Artykuły

Bieżeńcy. Exodus w 100-lecie bieżeństwa

"Bieżeńcy. Exodus" Dany Łukasińskiej w reż. Agnieszki Korytkowskiej-Mazur w Teatrze Dramatycznym im. Węgierki w Białymstoku. Pisze Jerzy Doroszkiewicz w Kurierze Porannym.

100-lecie bieżeństwa, czyli przymusowej emigracji z terenów dzisiejszej wschodniej Polski w głąb Rosji carskiej ma przybliżać w artystycznej formie plenerowy spektakl "Bieżeńcy. Exodus".

- To nie jest rekonstrukcja, tylko próba oddania ducha przymusowej migracji - tłumaczyły na spotkaniu z dziennikarzami autorka sztuki, znana już choćby z napisania "Antyhony" Dana Łukasińska i reżyserka całości - Agnieszka Korytkowska-Mazur.

Biorąc udział w spektaklu zdawać się jednak może, że część widzów potraktowała uczestnictwo w podróży z Sokół do Łap jako udział właśnie w rekonstrukcji. Stąd mogły wzbudzać kontrowersje purpurowe szaty prawosławnego duchownego, Matka Boska pozdrawiająca bieżeńców, czy postać o głowie psa prowadząca dziatki. Tu należy się ukłon dramaturżce i reżyserce za przypomnienie ikonograficznego patrona podróżników i pielgrzymów - świętego Krzysztofa. Pojawia się na przydrożnym cmentarzysku umarłych podczas bieżeństwa w otoczeniu grupki niewinnych dzieci. Mocne i przejmujące ukazanie śmierci słabych i bezbronnych istot, które nie przeżyły podróży.

Ukazująca się Matka Boska, owa dziatwa wraz ze świętym "przechodząca" przez pociąg - element duchowości, i to często zmieszanej z pogaństwem, silnie obecnej w wiejskich społecznościach nie tylko na początku XX wieku dyskretnie też podkreśla, że w drogę w nieznane udawali się przede wszystkim prawosławni.

Rosyjska propaganda straszyła Niemcami, uciekali więc i katolicy i starozakonni. A że pogromy Żydów w owym czasie były w carskiej Rosji na porządku dziennym i towarzyszący bieżeńcom rabin zginie od kozackiej kuli w głowę.

Korytkowska-Mazur nie byłaby chyba sobą, gdyby do kolejnej po "Sońce" opowieści z tych stron nie wprowadziła wesela. Może to i słuszne, bo widzowie chętnie sięgali i po chleb i pyszne ogórki, kto chciał mógł napić się wódki z Krzysztofem Ławniczakiem, świetnym aktorem i jedną z najbardziej dramatycznych z postaci z "Bieżeńców". Przejmująca scena pogrzebu żony i dziecka, zawiniętych w szmaty, chowanych na prowizorycznym cmentarzyku przy torach to właściwie punkt kulminacyjny spektaklu.

Wcześniej trzeba przeżyć żądających pieniędzy Kozaków, przekupnego lekarza, zobaczyć, jak okropnie mogą wyglądać ranni na wojnie żołnierze, czy uczestniczyć w przymusowym postoju - kwarantannie. Widzowie mogą zobaczyć, jak dezynfekowano konie, a zwierzę też musi zmierzyć się ze śliską materią sceny.

W całym spektaklu za to bieżeńcom towarzyszą Kozacy. Brutalni, groźni, wspaniale wyglądają, kiedy można ich obserwować pędzących wzdłuż pociągu. Z okien pociągu można również zauważyć wypaloną wieś, trupy ludzi i zwierząt.

W pociągu fantastycznie grają Sławomir Popławski - przekupnego lekarza, który znakomicie improwizował na poczekaniu niektóre kwestie, Piotr Półtorak, czy wreszcie Mateusz Witczuk, który nie pierwszą już rolę w mundurze gra w Dramatycznym jak urodzony wojskowy.

Podczas podróży uwagę zwracali na siebie młodziutcy statyści i statystki. Skupione na swoich rolach nastolatki, a to z udręczoną miną, a to sprawdzając, co widać za oknami ani na chwilę nie wypadają z roli. Pozostali statyści i statyści także z poświęceniem uczestniczyli w plastycznym oddawaniu trudu bieżeństwa.

By prawdzie historycznej stało się zadość, w pociągu pojawia się nawet wielka księżna Tatiana - w tej roli posągowa Aleksandra Maj, którą świetnie charakteryzuje powtarzana kwestia "bread please, picture please" - wręczająca podróżnym chleb i święte obrazki.

W tym spektaklu uczestniczy publiczność czy tego chce czy nie. O ile może przyglądać się weselu, nie objadać ogórkami, czy nie oddawać na łapówki wręczonych razem z biletami rubli, to jeśli chce wrócić do domu, musi przemaszerować kilkaset metrów wzdłuż torów. Wszystko po to, by choć przez moment poczuć się rzeczywiście bieżeńcem.

To zabieg udany, a wspomniana już zaplanowana w czasie tej wędrówki scena pogrzebu, następujące po nim przełamanie strachu, wprost wykrzyczenie, że podróżujący ludzie to wygnańcy, nie bieżeńcy i kilka opowieści, jak odbywały się wyjazdy, stanowią podsumowanie tragedii.

Niezbyt udanym, przypominającym nieco szkolne akademie, jest pomysł na odczytywanie na rampie w Łapach losów rzeczywistych bieżeńców zebranych przez pomysłodawczynię portalu biezenstwo.pl. Anetę Prymakę - Oniszk. Zmęczeni podróżą widzowie chyba niezbyt uważnie wsłuchiwali się w te opowieści, szczególnie, że tu akurat byli najbardziej oddaleni od aktorów, z którymi spędzili wcześniejsze dwie godziny.

To nie miał być spektakl historyczny ani rekonstrukcja. Jako wizja artystyczna, próba oddania ducha poprzez współuczestniczenie, udał się Danie Łukasińskiej bardzo dobrze. Tradycyjnie już ma ona słuch do wyłapywania ważnych kwestii, wypowiadanych przez zwykłych ludzi. W połączeniu z metafizyką ikony wprowadziło to prostą opowieść historyczną w bardziej uniwersalne, także plastycznie, rejony.

Osoby orientujące się w historii tej gigantycznej migracji, raczej nie będą miały wątpliwości, że mimo iż część statystów modliła się po polsku i żegnała po katolicku, rzecz dotyczy dramatu prawosławnych, czy w innych rejonach kraju byłoby to równie jasne? Tego już się nie dowiemy - Dramatyczny zaplanował tylko dwa spektakle, a ich dokumentacja będzie multimedialnym elementem drugiej części przedsięwzięcia, czyli powrotów. Już ostatnie sceny "Exodusu" zwiastują, że tułaczka bieżeńców dobiegała końca. Trafili do komunistycznej Moskwy, a wyjazd z krainy wiecznej szczęśliwości był możliwy właściwie tylko do połowy 1923 roku.

A zatem "Bieżeńcy. Exodus" to również podróż w czasie i podróż w głąb własnych uczuć. I oby nikt już nigdy nie musiał opuszczać swoich domów, jechać w nieznane, a przy drodze chować swoich bliskich. Wierzę, że także i takie myśli, w 100-lecie bieżeństwa, miała pisząca poszczególne sceny Dana Łukasińska. I że w drugiej części lepiej wyjaśni, że był to przede wszystkim eksodus prawosławnych. Historia dwudziestolecia międzywojennego uczy, że nie czekano na nich z otwartymi ramionami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji