Artykuły

Dożynki w teatrze. Będzie skandal?

- Trzeba zauważyć, że przestrzeń Teatru im. Jana Kochanowskiego jest istotna dla tego spektaklu. Nie uciekniemy od tego, że właściwie kwestia kryzysu czy zagłady kultury jest dość mocno związana z tym miejscem - mówi reżyser Jędrzej Piaskowski o spektaklu "Dożynki polskiej piosenki", w rozmowie z Martyną Friedlą w Gazecie Wyborczej - Opole.

Pierwszą premierą nowego sezonu w Teatrze im. Jana Kochanowskiego będzie spektakl "Dożynki polskiej piosenki" w reżyserii Jędrzeja Piaskowskiego. Scenariusz specjalnie dla opolskiego teatru napisał Mateusz Pakuła. O swoim podejściu do tekstu dramaturga i okoliczności, w jakich spektakl będzie wystawiany, opowiada reżyser.

Martyna Friedla: Bierze pan na warsztat autorski tekst Mateusza Pakuły. To wyzwanie?

Jędrzej Piaskowski: To ekscytujące i trudne. Tekst scenariusza, jeśli można tak to ująć, jest w pewnym sensie charakterystyczny, choć oczywiście absolutnie nie uważam, że Mateusz się powtarza. Mam pewne własne wyobrażenie na temat tego, jak teksty Pakuły są zazwyczaj wystawiane, myślę tu o pewnej scenicznej lekkości. W naszym przypadku sam temat i kontekst, w jakim spektakl powstaje, mocno sugerują, by jednak ten tekst czytać w inny sposób, w pewnej kontrze do stylu pisania Mateusza Pakuły.

Wypadałoby wobec tego zadać pytanie, o czym jest tekst?

- W pewnym sensie tak, aczkolwiek tutaj trudno jest wyznaczyć dominującą nić fabularną. Nie jest kłamstwem, jeżeli powiem, że poprzez właśnie tak szerokie spektrum Pakuła komentuje niemalże całokształt polskiej kultury. Są pewne wątki związane z opolskim festiwalem, ale niewiele. Spektakl nie będzie śpiewany. Piosenka jest tu ujęta w sposób symboliczny, jako że jest reprezentatywna w jakimś zakresie dla pewnych zjawisk, które zachodzą w polskiej kulturze. Pojawi się w spektaklu również komentarz dotyczący teatru i edukacji. Jednak osią, wokół której "kręci" się nasza diagnoza obecnej sytuacji kultury w kraju, jest upolitycznienie tej sfery. To nasz motor napędowy.

To krytyka sposobu finansowania kultury czy drugiej strony: samych artystów?

- W jakimś zakresie dotyka to finansowania, natomiast bardziej chodzi o to, że coraz częściej osobami decydującymi o kształcie i mającymi realny wpływ na kulturę w tym kraju są osoby, które nie mają absolutnie do tego kompetencji. Są to osoby przypadkowe, które niejednokrotnie w ogóle nie rozumieją, o co w kulturze chodzi. Ma to oczywiście wpływ na finanse, ale ta kwestia wydaje się mikroszczytem całej góry lodowej, szerszego zjawiska społecznego.

Pojawia się wątek lokalny, w związku z tym, że tekst był pisany dla naszego teatru?

- Trzeba zauważyć, że przestrzeń Teatru im. Jana Kochanowskiego jest istotna dla tego spektaklu. Nie uciekniemy od tego, że właściwie kwestia kryzysu czy zagłady kultury jest dość mocno związana z tym miejscem. Jak wiemy, teatr boryka się z kwestiami, które wynikają z problemu, o którym będzie mówił sam spektakl.

Czy w związku z tym, że pana spektakl otworzy nowy sezon teatralny, wiążą się dodatkowe emocje?

- Raczej powiedziałbym, że jest to ostatni spektakl za dyrekcji Tomasza Koniny. W moim subiektywnym odczuciu jest to raczej zamknięcie pewnego etapu. Nikt nie wie, co przyniosą dalsze miesiące. Natomiast znam sytuację z mediów i od pracowników, i z ich głosów konstruuję tę opowieść. Wypowiadam się w spektaklu jako osoba zajmująca się sztuką, bo mój status nie uprawnia mnie do jakiegokolwiek "wojowania" ze stanem rzeczy z perspektywy lokalnego uczestnika. Z kolei tzw. teatr polityczny nie należy do mojej poetyki teatralnej.

Wygląda na to, że materia spektaklu, jak ją pan opisuje, niesie ze sobą duży ciężar. Skąd wobec tego określenie "lekka komedia o lekkim zabarwieniu krytycznym" w opisie?

- Fakt, to zabarwienie krytyczne nie jest jakoś mocno eksponowane, natomiast pod względem gatunkowym nie jest to komedia, choć tekst bywa wesoły. Pakuła napisał go w sposób lekki, co nie oznacza, że jest pozbawiony problemu. Skrajność sytuacji, w jakiej znajdują się bohaterowie, rodzi stany, które są bardzo bliskie czarnej komedii. Wszystko to wynika z bohaterów, z aktorów.

Bohaterowie spektaklu są artystami?

- Tak. Granica pomiędzy postaciami i aktorami, którzy się w nie wcielają, jest płynna, chociaż aktorzy nie wypowiadają się tam we własnym imieniu. Raczej chodzi nam o figurę artysty, aktora, który musi w określonych warunkach znaleźć się na scenie i wypowiedzieć w sytuacji określonego problemu.

Na premiery chodzą przedstawiciele władz. Liczy pan na jakieś wnioski?

- Chcemy, by te osoby wyniosły wnioski z naszego spektaklu. Nie zamierzamy jednak kreować skandalu na siłę ani nikogo obrażać. To oczywiste, że nie chciałbym, by spektakl nic w tej problematycznej sprawie nie zrobił. Jeżeli nie będziemy mówić o sytuacji, o tym, z jakimi realiami my się spotykamy, czyli twórcy, ludzie teatru, to sami siebie doprowadzimy do jakiejś zagłady.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji