Artykuły

Hamsun a la Witkacy

"Tangen" w reż. Łukasza Witt-Michałowskiego w Teatrze im. Witkiewicza w Zakopanem. Pisze Agnieszka Olczyk w Didaskaliach.

Andrzej Tangen (imię i nazwisko wymyślone przez niego samego). Dziennikarz, żyjący na skraju nędzy, gdzieś w ubogiej dzielnicy Chrystianii (Oslo). Niespełniony literat, ma wysokie mniemanie o sobie i szeroki gest. Potrafi po kilku dniach głodowania rozdać innym żebrakom cudem zdobyte pieniądze nie z litości i szlachetnego serca, ale po to, aby poczuć się "panem". Obraża się, gdy inni proponują mu pomoc. Ma swoje, często niezrozumiałe, zasady i dąży do własnych, niedościgłych ideałów. Żyje od literackiego natchnienia do natchnienia, często samym tylko natchnieniem. Nędza oraz niezaspokojenie zawodowych ambicji mieszają mu zmysły i spychają na społeczne dno.

Napisany sto dwadzieścia lat temu "Głód" można uznać za naturalistyczne studium biedy (powieść zawiera wątki autobiograficzne Hamsun kilka lat tułał się po świecie, podejmując się wielu zajęć i cierpiąc dotkliwą biedę). Jednocześnie jednak bohater "Głodu" nie jest żebrakiem, który myśli wyłącznie o tym, żeby coś zjeść. To człowiek bardzo wrażliwy, artysta, nieprzystosowany do życia w społeczeństwie, myślący innymi niż większość kategoriami. Uznany za dziwaka i szaleńca, tworzy własny, idealistyczny świat. Co ciekawe: to nędzarz, który nie budzi litości. Jednym z powodów, dla których tak się dzieje, jest świadomość, że temu człowiekowi jest dobrze z sobą samym, a głód daje mu impuls do podejmowania jego ulubionej czynności tworzenia wyimaginowanej rzeczywistości, pisania.

Spektakl Łukasza Witta-Michałowskiego to Hamsun czytany przez pryzmat artystycznej osobowości, teatralnych teorii i scenicznych dzieł Stanisława Ignacego Witkiewicza. Hamsun zdeformowany, groteskowy, w najmniejszym stopniu naturalistyczny. Tematem przedstawienia jest artysta-mitoman, człowiek obłąkany z głodu, niekoniecznie fizycznego. Taką interpretację sugeruje już sam tytuł spektaklu, wzięty od wymyślonego przez bohatera nazwiska: Tangen. Twórcy scenariusza (Witt-Michałowski i Włodzimierz Popinski) skupiają się zatem na nieprzeciętnej jednostce, indywidualiście. Na kartce z obsadą przedstawienia zamieszczono fragment leksykonu Znaki świata poświęcony szaleństwu i opętaniu. Czytamy tu: "Zgodnie z wierzeniami wielu ludów i koncepcjami religijnymi, szaleństwo było pożądanym stanem wtedy, kiedy należało doprowadzić do czasowej destrukcji osobowości, która miała zostać poddana przekształceniu. Chaos, w jaki popadał człowiek, stawał się wyrazem jego uczestnictwa w innej rzeczywistości i mógł być interpretowany jako dowód wybrania go przez boskie istoty na szamana czy mistyka. "Demoniczne opętanie" uzasadniało poddawanie go rytuałom inicjacyjnym, podczas których był męczony, kawałkowany i zabijany przez demony. Znajdując się w stanie dezintegracji osobowości, psychicznego chaosu (...), adept poznawał te aspekty rzeczywistości, które są niedostępne zwykłemu poznaniu". Tangen w spektaklu Witta-Michałowskiego cierpi na rozszczepienie osobowości. Bohaterowi granemu przez Marka Wronę towarzyszą niczym cień dwie postacie, dwa inne "Tangeny" (Dorota Ficoń i Krzysztof Łakomik), które dopowiadają myśli ekscentrycznego dziennikarza, uosabiają jego sumienie i wolę. Monolog głównego bohatera jest zatem rozpisany na trzy głosy. Owe dwa demony prześladujące Tangena i wodzące na pokuszenie opuszczą go dopiero w chwili śmierci: jej metaforą jest statek, na który zaciąga się wycieńczony głodem literat. Czy "znajdując się w stanie dezintegracji osobowości, psychicznego chaosu", bohater poznaje ukryte przy normalnym stanie umysłu aspekty rzeczywistości?

Tangena otaczają nie ludzie, ale manekiny, wykonujące karykaturalne gesty i ruchy. Każda z postaci - Lichwiarz. Policjant (Krzysztof Wnuk). Listonosz (Jacek Zięba-Jasiński), Redaktor (Andrzej Bienias), spotykane kobiety - ma inny (ale zawsze nienaturalny) sposób poruszania się, mówienia. Każda zachowuje się jak nakręcona zabawka, którą ktoś na chwilę, na jedną scenę, wypchnął zza kulis, gdzie zaraz powróci. Konstrukcja spektaklu ma zatem coś z szopki: powtarzają się ludzie (aktorzy grają po kilka ról), powracają podobne obrazy, wszystko toczy się w miarowym tempie, wyznaczanym przez ekspresyjną, graną na żywo muzykę. Zdeformowany świat i zdeformowani ludzie zamieszkują wyobraźnię Tangena, z niej się wywodzą. Pośpiesznie notujący na kartkach papieru Tangen powołuje do życia karykaturalne postacie, które budzą jego strach (jak Policjant), respekt (jak Redaktor) czy fascynację erotyczną (jak wyśniona Ylajali).

Stanom wewnętrznego napięcia, rozedrgania i ciągłego balansowania głównego bohatera na granicy życia i śmierci odpowiada czarno-czerwona kolorystyka, zarówno bardzo nierealistycznych, fantazyjno-ekspresjonistycznych kostiumów, jak i scenografii. Czerwone jest także światło, które pojawia się nagle w chwilach iluminacji (literackiego natchnienia, czy opętania przez własne myśli) nad głową Tangena, wnosząc niepokojącą, "demoniczną" aurę.

Niewielką Scenę Witkacego niemal w całości zajmuje podest ze schodami przypominający wybieg dla modeli. Aktorzy od czasu do czasu przechadzają się po nim, jeden za drugim, niczym na pokazie mody. Po obu stronach ustawiono prostokątne blejtramy. zza których niekiedy wynurzają się postacie lub wyciągają ręce uliczni żebracy, grzechocząc natarczywie kubkami z pieniędzmi. Czarna płachta przykrywająca podest na proscenium kryje pod sobą. jak się okaże w jednej z końcowych scen przedstawienia, mnóstwo kartek

z rękopisami Tangena. Przestrzeń jest zimna i nieprzyjazna. Gdzieś za blejtramami wydają się czyhać ukryte demony. Gdy główny bohater przybywa do przytułku dla bezdomnych (fizycznie znajdując się cały czas w tym samym miejscu), przyjmujący go na noc dyżurny oświadcza, że za kilka minut w pokoju zgaśnie gaz. Po chwili na scenie i na widowni robi się ciemno i przez dłuższy czas nie można wyłowić żadnego kształtu. Tymczasem dwie postacie towarzyszące Tangenowi, dwie cząstki jego jaźni, wchodzą między widzów, rozmawiając ze sobą i snując, jak twierdzi Tangen, "najdziwaczniejsze fantazje". Widzowie zostają wciągnięci w opętańczy świat tytułowej postaci: nie widząc praktycznie nic. nasłuchują głosów, które odzywają się z różnych stron sali.

Już sam początek spektaklu zapowiada jego formę i konwencję. Pierwsza scena to ćwiczenia gimnastyczne ubranych na czarno aktorów, którzy przygotowują się do występu. Robią pompki i maszerują w takt miarowego, głucho wybijanego rytmu (który towarzyszy początkowi i końcowi przedstawienia). Pomiędzy nimi przeciska się nagle wychudzony literat. Reżyser bierze w cudzysłów sceniczne działania postaci, które będą - właśnie - scenicznymi działaniami, a nie naturalistycznymi zachowaniami. Widz, śledząc akcję, pozostaje z boku, nie angażuje się, jest zdystansowany wobec losów postaci i wydarzeń.

Groteskowy świat, wykreowany pomysłowo i konsekwentnie, dobitnie obnaża absurdy ludzkiej egzystencji, którą rządzi pieniądz (świetna scena wymiotowania pieniędzmi przez jednego z bohaterów, w mechanicznym rytmie, wyznaczanym przez klapsy Gospodyni) i obłuda (policjant przepędza nocującego pod gołym niebem Tangena. ale, gdy ten sypie mu z ukrycia pod nogi monety, policjant bynajmniej nimi nie gardzi). Na ten zdeformowany świat patrzymy oczami głównego bohatera, artysty owładniętego pasją pisania, który zatraca się całkowicie, aż do granic obłędu, w swojej wyobraźni i na własną modłę tworzy rzeczywistość.

Imaginacja Tangena. pogłębiona przez głód, rodzi fantastyczne wizje i urojenia. Pojawiają się w nich między innymi dwie bliźniaczo podobne kobiety - Ylajali i jej siostra (Joanna Banasik i Adrianna Jerzmanowska), które intrygują literata, ale z którymi relacje (ujawnione w rozmowach, spacerach) będą kalekie, ułomne. Tangen nie potrafi porozumieć się z kobietami: pozostaną one dla niego tyleż fascynujące, co niedosięgłe. Zresztą, nie ma sensu podążać za bohaterami tropem psychologicznym, skoro wszystko jest tu karykaturalne, groteskowe i wykoślawione. Wydawać by się mogło, że jedyną "normalną" osobą jest tutaj Tangen. Marek Wrona gra wynędzniałego dziennikarza najbardziej - w porównaniu do pozostałych aktorów - naturalistycznymi środkami. Jego Tangen balansuje na granicy szaleństwa, ale mógłby uchodzić za ekscentrycznego dziwaka. Mógłby, gdybyśmy nie obserwowali go otoczonego przez pozostałych, zarysowanych mocną, karykaturalną kreską bohaterów i gdyby nie rozszczepienie osobowości Tangena. zmaterializowanie jego lęków i urojeń w postaciach dwóch duchów, dwóch innych "ja". W jednej z pierwszych scen siedzący na podeście Tangen wyznaje: "Dostrzegłem trzewiki i wydały mi się dobrymi znajomymi. (...) Jakbym nie widział dotąd własnych trzewików, zacząłem studiować ich wygląd, mimikę przy poruszaniu stopy, kształt, zniszczone wierzchy i zauważyłem, że fałdy oraz białe szwy nadają im pewien wyraz i fizjonomię. Coś z mego ja przeszło w te trzewiki, coś zwróciło się przeciw mojemu ja, była to jednak cząstka mnie samego...". Gdy bohater mówi te słowa, dwie towarzyszące mu postacie kładą głowy na jego butach. Ta scena jest chyba kluczem do interpretacji Tangena jako człowieka cierpiącego na zaburzenia osobowości. Artysty-szaleńca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji