Strzępy życia
"Po upadku" to ta ze sztuk Arthura Millera, którą napisał po dziewięciu latach przerwy w twórczości. Gdy sztuki jego z pierwszego okresu były utworami na wskroś realistycznymi. "Po upadku" to dramat, który wypłynął już na nowej fali teatru amerykańskiego. "Rzecz dzieje się w pamięci i myślach Ouentina" brzmi objaśnienie autora w podtytule tej sztuki. Istotnie, dramat ukazuje nam strzępy życia głównego bohatera Ouentina, nawet nie w kolejności chronologicznej, ale jeśli tak można powiedzieć w kolejności emocjonalnej. Ouentin, przeciętny adwokat amerykański, wspomina wobec nas swe życie. Osoby, które brały w nim udział, odgrywają błyskawiczne sceny zdarzeń, jakie wspomina.
Od czasu wystawienia tej sztuki krytycy całego świata dyskutowali na temat jej autobiograficzności. Ci, którzy znają życie Arthura Millera, podkładają autentyczne postacie pod każdą z osób tam występujących, zwłaszcza pod osobę Maggie, sławnej, a nieszczęśliwej artystki, która mimo powodzenia zawodowego i wielkiej miłości, dobrowolnie odeszła z tego świata. Autor w udzielanych wywiadach nie przeczy bynajmniej, że sztukę czerpał z własnych losów, ale słusznie sprzeciwia się sensacji z tym faktem związanej, protestując przeciwko jej rozgłosowi o charakterze brukowym. Nic jest bowiem ważne, czy Maggie jest tą, czy inną rzeczywistą postacią. Autor zużytkował jej losy dla całkiem innego celu: dla pokazania niebezpieczeństwa, które każdy człowiek sam w sobie nosi i ukazania nieustannej odpowiedzialności człowieka za los własny oraz za losy innych ludzi.
Wina i odpowiedzialność oto motyw, który podobnie, jak motyw strachu, nawiedzającego człowieka, przewija się przez wszystkie dramaty Millera, i Miller w sztuce tej patrzy krytycznie na wiele objawów życia amerykańskiego: na konformizm, obowiązujący każdego obywatela, na prześladowania polityczne, doprowadzające niekiedy do tragicznych skutków, na nieustanną i pogoń za pieniądzem i mierzenie każdego wysokością jego majątku. Ale jednocześnie wiele motywów jego sztuki ma za źródło amerykański styl życia i amerykańską obyczajowość. Postać despotycznej Matki, przesłaniająca mu przez całe życie wszystkie kochane przez niego kobiety, niewątpliwie pochodzi z arsenału zasad tak wszechwładnej w Stanach Zjednoczonych psychoanalizy, a cały dramat natrętnie nasuwa porównanie z wielką spowiedzią, wygłaszaną na kanapce w gabinecie psychoanalityka. Ta sama w niej emocjonalna chaotyczność, wykrywanie kompleksów, dominanta erotyzmu, który właściwie niepodzielnie rządzi życiem Quentina.
Dramat "Po upadku" zyskałby niewątpliwie na większej prostocie formy, zaszkodziła mu pewna wyraźnie umyślnie narzucona przes autora pretensjonalność, która wynaturzyła wiele ukazanych postaci. Reżyseria Ludwika Rene stuszowąła wiele z tego typu efektów, ale wiele i jeszcze pozostało. Reżyser nie wahał się, też skrócić tekstu sztuki, co wyszło spektaklowi na dobre. "Po upadku" posiada właściwie dwie tylko wielkie role. To rola Quentina i jego drugiej żony Maggie. Obie te role zagrane były wręcz znakomicie. Zwłaszcza, Quentin, w interpretacji Jana Świderskiego, spokojnej, opanowanej, z lekka ironicznej, a jednak budzącej głębokie współczucie, naprawdę pozostaje niezapomniany. Swiderski powiększył o tę rolę bogatą już kolekcję świetnie zagranych postaci. Maggie - rozkapryszoną, histeryczną,nie umiejącą sobie mimo olśniewającej kariery, poradzić z życiem, zagrała z dużym zrozumieniem Elżbieta Czyżewska. Uniknęła tu tak łatwej, fałszywej kokieterii, czy jakiejkolwiek szarży. Była trafna, zarówno w scenach miłosnych, jak w tragicznych scenach zwątpienia o świecie.
Bardzo ładnie i po prostu zagrała Holgę, tę z kobiet Quentina, która do sztuki Millera wprowadza nękający go nieustannie motyw zbrodni hitlerowskich, Barbara Klimkiewicz. Sceny domowe w czasie małżeństwa Quentina z pierwszą żoną Luizą odtworzyła w naturalny sposób Mirosława Krajewska. Ważną, choć niewielką rolę Matki odegrała z przejęciem Ryszarda Hanin. Inne role odtworzyli: Wojciech Duryasz (Quentin w młodości), B. Płotnicki (Ojciec), M. Stoor (Brat), Lucyna Winnicka (Elsie), Tadeusz Bartosik (Lou), E. Fetting (Mickey) i inni, których z braku miejsca nie wymieniam. Pomysłowe, a niełatwe do stworzenia dekoracje są dziełem niezawodnego Jana Kosińskiego. Przekładu sztuki słucha się znakomicie, zapominając chwilami, że to przekład. Najwyższa to pochwala dla tłumacza - Miry Michałowskiej.