Artykuły

Chaos u Mickiewicza?

Budynek stoi, ale teatru chyba już nie mamy. Wszyscy są tu bowiem z sobą skłóceni, Pracownicy techniczni z dyrekcją, dyrekcja między sobą, aktorzy rozdarci między skonfliktowane strony. W takiej "twórczej" atmosferze nie można oczywiście tworzyć sztuki - sądzi pisarz i publicysta Andrzej Kalinin o sytuacji Teatru im. Mickiewicza w Częstochowie.

Powie ktoś, że nakręcają to wszystko pracownicy techniczni tej placówki, bronią tu jakiś swoich interesów. Fizyczni i robole, którzy niewiele wiedzący o prawdziwej sztuce, jak określił to któryś z miejskich decydentów. Tymczasem jest to opinia nader krzywdząca. Dla mnie jest rzeczą zrozumiałą, że to głównie oni upomnieli się o swój teatr. Większość z tych ludzi pracuje tu od lat. Uczestniczyli w setkach prób i spektaklach, granych nie tylko przez artystów naszego miasta. Mają zatem bardziej wyrobiony gust i smak artystyczny, niż większość naszych miejskich decydentów sztuki. Dziwi więc, że nikt poważnie nie chce ich wysłuchać. Nie tylko ich zresztą. Po artykule red. Tadeusza Piersiska "Teatr im A. Mickiewicza ma problemy", na forum internetowym "Gazety Wyborczej" aż zawrzało.

Większość opinii o naszym teatrze a szczególnie o jego repertuarze, okazuje się negatywna. A piszą to przecież częstochowianie, nikt obcy, więc ich opinie powinny być dla władz miasta w jakiś tam sposób wiążące.

Z tych opinii na forum i relacji pracowników teatru wynika, że teatr niestety świeci pustkami. Ludzie przestali tu przychodzić. Żeby jakoś to usprawiedliwić ukuto termin "teatru ambitnego", że niby ludzi trzeba do niego wychować. Po dennym zupełnie "Morzu Cotreza" (zszedł z afisza po kilku dniach) prezydent Wrona oświadczył głośno, że mamy wreszcie prawdziwy teatr.

Może chciał dobrze. Myślał może, że pierwsze koty pójdą za płoty i dalej będzie lepiej? Bo teatr ambitny, to niekoniecznie teatr nudny, udziwniony, przekombinowany. I nie konieczne też grający tylko głupawe farsy. A u nas tak właśnie jest, skrajnie, albo to, albo to (patrz fatalnie zrobiona "Antygona" i prościutka "Mayday" ) jakby nie było złotego środka. Powołam się tu na przedstawienie "Skrzyneczka bez pudła" , która może być tego środka najlepszym przykładem. To przedstawienie jest udane, to prawda, ale tylko udane, poprawnie zrobione, a epatuje się nim, jakby było niewiadomo jakim wydarzeniem artystycznym. Może dlatego, że później nie było się już czym chwalić. Żadne przedstawienie nie zainteresowało publiczności. No może '"Lęki poranne " tylko.

Styk bowiem między sztuką taką, uwspółcześnioną, powiedzmy "awangardową" , a zwyczajną chałą sceniczną, jest tak wątła i tak cieniutka, że tylko najwybitniejsi potrafią jej nie przekroczyć. Pani Deszczowa do takich chyba nie należy. Stąd teatr bez widzów. Bywają spektakle, że na 400 miejscowej widowni siedzi zaledwie 30, 40 osób. Bo ludzi tandetnymi inscenizacjami można oszukiwać tylko do czasu . Przestali więc przychodzić do teatru zarówno ci, którzy lubią spektakle trudniejsze, jak ci od farsy i komedii. Teatr stał się teatrem tylko dla teatru. Bez widzów niestety i bez tej koniecznej teatralnej atmosfery, którą tworzą w równej mierze artyści na scenie i widzowie na sali, a w antraktach wypełnione gwarem foyer.

Kto był ostatnio w naszym teatrze, ten wie, że nie ma tam już niczego takiego.

Na brak atmosfery, tak potrzebnej w każdym miejscu pracy, a w zawodach artystycznych głownie, narzekają również pracownicy tej placówki. Pani (jak nazywają tu Katarzynę Deszcz ) rządzi tu z krakowskich wyżyn. Jest ponad wszystko i wszystko najlepiej wie. Dlatego na Wigilię bożonarodzeniową, która rokrocznie integrowała wszystkich ludzi teatru, przyszło zaledwie kilka osób.

Jak w takiej atmosferze mogą powstawać dobre przedstawienia?

Państwu Sadowskim, na niczym takim, oczywiście, nie zależy. Oni chcą mieć teatr, w którym będą zarabiać ile się da. Stąd wszystkie inscenizacje, scenografie, role główne a nawet teksty w programach są ich autorstwa (patrz "Odyseja2").

I w dodatku to kłamliwe wmawianie nam wszystkim, że teatr ma prawie 90% frekwencji (sic) Jak byśmy nie chodzili do teatru i nie widzieli jaka mała jest widownia. Gdyby ta frekwencja była prawdziwa, mielibyśmy najbogatszy teatr w Polsce.

A jak jest wszyscy teatromani widzą.

Sądzę, że Prezydent Wrona uporządkuje jakoś te sprawy. Wie chyba, co o naszym miejskim teatrze myślą jego poddani. A nowe wybory blisko.

W filharmonii sprawy zostały już ułożone. Znakomita moim zdaniem nominacja pani Beaty Młynarczyk na dyrektora tej ważnej, muzycznej placówki, dobrze jej wróży na przyszłość. Jest to przede wszystkim częstochowianka, a więc osoba uczuciowo związana z naszym miastem i naszą kulturą również. Żaden desant, jak w przypadku teatru. W dodatku osoba kompetentna, szanowana w środowisku i piękna, co marketingowo też ma swoje, wcale nie małe bez znaczenie. Gratulacje, pani Dyrektor.

Może podobnie jak w Filharmonii uda się również z teatrem? Są tu przecież ludzie, którzy świetnie sobie z tym poradzą. W przypadku Marka Ślosarskiego ostatnie dwa i pół sezonu teatralnego pokazało, że lepszy z niego aktor niż dyrektor teatru. I niech nam lepiej gra, niż dyrektoruje.

Tak czy siak sprawy teatru nabrzmiały tak dalece, że chyba przyłączę się do tego protestu, który w styczniu się szykuje. Do teatru częstochowskiego chodzę bowiem przez ponad pół wieku, więc zależy mi na jego dobrym imieniu i jest mi po prostu bliski.

***

Andrzej Kalinin jest pisarzem, członkiem Pen Clubu, wiceprezesem oddziału śląskiego Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, członkiem Śląskiej Rady Kultury, laureatem nagród literackich, m.in.: Czesława Miłosza, "Solidarności", Karola Miarki. Mieszka w Kusiętach k. Olsztyna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji