Artykuły

Villqist - Myśl i słowo

Nie lubię występować publicznie; denerwuję się wtedy, zacinam, mówię zbyt cicho, niewyraźnie lub za głośno. Wolę pisać; w terminowej nerwówce poprawiać klecone zdania tak, by choć trochę przypominały nieosiągalny ideał pierwotnego zamysłu.

15 czerwca krążyłem nerwowo po rynku Starego Miasta w Warszawie. Towarzyszący mi syn popatrywał na mnie zdziwiony, bo po pierwsze, pytałem go wciąż o godzinę, a po drugie, uczestniczył już w moich przeróżnych wariantach emocjonalnych, ale chyba jeszcze nigdy w stanie faktycznego zdenerwowania.

"Już wiesz, co powiesz?" - pytał mnie syn; ja odpowiadałem, że oczywiście wiem, ale tak naprawdę w głowie miałem pustkę. Czas biegł szybko, na drżących nogach pomaszerowałem pod bramę Zamku Królewskiego. W wypełnionej gośćmi sali koncertowej zajęliśmy jedne z ostatnich miejsc i zaczęło się. Pocieszałem się, że skoro moje nazwisko zaczyna się na "Ś" [Jarosław Świerszcz - przyp. red.], to na uroczystości wręczania nominacji w piętnastej edycji programu społecznego "Mistrz Mowy Polskiej" będę się "prezentować" na samym końcu.

Na pustym dotychczas sąsiednim fotelu usiadł wybitny językoznawca profesor Jerzy Bralczyk. Uśmiechnął się do mnie, a ja w tym momencie zapomniałem z wrażenia wszystko, co chciałem powiedzieć. Syn nachylił się do mnie i spytał: "Wiesz już, co powiesz?" "Tak" - pokiwałem głową, co oznaczało, że "Nie" i "Ratunku!". Moim sztandarowym pomysłem na rozwiązywanie wszelkich życiowych sytuacji stresowych jest nagłe i niespodziewane rozpływanie się we mgle, teraz jednak to na nic, nie zniknę; muszę wyjść na scenę i "uzasadnić" słowem moją nominację.

Nie wiem, kto mnie nominował i za co, ale słuchając wystąpień m.in. wspaniałych aktorek: Magdaleny Zawadzkiej, Doroty Segdy czy wybitnego aktora Teatru Śląskiego w Katowicach Bernarda Krawczyka, wiedziałem, że nie dorastam im nawet do pięt, a każde z nich zasługuje po sto kroć na miano "Mistrza Mowy Polskiej", które przyznawane będzie na gali finałowej w Chorzowskim Centrum Kultury 21 września.

W końcu i na mnie przyszedł czas; wyszedłem na scenę (kolana mi drżały); mówiłem, mówiłem, ale stałem też obok siebie, patrzyłem, uważnie sam się słuchałem i powiem tak: zupełnie inaczej bym tego zarozumialca wyreżyserował. Gdyby choć raz chciał posłuchać; poprosiłbym go (to znaczy siebie), żeby poczytał sobie np. wypisy z Wittgensteina, a zwłaszcza jego refleksje o znaczeniu wypowiadanych słów; wszak aby zrozumieć, co kto mówi, choćby mówił najpiękniej na świecie, trzeba wiedzieć, co ma na myśli. Na gali finałowej w Chorzowie też pewnie będę musiał coś powiedzieć, ale wpierw sobie to napiszę, poprawię, a potem poczytam mądre słowa wielkiego wiedeńczyka o myśleniu i mówieniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji