Artykuły

B jak Bim-Bom. Legenda pewnego pokolenia

Swą działalność Bim-Bom zaczął w 1954 r. Właśnie wtedy Zbigniew Cybulski, który grał w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku, został oddelegowany do artystycznej opieki nad studentami Politechniki Gdańskiej. Na przełomie 1954 i 1955 roku dołączyli do nich studenci Wyższej Szkoły Ekonomicznej, którymi opiekował się Bogumił Kobiela.

Zamiast na jubileuszu, spotkali się na pogrzebie.

To miała być studencka zabawa w teatrzyk, jego nazwę wybrali w plebiscycie studenci jednego z gdańskich akademików. Wybór padł na słowa piosenki z "Kubusia Puchatka" - "Bim-Bom". Swoje pierwsze przedstawienie zakończyli właśnie kołysanką "Czy znacie już nasz ton, bim-bom, bim-bom". Ich ton po kilku miesiącach znało nie tylko Trójmiasto, ale cała Polska. Stali się wręcz mitem i legendą tamtego pokolenia.

Swą działalność Bim-Bom zaczął w 1954 r. Właśnie wtedy Zbigniew Cybulski, który grał w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku, został oddelegowany do artystycznej opieki nad studentami Politechniki Gdańskiej. Pierwszy spektakl "Zero" został wystawiony w tamtejszej stołówce. Na przełomie 1954 i 1955 roku dołączyli do nich studenci Wyższej Szkoły Ekonomicznej, którymi opiekował się Bogumił Kobiela, i studenci Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych, w tym: Jacek Fedorowicz, Wowo Bielicki, Tadeusz Chyła i Jerzy Afanasjew. W sumie na scenie Bim-Bom występowało kilkadziesiąt osób. O Bimbomowcach lub, jak też ich nazywano, Kataryniarzach, zrobiło się głośno w całej Polsce. Cybulski i Kobiela stanowili o sile Bim-Bom. Kobiela wprowadzał do teatru "lekkość i wdzięk, subtelność i poetycki żart, wspaniały zmysł obserwacyjny i ogromne wyczucie sceny. (...) Był autorem najcelniejszych sformułowań, błyskotliwych drobiazgów, które nadawały całości niepowtarzalny styl" - mówił po latach Jacek Fedorowicz. Cybulski był zaś według niego "przewodnikiem stada, obdarzonym najwyższym autorytetem, emanującym siłą".

Taką twarz miał ten facet!

Ten niesamowity duet był nierozłączny nie tylko w teatrze. Aktorzy zaprzyjaźnili się szczerze i mieszkali razem przez sześć lat w sopockiej kamienicy przy ul. Świerczewskiego (dziś Andersa 11). Łączyła ich nie tylko praca na scenie, ale i wspólny przemalowany na żółto motocykl i zabawa. Suto zakrapiane imprezy odbywały się albo w ich 40-metrowej kawalerce, albo w SPATiF-ie. W środowisku do dziś krąży anegdota o ich zabawnym numerze w sopockim klubie. Ponoć gdy Cybulski z przejęciem opowiadał studentką jakąś mrożącą krew w żyłach historię o psychopatycznym mordercy, Kobiela wymykał się na zewnątrz wcześniej smarując sobie czymś pośladki. Potem rozbawiony odbijał ich podobiznę na szybie i wracał do lokalu. Wtedy Cybulski wskazywał palcem na szybę i wykrzykiwał: "O, właśnie taką twarz miał ten facet!".

W "podrywach" Kobiela bił go na głowę. "Bobek działał według powiedzenia - rączki pracują. Żywo mówił, trochę grał nerwowego, tu dotknął niby przypadkiem, tam dotknął, jego ruchy stawały się coraz naturalniejsze, po chwili mógł już objąć swoją rozmówczynię, usiąść obok, wziąć za kolano, wpatrzyć w oczy. (...) Zbyszek zwykle przegrywał z Bobkiem, który miał nieprawdopodobny wdzięk - pisał Fedorowicz.

Mieszkanie aktorów, choć niewielkie, gościło tłumy artystów. Bywali tu Sławomir Mrożek, Roman Polański, Janusz Morgenstern. Oni sami spali na materacach, nad wejściem wisiały szpady i hełm szermierczy, a żyrandol zrobiony był z patyków. "...Zdaje się, pomimo że mieszkali razem, odnajmowali sobie co miesiąc to mieszkanie nawzajem i jeden od drugiego zdzierał przy tym strasznie. Aby tam wejść, trzeba było dzwonić po kilkanaście razy, beczeć, porykiwać pod oknami, nim otworzono balkon i zawołano oczekującego pacjenta" - wspomina Afanasjew.

Gdańskie lata były najważniejsze

Drugi program wyreżyserowany przez Cybulskiego i Kobielę uważany jest za najlepszy w repertuarze Bim-Bom. Nomen omen premiera "Radości poważnej" odbyła się 16 marca 1956 r., czyli w dniu pogrzebu Bolesława Bieruta. W sumie powstało pięć programów. W 1960 "Coś by trzeba" - którym pożegnali się z publicznością. Bim-Bom większość z nich ukształtował zawodowo, niektórzy, jak Fedorowicz czy Cybulski, znaleźli tam żony, plastyczki Elżbietę Krywszę i Elżbietę Chwalibóg. "Zbyszek zawsze podkreślał, że sześć gdańskich lat było jego najlepszymi. Gdybym umierał, co brzmi pompatycznie, ale wierz mi, że wszystkie moje filmy i sztuki (...) to wszytko nic - myślałbym tylko o naszym teatrze. Przez BIM-BOM zbliżyłem się do człowieka. Do swego zawodu" - zwierzał się w książce Afanasjewa. Na maj 1967 r. planował jubileuszowe spotkanie Bimbomowców. Spotkali się wcześnie, w styczniu na jego pogrzebie. Dwa lata później także w wypadku zginął jego przyjaciel Bogumił Kobiela.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji