Artykuły

Dramat współczesny?

Jest więc polska dramaturgia współczesna - czy jej nie ma? Wróciliśmy oto do stawiania pytań niepoważnych. Po długiej, wyczerpującej nerwy i błogostan psychiczny dyskusji na temat współczesnej literatury dramatycznej, wracamy do punktu wyjścia. Jest - czy jej niema? Trwożyć się mamy jej dorobkiem i perspektywami rozwoju - czy cieszyć się, że rośnie i rozwija się obiecująco, bogata, dojrzała, wszechstronna? Każde z tych zdań ma swoich zwolenników i obrońców, każde z tych zdań opatrzone być może odpowiednią ilością przekonywających dowodów.

Brzmi to wszystko jednak już dziś trochę śmiesznie. Trwa bowiem w dalszym ciągu dramatyczny spór o diagnozę, spór na tyle namiętny i tak wiele angażujący energii, że brak już czasu i ochoty na cokolwiek innego. Tymczasem od kilku lat wiadomo, "że sprawą pierwszej wagi i pierwszej potrzeby jest po prostu rozpoczęcie intensywnego leczenia. Jakkolwiek bowiem nazwalibyśmy schorzenia naszego życia teatralnego, i którekolwiek z przyczyn tych schorzeń uznalibyśmy za istotne, faktem przez nikogo niepodważalnym pozostanie stwierdzenie, że współczesnych, gorących, mówiących rzeczy ważne, zrośniętych z dniem powszednim kraju i świata przedstawień mamy niepokojąco mało. Mniej jeszcze - pisanych dziś i tutaj tekstów dramatycznych o podobnych walorach. (Oczywiście, słowo ,,mało" nie jest zbyt precyzyjne, ma wartość względną. Trzy w roku premiery sztuk współczesnych o niezaprzeczalnych wartościach artystycznych - dużo to czy mało? Pisząc "mało" to jedynie mamy na myśli, że jest tych przedstawień i tekstów dramatycznych o wiele mniej, niż oczekiwałaby tego wyposzczona widownia. O wiele mniej, niż jest spraw i problemów, którymi żyje i z którymi zmaga się człowiek współczesny.)

Spierać się równie gorąco można na inny zupełnie temat: kogo winić za ten stan rzeczy, teatr czy literaturę, reżysera-autokratę, pisarza przymykającego oczy na istotne problemy życia współczesnego i na przemiany dokonujące się w samym teatrze, może aktora, myślącego jedynie o "roli"? Czy może winić organizację pracy artystycznej, klimat w środowiskach twórczych, dramatyzm zdarzeń w świecie, które wymykają się rozumieniu i osądowi sztuki? Ale przecież wiemy, że i ten spór musi okazać się jałowym - jeżeli spojrzeć nań z punktu widzenia praktycznych, potrzebnych i możliwych już dziś, teraz rozwiązań. Ani teatru, ani literatury, ani świata, który tę sztukę rodzi, ani nawet ludzi, którzy ów teatr i literaturę tworzą nie zmienimy, nie przekształcimy z dnia na dzień. Dziś, jutro i za rok będziemy mieli prawdopodobnie do czynienia z tą samą czy podobną sytuacją wyjściową.

A skoro tak jest, skoro chcielibyśmy zstąpić z chmur na ziemię, zacznijmy może rozmawiać także i o tym, co nie tylko stale, niezmienne, oczywiste i dalekie od możliwości pojedynczego człowieka, ale co leży w zasięgu działań możliwych do wykonania. Może warto od czasu do czasu zaprzątać sobie głowę nie tylko sporem abstrakcyjnym (najpierw była kura, czy najpierw było jajko...), ale także realnymi problemami, które interesować mogą w równym stopniu teatr, pisarza i widownie. I które coś mogą znaczyć, nie tylko szarpiąc nerwy roznamiętnionych dyskutantów i dzieląc sale na kilka gorąco zwalczających się obozów.

Powtarzamy te parę razy spisane w tym miejscu zdania raz jeszcze, w numerze, w którym zawartość działu recenzji pozwala właśnie na postawienie owego niepoważnego pytania: jest współczesna dramaturgia - czy jej nie ma? Zebrały się w nim bowiem omówienia przedstawień, które są realizacjami pozycji nie bez racji nazwanych dramatami współczesnymi. Dziś czy niedawno napisanych, prezentujących żywych, niestarych na ogół jeszcze autorów, zajmujących poczesne miejsce w tegorocznym repertuarze teatrów dramatycznych, znajdujących wdzięczną widownię oraz mniej lub bardziej sprawiedliwych recenzentów. Nie musieliśmy się nawet specjalnie namęczyć, aby ułożyć taki właśnie zestaw pozycji i tytułów. Taki jest bowiem dzień powszedni teatru w Polsce. Gramy sztuki współczesne nie tylko od święta i nie tylko dla honoru domu. Jest więc współczesna dramaturgia - czy jej nie ma?

Można by bowiem zapytać: czy to właśnie jest dramaturgią współczesną, czy w tych właśnie przedstawieniach odzywa się ciuch czasu, czy w tym właśnie teatrze ziściły się marzenia o ważkich głosach współczesnego artysty, porządkującego, objaśniającego i pokazującego świat? Można by, zdejmując z bohaterów kostium historyczny, zeskrobując z tej literatury pozłotkę teatralną, przymierzając pytania i refleksje pisarzy do pytań widowni, strzelić z dział najcięższych: szydząc z marginalności tej literatury uznać te próby za wykwintne - albo naiwne - ozdobniki formalne, za próbny poligon literatury pisanej obok swoich czasów. Dopytując się: jest współczesna dramaturgia - czy jej nie ma, odmawiać pisarzowi i teatrowi prawa do szukania dróg wyjścia z labiryntu współczesności, z którego dawne ścieżki do nikąd już nie prowadzą, albo zostały do szczętu zadeptane przez błądzących pielgrzymów literackich.

Nie stać nas na to. Zbyt jesteśmy ubodzy, ze zbyt dalekiej, jałowej krainy teatru bez swojej literatury wracamy, zbyt cenny jest każdy głos, każdy wysiłek i każda próba - aby je grzebać ryczałtem za to tylko, że ambicje nas, czekających, są większe niż możliwości tych, którzy się z tą literaturą zmagają. Zejść musimy dziś z chmur na ziemie. Przyjrzeć się temu, co już jest. Pomóc z troską o dzień jutrzejszy każdej próbie dzisiaj podjętej. Dramatu współczesnego można sobie bowiem życzyć, ale dramatu współczesnego nie można zamówić. Wedle recept. Choćby te recepty były najmądrzejsze z możliwych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji