Artykuły

Moje życie z Mozartem

- Teatr operowy jest wcieleniem muzyki, rzeczywistości duchowej, która domaga się ucieleśnienia. Partytury Mozarta to scenopisy zaklęte w nuty. Mozart jest Szekspirem teatru muzycznego - mówi RYSZARD PERYT, reżyser m.in. oper Mozarta w Warszawskiej Operze Kameralnej.

Anna S. Dębowska: Jak zaczęła się Pana przygoda z Mozartem?

Ryszard Peryt: Ona trwa już prawie 30 lat. Swój pierwszy mozartowski spektakl zrobiłem w 1977 r. w Słupsku. To był mój debiut jako reżysera operowego.

Właśnie wtedy zrozumiałem, że Mozart to chleb, który będę jadł przez całe moje życie. Moim celem stał się projekt realizacji wszystkich dzieł scenicznych Mozarta.

Udało się go Panu zrealizować dopiero 14 lat później w Warszawskiej Operze Kameralnej, w 1991 r. jako I Festiwal Mozartowski.

- W tym sensie spotkanie z dyrektorem Opery Kameralnej Stefanem Sutkowskim uważam za opatrznościowe. On od razu zapalił się do pomysłu. Niewiarygodnym zbiegiem okoliczności, nawiązując współpracę z WOK, zyskałem też taką kameralną scenę, dla jakiej w Wiedniu czy Pradze pisał swoje utwory Mozart, na dodatek w XVIII-wiecznym budynku. To genius loci Festiwalu Mozartowskiego, wizytówka Opery Kameralnej na całym świecie.

Spektakle powstawały w rekordowym tempie. W roku 1990 miało miejsce aż 11 premier. Jak Pan to wspomina?

- Wydaje mi się to teraz nierealne, wręcz szalone. Ale udało się rozpłomienić cały zespół, choć nie obyło się bez przeszkód. Pierwszym przedstawieniem mozartowskim, które zrobiłem w WOK-u razem ze scenografem Andrzejem Sadowskim, był "Czarodziejski flet" w 1987 r. Ta inscenizacja zdeterminowała inne. Dzięki niej wiedzieliśmy, w jakim kierunku iść dalej. W 1993 r. mieliśmy komplet. Wyznaczyliśmy światu wzorzec myślenia na temat teatru muzycznego Mozarta. Nawet w Wiedniu nie grano wszystkich jego dzieł. Dopiero WOK je stolicy Austrii przybliżył.

Jest Pan z wykształcenia aktorem i reżyserem teatralnym. To rzadkość, że człowiek teatru dramatycznego umie czytać partyturę.

- W dzieciństwie grałem na skrzypcach, w czytaniu partytury jestem jednak samoukiem. Czytam ją nie jak muzyk, ale człowiek teatru - w zapisie muzycznym szukam teatralnych znaczeń i wskazówek. Teatr operowy jest wcieleniem muzyki, rzeczywistości duchowej, która domaga się ucieleśnienia. Partytury Mozarta to scenopisy zaklęte w nuty. Każdy gest czy ruch w moich przedstawieniach jest z niej wyczytany. Mozart jest Szekspirem teatru muzycznego.

Nie wystarczy tu świetny głos, solista musi też aktorsko sprostać temperaturze tej muzyki, znaleźć dla niej ekspresję cielesną. Muzyka Mozarta angażuje całość osoby, jej człowieczeństwo. To muzyka, która jest myśleniem.

Co jeszcze zafascynowało Pana w Mozarcie?

- To, co w jego muzyce jest tak pogodne, zmysłowe i witalne, nie przesłania zasadniczego pytania o sprawy ostateczne. To mnie do Mozarta zbliżyło, to jest fascynujące, bo dotyczy każdego z nas niezależnie od czasu i miejsca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji