Artykuły

Zaryzykuj wszystko

Z Piotrem Roguckim, laureatem konkursu Festiwalu Piosenki Aktorskiej rozmawia Jacek Cieślak.

- Piosenką "Sto tysięcy jednakowych miast" wygrał pan niedawno konkurs Festiwalu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu, w maju pana zespół Coma wydał debiutancką płytę z nagrodzonym utworem, wcześniej zagrał pan w "Zaryzykuj wszystko" TR Warszawa [na zdjęciu], eksperymencie teatralnym Grzegorza Jarzyny. Czy artyści młodego pokolenia nie wiedzą, kim chcą być, czy też muszą próbować szczęścia w wielu dziedzinach, bo tak trudno się przebic.

Każda z dyscyplin, które uprawiam, sprawia mi wielką frajdę. Doświadczenia zdobyte w jednej mogę spożytkować w innej. Poezja zyskuje rockowe barwy, rock staje się poetycki, a teatr, co pokazuje "Zaryzykuj wszystko", może więcej powiedzieć o współczesności, czerpiąc ze złomowiska popkultury.

Gdzie się kształci tak wszechstronnych artystów?

Skończyłem technikum elektryczne.

Jak Lech Wałęsa.

Odcinam się. On skończył szkołę zasadniczą. Wybrałem technikum, bo lubiłem majsterkować.

Udzielił się panu duch Adama Słodowego, ale pana pokolenie nie pamięta już chyba jego programów?

Napisana przez Słodowego książka "Zrób to sam" była najlepszym prezentem, jaki kiedykolwiek dostałem pod choinkę. Udało mi się również obejrzeć ostatnie programy telewizyjne z jego udziałem. Załapałem się też na "Sondę". Jedną nogą jestem z PRL. Ale chociaż poszedłem do technikum elektrycznego, objawiła się moja żyłka artystyczna. Wystartowałem w Konkursie Recytatorskim im. Józefa Piłsudskiego zorganizowanym przez Bibliotekę Łódzką i zdobyłem pierwszą nagrodę. Dziś może nie brzmi to poważnie, traktowałem jednak ten występ jak najbardziej serio. Potem moje talenty dostrzegła pani polonistka i zachęciła mnie do udziału w konkursie "Sacrum w literaturze". Mówiłem "Wiersz o trzech wesołych aniołach" Gałczyńskiego. Po moim występie główny juror powiedział, że to było profanum. Zniechęciłem się.

I co pan robił jako profan?

Karierę polityczną. Zostałem prezydentem szkoły, czyli przewodniczącym komitetu szkolnego. Prowadziłem apele, podawałem przez radiowęzeł ważne informacje.

W moich czasach młodzi ludzie unikali tego rodzaju aktywności. Robił pan to na poważnie?

O to chodzi, że nie. Widziałem w tym dobry pretekst do zgrywy. Zostałem wybrany w prawdziwych szkolnych wyborach, była kampania przedwyborcza, moi koledzy nosili moje plakaty.

Czy to było już po finale dogrywki prezydenckiej z Lechem Wałęsą i Stanem Tymińskim?

Tak, i może dlatego nabijaliśmy się z całej sytuacji, bawiliśmy się w polityczny kabaret. Żartowaliśmy, że skoro jesteśmy w technikum elektrycznym, mamy większą szansę na karierę niż ówczesny prezydent. Tak zacząłem brać udział w ogólnopolskich spędach młodzieżowych. Byłem w Powszechnej Akademii Młodzieży zorganizowanej przy Polskim Towarzystwie Psychologicznym w Warszawie. Z naszym udziałem powstał film dokumentalny Piotra Bikonta o tym, jak polska młodzież w nowej sytuacji ustrojowej i gospodarczej może pozyskiwać fundusze.

Czy mógłby pan zdradzić tę tajemnicę?

Od jednej z amerykańskich fundacji dostaliśmy po tysiąc złotych. Mieliśmy te pieniądze pomnożyć. Zdecydowaliśmy się na gastronomię.

Przepiliście je?

Piekliśmy ciasta, sprzedawaliśmy kiełbaski na warszawskim festynie. Po tygodniu ciężkiej pracy zarobiliśmy po 50 złotych! Postanowiłem wrócić do szkoły. Jednak moje zainteresowanie elektryką było coraz mniejsze, a średnia ocen spadła z 4,5 na 2,8. Uratowała mnie sztuka. Pisałem wiersze od ósmej klasy, dwa lata chodziłem do szkoły muzycznej. Na zloty szkolnych prezydentów jeździłem z gitarą. Z kolegą, który gra teraz ze mną w Comie, wystąpiliśmy w Wielkim Konkursie Licealnym Piosenki Turystycznej. Wtedy Ich Troje nie było jeszcze znane, ale dziś zrobiłoby z naszej pieśni wielki szlagier.

Jak dostał się pan do TR Warszawa?

Byłem zakompleksionym młodym człowiekiem, cztery razy bezskutecznie zdawałem do Filmówki. Miałem złą wymowę i musiałem sobie podciąć wędzidełko, spiłować zęby. Brakowało mi pieniędzy, dlatego eksperymentalnych zabiegów dokonywali na mnie studenci medycyny. Robili to pierwszy raz. Później okazało się, że nie mam żadnej wady wymowy, a komisja szukała pretekstu, żeby mi podziękować. W końcu udało mi się dostać do szkoły aktorskiej w Krakowie, gdzie Grzegorz Jarzyna oglądał mnie podczas egzaminu końcowego pierwszego roku.

Co takiego fascynuje młodych aktorów w jego teatrze?

Graliśmy na antresoli Dworca Centralnego, z widokiem na Aleje Jerozolimskie i Marriottem w tle, z publicznością, która stawała się aktorem dla gapiów i kloszardów siedzących w dworcowej poczekalni. Dostałem trudne zadanie, miałem zagrać rolę reżysera filmów porno. Ludzkie ciało i seks nie mają przed nim żadnych tajemnic, jest znudzony, tymczasem się zakochuje. W szkole aktorskiej po pół roku pracy kolega odważył się na scenie pocałować koleżankę w usta. To było wydarzenie. Wszyscy im gratulowali, mówili, że ich warsztat aktorski jest coraz lepszy! Dlatego próbując "Zaryzykuj wszystko", byłem zszokowany. Jarzyna od razu poprosił Olę Konieczną, by położyła się na łóżku, a nam powiedział, że mamy się... rżnąć. Ale nie chodzi przecież o seks. Jarzyna pokazał mi, że w teatrze można swobodnie eksperymentować, nie krępując wyobraźni.

W sierpniu 1980 r. miał pan dwa lata, wszedł w dorosłe życie po 1989 r., jak człowiek w pana wieku ocenia dorobek "Solidarności" i piętnastu lat wolności?

To, co stało się z "Solidarnością", jest zaprzepaszczeniem fantastycznej idei, porażką wspaniałych wartości, które symbolizowała. Obawiam się, że teraz przyszedł czas Samoobrony i chroń nas Panie Boże przed takimi rolnikami. Moi koledzy, wspaniali, twórczy ludzie boją się krawaciarzy i już uciekają z Polski.

Pan zostaje?

Zostaję. Na razie żyję na garnuszku mamy. Kiedy założę rodzinę, będę musiał znowu zaryzykować wszystko.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji