Artykuły

Urząd

Najlepszy jest tytuł: "Urząd". Krótko, jasno i precyzyjnie. Wyobrażenie wielkiego gmachu, pełnego sal, korytarzy, pokojów i przedpo­kojów, opatrzonych tysiącem drzwi,za którymi trwa mrów­cza,tajemnicza praca. Słychać tylko szmer - stęsknionym oczom petenta z rzadka ukaże się urzędnik, by z miłym i przyjaznym uśmiechem odmówić rozpatrzenia prośby...

Urząd, to jeden z instrumen­tów człowieka, które miały mu służyć, a obróciły się przeciw­ko niemu. Naukowe fikcje o ewentualnym w przyszłości buncie robotów byłyby może i zabawne, gdybyśmy nie mieli tak smutnych doświadczeń z biurokracją. Oto zbuntowany robot! Jedyną nadzieję na wy­zwolenie się spod tyranii urzę­dów odkrył niedawno znakomi­ty specjalista od tych zagadnień, prof. Parkinson. Stwier­dził on mianowicie, że biuro na pewnym sżczeblu swego rozwo­ju może egzystować bez kon­taktów ze światem zewnętrz­nym, ponieważ same sprawy techniczne urzędowania, we­wnętrzne narady i korespon­dencje wypełniają urzędnikom cały czas pracy. W takim biu­rze petenci stają się zbyteczni, urząd jest samowystarczalny. Przestaje dręczyć ludzi, w ogóle przestaje się nimi intere­sować. Nie wiadomo tylko, czy mo­ment, kiedy wszystkie urzędy staną się dzięki rozwojowi swo­ich funkcji samowystarczalne, będzie chwilą wyzwolenia czło­wieka - czy też momentem je­go ostatecznego upadku w cał­kowitej samotności i opuszczeniu. Ten drugi wariant jest jednak bardziej prawdopodobny. Zosta­niemy sami z milionem spraw do załatwienia, których już nikt nam nigdy nie załatwi.

Urząd to wspaniała współ­czesna sceneria teatralna. Nieg­dyś taką rodzącą konflikty sceną był pałac królewski. Dziś jest nią biuro. Człowiek a biu­ro - podwładny a zwierzchnik - urzędnik a petent... Setki konfliktów, pełnych namiętnoś­ci politycznych i osobistych. A jednak dramaturgowie współcześni rzadko korzystają z tej scenerii i z tej galerii bohate­rów teatralnych, jakich do­starcza urząd. Biurokrację w teatrze odnajdujemy zwykle tylko w satyrycznych kabare­tach, w krótkich skeczach lub dialogach. Autorów zapewne zraża do tego tematu nieznośna szarość, jednostajność czynności biurowych, których przedsta­wienie na scenie byłoby dla widza po prostu nudne.

Sztuka, którą według po­wieści Tadeusza Brezy "Urząd" zaprezentował Teatr Drama­tyczny, pokazuje biuro kolo­rowe, żywe, bogate, atrakcyj­ne. Siedzibą tego biura jest Wa­tykan. Święte biuro, biuro - pałac... Ale, chociaż to relikt przeszłości, pozostałość średnio­wiecza, urząd z "Urzędu" Bre­zy jest współczesny, jest współ­czesnym problemem. Przedsta­wienie tego urzędu i tego pro­blemu jest atrakcyjne. Więcej- śledzenie mechanizmu dzia­łania tej potężnej machiny biu­rokratycznej jest pasjonujące! Ale niestety, o wiele bardziej w powieści, niż na scenie, w adaptacji teatralnej.

Zdawałoby się, i nawet pod­kreślają to autorytety, że spo­sób pisania Brezy jest teatral­ny, a zwłaszcza "Urząd" nosi w sobie pierwiastki nie tylko dra­matyczne, ale i dramaturgiczne. Potwierdziła ten sąd adaptacja telewizyjna, którą oglądaliśmy przed dwoma bodaj laty, w in­scenizacji Andrzeja Szafiańskiego, z Edmundem Fettingiem w roli głównej. A jednak, mimo sprawdzenia adaptacji dokona­nej dla teatru przez Władysła­wa Krzemińskiego na innej scenie,obecny spektakl Teatru Dramatycznego nie wywołuje aplauzu.

"Ma pan te swoja adaptacje" - powiedział mi w antrakcie gorliwy przeciwnik zachwala­nej przeze mnie wielokrotnie metody przenoszenia dzieł pro­zatorskich na scenę. I rzeczy­wiście, tym razem nie udało się. Przedstawienie jest nudne, przeciągnięte, jego filozofia i wszelkie inne odkrycia społecz­ne, polityczne i psychologiczne wyczerpują się zbyt szybko, by utrzymać nas w uwadze przez trzy godziny. Fabułę znamy z książki, a role aktorskie nie są aż tak interesujące, by można je było śledzić z zapartym tchem do końca. Tok przedsta­wienia nie jest sprawny, nie zawsze potrzebne zmiany deko­racji wstrzymują tempo. Deko­racja Krzysztofa Pankiewicza skojarzyła mi się z wnętrzem fabryki czekoladek - ruchliwa jaskinia, pełna złotych i srebr­nych papierków..

Wszystko to nie dowodzi, że adaptacje są złe i niepotrzeb­ne. Wydaje mi się, że nie są złe i są potrzebne, tylko po­winny być dobrze zrobione. Z "Urzędem" trochę przesadzono. Inscenizator dał się uwieść wspaniałej, bogatei scenerii, przywołującej doświadczenia dramatu romantycznego - stworzył spektakl potężny. Treść sprawy, którą ma On (bohater książki) i sztuki do załatwienia w Urzędzie, kołacze się w tej formie jak mały wy­schnięty orzeszek w złotej łu­pinie. Gdyby skalę przedsta­wienia zmniejszyć, być może powstałby efekt odwrotny. Te­raz jest już trochę za późno, i praca teatru została w dużej części zmarnowana. Ale mimo wszystko jestem pewien, że nie wpłynie to na zmniejszenie po­pularności Tadeusza Brezy i jego powieści która przedni była u nas prawdziwym best­sellerem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji