Artykuły

Reformować! Reformować!

Ciekawe: wszyscy już, jak jeden mąż reformują teatr. Organizację teatru, zespoły teatralne, kadry kierownicze, scenę, widownię, technikę sceniczną, architekturę, kształcenie aktora. Jedni chcą, wzorem kilku teatrów studenckich, wychodzić na ulicę; dlaczego by nie? Inni, podnieceni przykładem Grotowskiego, zabierają się do opuszczenia tradycyjnych sal teatralnych; jeżeli ich coś hamuje przed ostatecznym wykonaniem tego zamiaru, to jedynie wysoce naganny fakt, że rady narodowe nie przydzieliły jeszcze im, bezkompromisowym buntownikom, stosownych lokali zastępczych. Ktoś chciałby przekształcić wszystkie sceny Rzeczypospolitej w gigantyczne, ogólnopolskie rewio-kabarety wielokropkowe - żeby ludzi rozśmieszyć wreszcie do łez; ktoś inny domaga się stanowczo, aby teatr stał się instytutem artystycznym, o klasztornej niemal regule - po to, aby wszystkim zapewnić moralne zbawienie. Gdzieś zgłaszany jest wniosek, aby zlikwidować trzy czwarte istniejących scen, co może być jedynym sposobem uratowania dogorywającej sztuki teatru - a czemu w gorących słowach przeciwstawiają się inni, przyczynę klęski widząc w nadmiernie słabo rozbudowanej sieci teatralnej: teatr w każdym powiecie, teatr w każdej dzielnicy - oto cel godny naszych czasów.

Głośno i ruchliwie zrobiło się od jesieni wokół teatru. Nie ma już obojętnych. Nie ma milczących. Nie ma zadowolonych z czegokolwiek. Złe jest wszystko - i wszystko trzeba zmienić. Od góry do dołu. Zespoły aktorskie. Dyrektorów teatru. Płace i normy. A przede wszystkim trzeba zmienić przepisy administracyjne, które uwięziły twórczość, i model organizacyjny, który zabija sztukę. Z pojedynczymi, wyrwanymi w gorączkowym pośpiechu na chybił-trafił z tomu "Burzliwa pogoda" kartkami Puzyny w ręku, na ustach z zapewnieniem Hanuszkiewicza że każdy czterdziestolatek jest już nie mającym racji wapniakiem, z niecałkiem jasnymi, choć serdecznie szczerymi manifestacjami Szajny (spisanymi przez Czanerle) pod pachą wdzierają się na trybunę kolejni dyskutanci i żądając kategorycznie: reformować! - zabierają się do naprawy rzeczypospolitej teatralnej.

Jeszcze pół roku, rok temu chętnych prawie w ogóle nie było. Dwa lata wcześniej - psykano na tych, którzy okazywali jakieś żywsze niezadowolenie. Przed trzema laty, w Sali Kameralnej Filharmonii Narodowej, odbyła się wręcz złowroga manifestacja żądająca głowy tego, kto spytał nieśmiało, czy aby teatr nie jest zmęczony sytuacją, w jakiej się niezupełnie z własnej woli znalazł. Ba, przed trzema laty, któż to może pamiętać?

Dobrze, zmieniła się aura, a wraz z nią i odwróciła się sytuacja i racje oponentów. Jest dziś okazja i są warunki po temu, aby to i owo zmienić, naprawić, ulepszyć. Dawno już nie było tak sprzyjających warunków. Nikt wtedy nawet nie pytał, co dziać się będzie na podwórku teatralnym za lat dziesięć. Ciągle szarpaliśmy przecież na sobie jedną i tę samą przykrótką kołderkę watową, spod której co i rusz wyłaniała się jakaś niesforna golizna. Nic przeto dziwnego, że tak bardzo dziś wszyscy są zdenerwowani: jest nadzieja, że uszyte zostanie nowe nakrycie nocne. Im mniej o nowej - puchowej tym razem zapewne - kołdrze wiadomo, tym liczniejsze żądania i postulaty: jaki ma mieć kształt, jakie wymiary, jakie na niej być powinny wzorki, komu zlecić zmianę powleczenia, jak i kiedy wietrzyć... Zapomniano o jednym: do czego ten nowy, zmieniony i udoskonalony przyrząd ma służyć. A jeżeli już nawet miałby spełniać jakieś cele praktyczne, to co będzie pod tą kołdrą?

Istotnie, o tym, jaki mianowicie ma powstać teatr w wyniku tak drastycznie programowanych reform, wiele się dotąd nie słyszy. Dla kogo przeznaczony, po co istniejący, co i jak mający do powiedzenia. Więcej nawet: wielka, ogólnopolska debata na temat obecnego i przyszłego modelu teatru zagłuszyła niedawno jeszcze, nieśmiałe, to prawda, ale przecież stawiane pytania o to - co. Nie tylko j a k będziemy tworzyć teatr, ale c o w tym teatrze będziemy mieli do powiedzenia. Nie tylko jak będzie wyglądała organizacja pracy i warunki pracy za sceną, ale i c o na tej scenie będzie pokazane i co z tej sceny - i komu - zastanie powiedziane. Ważne są oczywiście oba człony - i ten, który nazwiemy członem organizacyjno-modelowym, i ten, który nazwiemy członem artystyczno-ideowym. W tej chwili uwalniamy się od latami ciążącego nad teatrem w Polsce przesądem, że szczerze oddany sprawom kraju i postępu artysta potrafi stworzyć dzieła wielkie bez odpowiedniej sceny, bez pełnosprawnego zespołu, bez literatury, bez sprzyjającej pracy twórczej atmosfery i nawet bez pieniędzy. Byle mu się chciało. Ale grozić nam może niedorzeczność przeciwna, uznająca tym razem za sprawę jedynie ważną probierń formalno-organizacyjny. Potrzebne jest tu - po to, aby nie utracić poczucia rzeczywistości - postawienie jednego jeszcze, podstawowego pytania: dobrze, nowy teatr. Ale jaki?

W tej chwili zachłysnęliśmy się swobodą, z jaką rozwija się dyskusja o potrzebie reformy. Nic w tym dziwnego. Przez wiele lat panowało na ten temat głuche milczenie. Usta nam się dziś otworzyły i płyną strumienie długo ukrywanego żalu i rozpaczy. Pomyślmy jednak: to wszystko, co uwiera i przeszkadza, co jest nonsensem i co jest hamulcem pracy artystycznej zostaje z dnia na dzień poprawione. Reformy staną się faktem dokonanym. Czy to wystarczy, aby zaczął się okres nowy, usłany sukcesami, tworzący dzieła, wielkie, potrzebne i żywe? Strzeżmy się, aby nasza debata nie została kiedyś uznana jedynie za próbę usprawiedliwienia samych siebie. Teatru i tych, którzy ten teatr tworzą. Źle i żałośnie jest nam dziś, kiedy reformy są ledwie przedmiotem marzenia. Przeprowadzimy je. Może. Zmieni to jedynie warunki pracy teatru, a nie sam teatr.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji