Gdyby to była sztuka...
Jaką świetną sztuką byłby "Urząd" Brezy! Gdyby był sztuką... Powieść znamy i wysoko cenimy. Dawno już zwrócono uwagę na tkwiące w niej elementy Kafkowskie. Watykan jest tu bardzo konkretny i prawdziwy ze swą zimną i wyrachowaną polityką, z labiryntem urzędów, względów i fluktuacji, przez który żadna Ariadna nie przeprowadzi współczesnego Tezeusza. "Urząd" jednak daje też uogólnienie o biurokracji, która rządzi w świecie, w której człowiek się gubi i przestaje istnieć, zamieniając się w jakąś papierkową sprawę do załatwienia, obwarowaną tysiącem formalności, nakazów i zakazów. Ale z tą biurokracją w Watykanie jest nieco inaczej niż gdzie indziej. Biurokracja w ogóle to moloch rozrastający się bezładnie a nieustnnie, zgodnie z "prawem Parkinsona"; absurdalny zespół zazębiających się kółek stanowiący cel sam dla siebie; koszmar, przed którym nie ma ratunku. W Watykanie zaś - choć ostateczny wynik dla człowieka jest ten sam - działa precyzyjna maszyneria, z żelazną i bezwzględną konsekwencją, służy określonym celom, które bynajmniej nie są "z tamtego świata" i do nich jest dostosowana. Daremnie marzyć aby się z trybów tej doskonałej i przez to jeszcze groźniejszej machiny wydobyć lub je ominąć, gdy się ma tam jakąś sprawę do załatwienia jak bohater "Urzędu". To są rzeczy ogólnie znane ale Breza pokazał je w powieści plastycznie, w sposób daleki od przesady czy pamfletu. Gdyby z tych powiązań biurokracji, władzy, ideologii i polityki na przykładzie watykańskim zrobić sztukę teatralną... Byłoby to pasjonujące.
Niestety "Urząd" w Teatrze Dramatycznym nie jest "sztuką w trzech aktach", jak to głosi podtytuł. Właściwie wszystko z treści i sensu powieści Brezy zostało tu zachowane. Cóż z tego, kiedy adaptacja nie przystaje do teatru. Niezliczone scenki mogą służyć najwyżej jako ilustracje do powieści. Niektóre elementy - jak sceny w pensjonacie czy w dawnym leprozorium - nie trzymają się całości. Dodano moralitet o "Fałszywym miłosierdziu" też nie wiadomo po co, domyślamy się: aby wzbogacić sens ogólny,ale co to ma wspólnego ze sztuką. Ten sens objaśnia się poza tym przeważnie przez komentarz bohatera. Przedstawienie jest statyczne i niedramatyczne czyli mówiąc po prostu a oględnie: nudnawe. Czy spopularyzuje powieść Brezy? Może chyba zniechęcić do niej. A szkoda.
Reżyseria Władysława Krzemińskiego uruchomiła wielką machinę inscenizacyjną, co mimo pięknych tonów muzyki Tadeusza Bairda nie pomogło przedstawieniu, raczej wprost przeciwnie. Piękna była też sama w sobie scenografia Krzysztofa Pankiewicza ale nie miała nic wspólnego z atmosferą watykańską i atmosferą utworu. "Urząd" jest - powtarzam - bardzo " konkretny i z konkretnością musi wyrastać uogólnienie. Także w scenografii. Tu tak nie było. Niewiele można powiedzieć o aktorach. Co prawda nie bardzo mieli co grać. Andrzej Łapicki w głównej roli wyglądał jakby się nudził, czemu nie można się zresztą dziwić. Jan Świderski starał się ożywić postać profesora Campilli jednak z nie najlepszym rezultatem. Występowało wielu aktorów ale niemal -wszyscy od razu zatarli się w pamięci. Może jeszcze wypada wspomnieć: Józefa Duriasza (ksiądz Piolamti), Tadeusza Bartosika (biskup Rigaud), Józefa Parę (monsignore Ducci)... Więcej nie pamiętam.