Artykuły

Szarate - według Witkiewicza

Bardzo dobrze być uznanym za ge­niusza już w młodym wieku. Wpraw­dzie prawie wszystkie nasze dzieci są genialne, ale niektóre z tego wy­rastają. Nie stało się tak, na szczę­ście, ze Stasiem Witkiewiczem, któ­ry wyrósł na wielkiego Witkacego, a którego twórczość dziecięco-młodzieżowa, zachowana pieczołowicie przez kochających rodziców, bawi dzisiaj widzów w Klubie XIII Muz na przedstawieniu Teatru Polskiego.

Nie tylko Staś* Witkiewicz, ale i wszystkie dzieci są znakomitymi obserwatorami i interpretatorami otoczenia. Widzą i rozumieją znacznie więcej, niż wydaje się to do­rosłym. Wiedzą, co jest dobre i sprawiedliwe, wiedzą, kto jest mądry i uczciwy. Wielki Janusz Korczak już dawno temu powie­dział, że "nie ma dzieci. Są lu­dzie".

Przedstawienie przygotowane przez Zbigniewa Wilkońskiego jest bardzo interesujące. Odbywa się w Klubie XIII Muz, gdzie widzów aktorzy zapraszają uprzejmie do sali. W sali jest niewiele dekora­cji: kilka szaf, na środku skrzy­nia. Szafy są miejscem, w którym wiszą ubrania, w których można schować króla i królową, są drzwiami, przez które się wchodzi i wychodzi. Skrzynia, która sama jeździ po podłodze, jest szkolną ławką Stasia i jego schowankiem.

Jest też wspaniałe łoże z pierzy­ną, które może też być stołem, podestem, a nawet dybami, w które kat zakuwa złodzieja. Jak to w zabawie: bawimy się wszystkim, co znajduje się w pokoju.

I właśnie taki charakter ma ca­łe przedstawienie: zabawa inteli­gentnego dziecka - najpierw z pluszowym pieskiem, potem z ma­mą i ojcem, potem ze służącą Ur­szulą... A potem można sobie wy­obrazić całą wspaniałą historię, na przykład o księżniczce Magdale­nie albo napisać komedię z życia rodzinnego.

Bawimy się razem ze Stasiem, którego gra Maciej Dzieciniak - mówi wyraźnie i precyzyjnie, pa­nuje nad kostiumem i rekwizytem - czyżby talent odziedziczony?

Wszyscy aktorzy grają po kilka ról, niektórzy na naszych oczach przy pomocy zaledwie paru rekwizytów czy fragmentów kostiumów przeistaczają się z postaci w po­stać. Wystarczy zdjąć kolorową zapaskę, aby góralska dziewczyna Urszula była księżniczką Magdaleną, a mama bardzo łatwo staje się wyniosłą królową Apolonią - jej fryzura jest tak wspaniała, jak królewska korona.

Przedstawienie ma naprawdę same zalety. Aktorzy umieli wczuć się w "witkacowość" postaci, są w miarę na serio, w miarę groteskowi. Pochwalić należy wszystkich, lecz zwłaszcza Violettę Smolińską, która zachwyca jako zalotna Urszula, skrzypiąca kierpcami, machająca warkoczami, i podśpiewująca "z góralska". Wspaniale rozegrana jest pantomimiczna scena rodzinnego obiadu (zupa cytrynowa, oczywiście, z ry­żem). Aktorzy umiejętnie popisują się tańcem hiszpańskim oraz pojedynkiem karate, potrafią biegać po niewielkiej przestrzeni, umieją się przewracać i nawet wspaniale umierać. Prawdziwy teatr. Wszy­stko to można i warto obejrzeć w Klubie XIII Muz. Koniecznie też trzeba kupić program-kalendarz na rok 1992.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji