Artykuły

Nowy kształt "Urzędu"

"URZĄD" Tadeusza Brezy - powieść na pewno trudna i wymaga­jąca przygotowania czytelnika - nadal jest bestsellerem wy­dawniczym. Jej adaptacja te­lewizyjna (dzieło Krystyny Nastulanki) zaliczona została do najciekawszych wydarzeń w programie TV. Teatralną pra­premierę krakowskiego "Urzędu" (adaptacja sceniczna Wła­dysława Krzemińskiego) uzna­ła publiczność tego miasta za najlepszy spektakl roku. Z ko­lei trafił "Urząd" (również w adaptacji i reżyserii Władysła­wa Krzemińskiego) na jedną z najambitniejszych naszych scen, scenę warszawskiego Teatru Dramatycznego. Stąd duże i zrozumiałe zaintereso­wanie spektaklem. Od razu powiedzmy, że przedstawienie jest inne, co już uważam za osiągnięcie te­atru. Mimo że w zespole jest Edmund Fetting, idealny odtwórca głównej roli w telewi­zyjnej inscenizacji, reżyser - chcąc zaproponować odmien­ny kształt widowiska - rolę prowadzącą powierzył Andrze­jowi Łapickiemu. I rzeczywiś­cie zabrzmiała ona inaczej. Łapicki jest bardziej drwiący, bardziej ironizujący, bardziej obserwujący tryby łamiącej go machiny urzędniczej, niż ła­many przez nią. Zresztą cały spektakl jest ostrzejszy, wy­raźniej osadzony w konkre­tach, przy równoczesnym uogólnieniu problemu. Trudno nie mówić o sukce­sie, skoro mimo znajomości książki i poprzednich jej adap­tacji, z taką uwagą i napię­ciem śledzimy losy młodego polskiego naukowca, który przyjechał do Rzymu, by w urzędzie Watykanu załatwić sprawę swego ojca. Sprawę wydawałoby się oczywistą i prostą, a że młody człowiek ma w dodatku znakomite tzw. "poparcia" na miejscu, wszyst­ko zapowiada jej rychłe i szczęśliwe zakończenie. Toteż przy okazji załatwiania tej formalności nasz naukowiec ma nadzieję poczynienia w bi­bliotece watykańskiej odpo­wiednich studiów, mających poprzeć jego nową tezę nau­kową. Breza pokazuje, jak prosta sprawa wikła się w zależności od sytuacji, jak w tej paję­czej sieci bezsilny staje się człowiek kierujący się tzw. zdrowym rozsądkiem i zwy­kłym poczuciem sprawiedliwo­ści. Nie o sprawiedliwość tu bowiem chodzi, ale o rację stanu, o politykę naginającą fakty według własnego uzna­nia i chwilowych potrzeb. A wpływowi przyjaciele są w swych sympatiach nader chwiejni, w zależności od te­go, skąd wiatr wieje. Dobija­jący się prawdy, zewsząd oto­czony przyjaciółmi i ich do­brymi radami, młody Polak zostaje w końcu zupełnie sam, sam ze swoją klęską, której nie może logicznie umotywo­wać. Interesujący spektakl zy­skałby jeszcze na szybszym tempie. Niepotrzebna zgoła i najsłabsza teatralnie wydaje mi się scena przedstawienia moralitetu o "Fałszywym miłosierdziu". Dużo życia wnosi natomiast bardziej niż dotąd satyrycznie ujęta rola Profe­sora Campilli (świetny Jan Świderski). Z licznej i mocnej obsady aktorskiej wymieńmy jeszcze Bolesława Płotnickiego jako Ojca de Vos, skupionego polityka, z uwagą zdawałoby się wysłuchującego racji swe­go petenta, lecz w istocie roz­grywającego całą sprawę w zgoła innym wymiarze, bez trudów tłumaczenia się z tego przed kimkolwiek. Spektakl ciekawy, dyskusyjny, na pew­no wart obejrzenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji