ja jestem nieśmiertelny, d... wołowa!'?' "Bergiem w berg, "zabawusia na oczach po-łowicy" - jak mawiał Leon w "Kosmosie". W świecie odradzającej się wciąż niewoli tylko nie-wola narzucona przez artystę ideom i formom ma siłę odradzania i wyzwalania człowieka.

"Gulgutiera" - "Kosmos" Szajny, jego "Osiem i pół" - odsłania prawa funkcjonowania wyobraźni artysty najpełniej z dotychczasowych jego dzieł teatralnych. Tym spektaklem, nawiązującym do tradycji groteski dramatycznej spod znaku Witkacego i Mrożka Szajna stworzył nową jakość języka teatru - dokonał totalnej wizualizacji absurdu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji