Artykuły

Z pamiętnika pensjonarki (VI)

Jak powszechnie wiadomo, zdanie "rozmiar ma znaczenie" jest zdaniem dyskwalifikującym i upychającym piszącego je człowieka w ciemnych piwnicach umysłowej indolencji; nie zawaham się go jednak użyć, bo pierwszy Amerykanin, którego pokochałam szczerą miłością, rozmiarem właśnie zwabił mnie do siebie - pisze Anna Wakulik.

Pomyślicie Państwo, że to jakaś bzdura z czasopisma o stylowym opakowywaniu piersi i kupowaniu toreb z filcu, między którymi to podstawowymi treściami znajduje się kącik porad seksuologicznych. Otóż nie - chciałabym powiedzieć o rozmiarze sztuki "Anioły w Ameryce" Tonego Kushnera. Bo to właśnie to - wielkość, napuchnięcie, rozwidlanie się i zazębianie wątków - jest czymś, za czym każdy piszący, jeśli nawet zaczynał od sztuki kameralnej, na, powiedzmy, sześć osób, a potem litościwie zmniejszał obsadę na osoby trzy, dwie, w końcu decydując się na budżetowy monodram - tęskni.

Barok słów nie jest tu bezpodstawnie barokowy, barok wątków - czytelny, poplątane relacje między tabunem postaci - jasne i powodujące refleksję "aha, też się tak kiedyś czułem", montaż scen jest to szybki, to powolny, a sceny dziejące się na stuprocentowej ziemi spotykają te, które dzieją się w stuprocentowym niebie albo w czyjejś głowie. Przy czym całe to bogactwo jest na tyle oszlifowane, umiejętnie wyheblowane i połączone, że nie ma się poczucia, żeby w którymkolwiek momencie konstrukcja ta miała choćby się zachwiać, choćby zadrżeć.

I tu przejdę do refleksji ogólniejszej: kto ostatnio napisał coś tak dużego? Nie znam nikogo, kto tak bezwstydnie nie bał się rozmiaru XXL w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Czy taki szekspirowski rozmach jest już niemożliwy, bo zmieniła się percepcja widza i potrzebuje on zbliżenia, kameralności, żeby dokładnie widzieć twarz, mikrorelacje, jego umysł nie da sobie rady z pejzażem, z panoramą, z większą społecznością? Czy od Szekspira, przez Czechowa do, powiedzmy, Albeego przeszliśmy wielką przemianę skali relacji międzyludzkich i nie chcemy już patrzeć na człowieka w grupie, w miszmaszu połączeń z innymi? Skąd w takim razie Kushner?

Moja miłość do Tony'ego była zawsze zlepikiem miłości do postaci - kto nie kochał się w uzależnionej od valium Harper, kto nie zazdrościł mrocznej riposty Royowi, kto nie płakał, kiedy Louis nie ma siły mierzyć się z chorobą kochanka, ręka do góry! - a jednak, i być może jest to kwestia pierwszych powiewów dojrzałości, dziś pociąga mnie w nim ta epickość, rozmach, nałożenie na siebie perspektywy historycznej i prywatnej, stworzenie wielkiego fresku o dziejach Ameryki, w którym każdy detal dopieszczony jest na tyle, że można by zrobić z niego osobną sztukę.

Tony, kocham cię za to, że nie bałeś się ryzyka, wyczarowywałeś w swojej mansardce światy, które nie są światami w rozmiarze off off Broadway, tylko Broadway razy dwa. Za odwagę w braniu na warsztat rzeczy wielkich. Za brak strachu przed małą nutką melodramatu. I chociaż kocham teraz w realu innego przeinteligentnego pana, musisz wiedzieć, że pierwsze noce namiętności spędziłam w wieku lat osiemnastu z tobą i twoimi bohaterami. Oddaję ci hołd i zmykam, a Państwu na przyszłość zasyłam życzenia: kochajcie się i czytajcie dramaty, warto!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji