Artykuły

Wybraniec bogów. Gwiazdozbior Polski (4)

Tragiczna śmierć Zbigniewa Cybulskiego 8 stycznia 1967 roku przerwała karierę rozpędzoną, niedokończoną, niepewną siebie

Zaczyna się POLSKA SZKOŁA FILMOWA. Czas do dziś uważany za najbogatszy artystycznie dla naszej kinematografii. Chwilowa odwilż polityczna po 1958 roku dopuściła na ekran zakazane dotychczas tematy historycznych obrachunków, nowych ludzi i nowy-stary, romantyczny sposób reakcji na świat. Dzięki filmom ANDRZEJA WAJDY ("Pokolenie", "Popiół i diament", "Kanał), ANDRZEJA MUNKA ("Eroica", Zezowate szczęście", Pasażerka"), KAZIMIERZA KUTZA ("Krzyż Walecznych", "Nikt nie woła", "Ludzie z pociągu"), JERZEGO KAWALEROWICZA (,Pociąg", "Prawdziwy koniec wielkiej wojny", "Matka Joanna od Aniołów") powstał wówczas zasadniczy kościec ideowy i artystyczny polskiego kina.

Nasz pierwszy, prawdziwy, powojenny gwiazdor zawsze sprzeciwiał się pojęciu gwiazdorstwa, przynajmniej w naszym systemie produkcyjnym. W jednym z wywiadów sformułował to nawet w ten sposób:

"Gwiazdorstwo istnieje na rynku komercjalnym i zostało wymyślone przez ludzi zajmujących się "handlem żywym towarem". Gwiazda to istota niezwykła, niedotykalna, nie podobna do innych. Po to, by taką była - organizowane są te niezliczone skandale, miłości, rozwody, ekstrawagancje. Gwiazda musi być ciągle atrakcyjna - by publiczność chciała ją oglądać. Nie wolno więc dopuścić do zejścia gwiazdy z piedestału, do jej "bratania się z widzem"

Przytaczam tę opinię Cybulskiego specjalnie, albowiem jest ona krańcowa, odmienna w stosunku do tego, co jego samego naznaczyło gwiazdorstwem. A przecież trudno przypuszczać, ze spowodowane to zostało tylko różnicą między komercyjnym i niekomercyjnym rynkiem, albo różnicami charakterologicznymi. Bo gdyby od tej strony spojrzeć, to rzeczywiście "nie miał żadnych szans". Był typowym "bratem-łatą", a więc z widzami "bratał się" nieustannie, wszyscy wspominający go mówili, iż nie mógł żyć bez długich, nigdy nie kończących się a całkowicie przypadkowych rozmów podejmowanych ze spotykanymi ludźmi. To te rozmowy go "ładowały", one stanowiły najistotniejszą wartość.

Być może, że z taką naturą byłby tylko jednym z wielu popularnych aktorów, gdyby nie to, że los naszykował mu, niespodziewanie, dwa "piedestały", na których go ustawił. Jeden dotyczył szczęśliwego przypadku, że to właśnie Cybulski zagrał główną postać w najgłośniejszym polskim filmie, dzięki czemu, "za jednym zamachem" największy sukces krajowy i międzynarodowy polskiej kinematografii, czyli "Popiół i diament", stał się równocześnie jego osobistym sukcesem. Porównano go natychmiast do Jamesa Deana i innych słynnych wówczas "buntowników ekranu" nie tylko ze szkoły Lee Strasberga, czyli amerykańskiego Actor's Studio (Marlon Brando, Montgomery Clift), a to znaczyło, że znalazł się w tym, co było wówczas w kinematografii światowej nowe, co było związane z ambicją i artyzmem. Co się w świecie uczyło. I nagle się okazało, że to on sam zaspokaja ambicje polskiego kina, likwiduje kompleksy, staje się autorytetem, powiększony tym jednym filmem natychmiast do wymiarów legendy.

Ale też niezwykłość okresu, w którym przyszło Cybulskiemu startować - czyli Polska Szkoła Filmowa, jak również siła artystycznych argumentów tego najważniejszego filmu spowodowały, że także inne postacie, które miał grać,

z konieczności musiały być porównywane z owym "najważniejszym", jak porównany i utożsamiany został natychmiast "Zbyszek" z "Maćkiem" czyli Zbigniew Cybulski - aktor z postacią z .Popiołu i diamentu" - Maćkiem Chełmickim.

Ale był jeszcze "drugi piedestał" przygotowany Zbyszkowi przez Los. Piedestał, na którym umieszczony został zbyt szybko i zbyt Ostatecznie, by publiczność mogła i potrafiła go od tej "wieczności" oddzielić. Bo choć prawdą jest, że "wybrańcy bogów umierają młodo", to przecież tragiczna śmierć Zbyszka, 8 stycznia 1987 roku, urwała karierę rozpędzoną, niedokończoną, pokomplikowaną, niepewną siebie, a przez to ogromnie żywą, gwałtowną, namiętną, pełną projektów i pomysłów. Miał niecałe czterdzieści lat.

Jaki by był, gdyby tych "dwóch piedestałów" zabrakło?

Przecież i tak musiał być "silną Indywidualnością" i potrafił tę siłę pokazać. Przecież np. jednym z najbardziej zaskakujących elementów "Popiołu i diamentu" było to, że aktor wszedł w wojenną rzeczywistość filmu jakby wprost z ulicy końca lat pięćdziesiątych! Jego sposób uczesania, jego ciemne okulary, jego dżinsy, kurtka z amerykańskiego demobilu, chlebaczek, "pionierki" - przeczyły powojennej scenerii! Były czymś w rodzaju prowokacji! A mimo to taki Maciek stał się najbardziej przekonującą postacią końca wojny i - o dziwo - jest nią do dziś. Bo Cybulski wyposażył- Maćka we własne fascynacje i własną prywatność. Prywatne reakcje, prywatne słowa, prywatna wrażliwość Zbyszka - postawiły znak równości między nim a Maćkiem, a tożsamość stała się "postacią" naśladowania. A to znak, że gwiazda jest gwiazdą, gdy ulice zaludnią się jej podobiznami: tak było z rzeszą chłopców w ciemnych okularach, w dżinsach, kurtce... itd. A on sam?

Był ciepły, serdeczny, koleżeński, roztargniony, wiecznie spóźniony, o "cygańskiej" duszy, zaprzyjaźniony ,z całym światem".

Zanim doszedł do "Popiołu i diamentu", skończył Szkołę Aktorską w Krakowie, i to na niezwykle uzdolnionym roku. Razem z nim studiowali Bogumił Kobiela, Kalina Jędrusik, Leszek Herdegen i późniejszy poeta Tadeusz Śliwiak. Z całą tą grupą, pod wodzą reżyserki Lidii Zamków, wyjechał Cybulski do Gdańska. Tam grał w Teatrze Wybrzeże ("Kapelusz pełen deszczu" w reżyserii Wajdy!) tam założył studencki teatrzyk "Bim-Bom" i tzw. Teatr Rozmów... A potem był debiut filmowy (u Wajdy w "Pokoleniu" - 1955) i kilka dalszych ekranowych epizodów - wreszcie "Popiół i diament".

A potem było... 31 następnych filmów. Niektóre tak głośne, jak choćby "Jak być kochaną" i "Szyfry" Hasa, czy "Salto" Konwickiego, niektóre tak nietypowe, jak kostiumowy "Rękopis znaleziony w Saragossie" Hasa, niektóre tak wypieszczone scenariuszowo, jak "Do widzenia, do jutra" Morgensterna, a niektóre tak niezwykłe, jak szwedzka komedia erotyczna "Kochać" z Harriett Andersson. Grał w komediach ("Jowita") i kryminałach ("Morderca zostawia ślad"), w filmach współczesnych ("Ich dzień powszedni") i powojennych ("Krzyż Walecznych"). Pisano o nim, że rzuca się z roli w rolę, aby wyzwolić się z postaci Maćka Chełmickiego. Pisano, że nie umie grać, nie ma' warsztatu, jest wiecznym amatorem.

A przecież wiedział, co to jest aktorstwo. Zachowały się jego różne , "złote myśli". Np.: "Sztuka filmowa jest często bardziej wstydliwa, wymaga większego pokazania swojego wnętrza, niż teatr. Jest to po prostu kontakt oko w oko z widzem i bujda zawsze wyjdzie - oczywiście bujda w znaczeniu nie fachowości".

Albo: "Są twarze o tak indywidualnym charakterze, te można znieść ich brzydotę, przyzwyczaić się, a nawet polubić, niemniej w zasadzie, a zwłaszcza dotyczy to aktorek, ładnej twarzy łatwiej stworzyć wyraźną postać m. in, dlatego, że przez ten procent urody ma ona większy kredyt u odbiorcy".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji