Artykuły

Andrzej Konopka: Jak zostałem Burdel Tatą?

- Na pewno będzie to miejsce dla osób spragnionych przestrzeni, w której ścierają się różne idee, w którym działają bardzo różni ludzie z najrozmaitszymi pomysłami - mówi Andrzej Konopka w rozmowie z Ewą Jankowską z Metra.

Były nauczyciel wf-u, pasjonat teatru i duszpasterz hipsterów, który w Charlotte był raz, a koło Cafe Relaks czasem przejeżdża na rowerze. W rozmowie z metrowarszawa.pl Andrzej Konopka opowiada o tym, dlaczego nie chce iść na etat, o nowym lokalu Pożaru w Burdelu przy pl. Hallera, którego otwarcie już 10 października i przede wszystkim o tym, jak został Burdel Tatą?

Poznałeś Michała Walczaka...

- Inaczej. Po kilku wspólnych robotach i spotkaniach Michał pewnego dnia się otworzył i powiedział, że ma pewien pomysł na projekt. On ma dość specyficzny sposób komunikowania się, więc zabrzmiało to mniej więcej tak - mam pomysł, ale wiesz, nie przejmuj się, bo może nic z tego nie wyjść, ale jakby wyszło, to w sumie fajnie. To miałby być taki kabaret, nie wiadomo co, ale żeby nazywał się Pożar w Burdelu. Ja na to - spoko.

I zostałeś Burdel Tatą.

- Na samym początku Burdel Tatę miał grać bodajże Tomasz Drabek. Po jednej z prób Michał się do mnie odezwał i powiedział, żebym to jednak ja go zagrał.

Burdel Tata to jedna z kluczowych ról. To ty właściwie ciągniesz całe show. Domyślam się, że po każdym występie padasz na twarz.

- Naszą mocną stroną nigdy nie było świetne przygotowanie wokalne czy taneczne i dopracowane w najmniejszych szczegółach numery, ale właśnie całkowite oddanie na scenie. Zawsze gramy na 120 proc. Więc gdy spektakl zaczynamy o 21:00, kończymy o 23:00, w domu jesteśmy po północy, to ta energia wciąż w nas buzuje, więc nie zasypiamy do 3:00, 4:00, a następnego dnia trzeba wstać do swoich codziennych obowiązków. Ale to właśnie dla tej energii działamy, to ona nas nakręca.

Pożar w Burdelu jest bardzo warszawski. A Burdel Tata jest Słoikiem.

- Tak, urodziłem się w najmniejszym mieście w Polsce - w Wyśmierzycach, do ogólniaka chodziłem w Radomiu i zawsze mówię, że Radom mam we krwi, bo właśnie tam przeżyłem najważniejsze lata swojej młodości, potem studiowałem w Krakowie, następnie grałem w Łodzi, i w końcu trafiłem do Warszawy.

W między czasie był jeszcze epizod warszawski z nauczycielem WF-u. Skąd się to wzięło?

- Tak, to było zanim jeszcze poszedłem do szkoły teatralnej. Po ogólniaku nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Myślałem o medycynie, w sumie lubiłem grać w piłkę, więc postanowiłem zdawać na AWF, ale się nie dostałem. Jeszcze za czasów mojej młodości funkcjonowały takie dwuletnie szkoły pomaturalne - ja wybrałem studium pedagogiczne. I potem znalazłem pracę jako nauczyciel wychowania fizycznego w Zespole Szkół im. Wojska Polskiego przy Emilii Plater. Spędziłem tam cały rok.

To nie było to?

- Szybko zdałem sobie sprawę z tego, że ta praca mnie męczy, a przez to, że ja się męczę, męczą się też dzieciaki. Zrozumiałem, że muszę coś zmienić, bo inaczej do końca życia będę robić coś, co nie będzie przynosiło mi żadnej satysfakcji.

I postanowiłeś pójść do szkoły teatralnej.

No właśnie - postanowiłem. Prawda jest taka, że była to droga przez mękę.

Ile razy zdawałeś?

Kilka. Po tym, jak rzuciłem pracę nauczyciela, próbowałem dostać się do kilku szkół teatralnych, już nawet nie pamiętam konkretnie których - na pewno do Krakowa, Wrocławia, Białegostoku. Nie wyszło. Postanowiłem więc, że przez następny rok, zanim podejmę kolejną próbę, zatrudnię się w jakimś teatrze jako adept. Poszedłem do Adama Hanuszkiewicza, który obejmował wtedy stanowisko dyrektora Teatru Nowego na Puławskiej - teraz jest tam Carrefour - i zaproponowałem mu swoją osobę. Powiedział - ok., dam ci etat montażysty - czyli takiego gościa, który ustawia dekoracje - i czasem będę cię wpuszczał na scenę w rolach epizodycznych. Rok przepracowałem w teatrze, znów podszedłem do egzaminów, mało brakowało a dostałbym się do Wrocławia, zdałem za to na lalki do Białegostoku i dopiero po roku w Białymstoku udało mi się dostać do Krakowa.

Ogromna determinacja...

- Nic nie miałem do stracenia.

A jak trafiłeś do Warszawy?

- Po studiach grałem jakiś czas w Krakowie, gdy już nic nie było tam dla mnie do roboty, pojechałem do Łodzi, gdzie grałem przez kilka lat u Mikołaja Grabowskiego, no i potem przyszedł czas na Warszawę.

Lubisz Warszawę?

- Lubię. Rozmawiałem nawet ostatnio z kumplem na ten temat i obaj stwierdziliśmy, że Warszawa to takie miejsce, w którym kumuluje się cała energia. Ludzie przyjeżdżają tu z różnych miejsc i każdy wnosi coś nowego. Wielu warszawiaków narzeka, że przez to miasto traci swój dawny charakter, ale z drugiej strony staje się jednocześnie takim dzikim, pojebanym miastem, o wiele bardziej demokratycznym niż np. Kraków, gdzie na hasło mezalians ludzie w dalszym ciągu marszczą brwi. W Warszawie jesteś wart tyle, ile wiesz, ile masz w głowie i ile potrafisz.

Z drugiej strony wspominałeś, że nie było ci na początku łatwo się tutaj zaaklimatyzować.

- Ale nie ze względu na miasto i ludzi, ale brak znajomości w branży. Jak studiujesz w szkole teatralnej w danym mieście, to automatycznie zaczynasz w określonym środowisku funkcjonować. Dzięki temu, że w nim funkcjonujesz, możesz dostać pracę, jakoś działać w branży. W Warszawie nie znałem prawie nikogo, więc trochę czasu zajęło mi poznanie tego warszawskiego środowiska.

Jako Duszpasterz hipsterów bywasz w hipsterskich miejscach - w Relaksie, Charlotte, Planie B?

- Koło Relaksu przejeżdżam i czasem zaglądam, kto tam siedzi. W Charlotte byłem raz, a Plan B to ten bar tam na górze?

Tak, koło Charlotte.

- To może z pięć razy byłem.

Piłeś nad Wisłą?

- Piłem. Ale nie pamiętam już, czy to była jakaś Barka czy coś innego...

A Praga?

- Na Pradze graliśmy spektakl w Koneserze.

I teraz otwieracie klub.

- Tak, władze Pragi podarowały nam miejsce na Placu Hallera, niedaleko Muzeum Pragi. Będzie się nazywał Dzika Strona Wisły.

I co to będzie?

- Po lewej bar, po prawej scena, a pomiędzy przestrzeń na 120-130 krzeseł, czyli porządna widownia.

A idea miejsca?

- Cały czas się krystalizuje. Ale myślę, że Michał Walczak ma dobry pomysł na ten klub. Z jednej strony chce tworzyć repertuar, z drugiej nie chce przestać grać w miejscach, w których występowaliśmy do tej pory.

Czyli nie do końca osiądziecie na stałe.

- Dokładnie. Michał chce, aby klub był miejscem wykluwania się różnych nowych form, czy to teatralnych, czy to zupełnie innych. Ale nie chce do końca rezygnować z tego, co do tej pory robiliśmy. Na scenie będą rozwijane czy to wątki poruszane w odcinkach Pożaru czy konkretne postaci, jak Dr Fak, HGW, itd. Na pewno będzie to miejsce dla osób spragnionych przestrzeni, w której ścierają się różne idee, w którym działają bardzo różni ludzie z najrozmaitszymi pomysłami.

Myślisz, że burdel przyciągnie ludzi na prawy brzeg Wisły?

- Praga ma ogromny potencjał i w końcu musi wystrzelić. Stanie się tam to, co wydarzyło się innych miastach europejskich, jak np. w Berlinie. Mam na myśli te wszystkie biedniejsze dzielnice, które na skutek zastrzyku gotówki szybko zaczęły się zmieniać i stawać się najbardziej klimatycznymi okolicami w mieście. Praga będzie wkrótce bardzo seksi. Z drugiej strony dla wielu mieszkańców lewobrzeżnej Warszawy zawsze będzie to kierunek, którego bez powodu nie obiorą. Stąd wydaje mi się, że nie będą trafiać do nas ludzie przypadkowi.

Jaka będzie twoja rola w tym nowym miejscu?

- Michał namawia wszystkich do tzw. dorosłości, czyli do tego, aby każdy z nas z osobna wziął odpowiedzialność za to miejsce. Żeby nie przyjmować takiej postawy, jaką na ogół przyjmują aktorzy w teatrach repertuarowych, mianowicie, że przychodzą na próby, potem występują, a potem czekają na kolejną propozycję od dyrektora, ale żebyśmy byli zaangażowani w funkcjonowanie tego miejsca, tworzyli je wspólnie.

Odpowiedzialność, zaangażowanie, do tego w jednym wspólnym miejscu. To już nie będzie taki sam Burdel...

- Na pewno jest moment przełomowy w działaniu Burdelu. Wszystko przestaje być już takie spontaniczne i młodzieżowe. Zobaczymy, czy się w tym odnajdziemy, czy nie stwierdzimy, że chcemy jednak robić coś zupełnie innego. Więc z jednej strony ta "dorosłość", a z drugiej wciąż funkcjonowanie na wielu płaszczyznach. Nauczyliśmy się już tego, aby nie traktować zawodu aktora jako pracy "od... do...", ale jako bycie cały czas w ruchu, bycie aktywnym, twórczym, działanie na wielu polach. Ciężko o to u polskich aktorów, zwłaszcza tych z mojego pokolenia.

Skąd się to bierze?

- Słowo klucz - etat. Dla wielu aktorów ważne jest wciąż to, żeby ten etat mieć. A mnie się wydaje że aktor powinien próbować być artystą, a nie czekać tylko na to, aż ktoś wskaże go palcem. Wśród młodych na szczęście to podejście się zmienia, coraz więcej sami tworzą, piszą, biorą sprawy w swoje ręce. Gdy angażują się w jakiś projekt, to na 100 proc. Żyją tym 24h na dobę, nakręcają siebie, ale i innych.

Z drugiej strony, jeśli nie jesteś "na fali", brak etatu może prowadzić do wiecznego lęku "o jutro".

- Etat daje poczucie bezpieczeństwa, bez wątpienia. I nie można lekceważyć tego czynnika. Dlatego nie krytykuję żadnej drogi, każdy ma inną sytuację, inne warunki i predyspozycje.

Wy też w końcu musicie zarabiać. A bilety na Burdel wcale tanie nie są... Sami z tego na scenie żartujecie.

- Nie są. Ale utrzymujemy się właściwie wyłącznie ze sprzedaży biletów. Co nie oznacza, że przez to nie odcięliśmy się od części publiczności. Ci, którzy przychodzili do nas na Chłodną, bo wtedy było ich na to stać, dziś ze względu na to, że ceny biletów poszły w górę, pewnie już nie przychodzą. Bardzo nad tym ubolewam.

Uważasz, że sztuka powinna być dotowana?

- Nie wiem, w tym temacie jestem w rozkroku. (śmiech)

Wy macie zawsze pełną widownię. Na wasz najnowszy spektakl w nowym klubie bilety sprzedały się w dwa dni!

- To prawda, ale wiem, ile wysiłku cały zespół włożył w to, żeby to wszystko działało, ile stworzenie Pożaru kosztowało Michała i Maksa, którzy przecież piszą kolejne odcinki w niesamowitym tempie, potem próby odbywają się dosłownie przez kilka dni i już występujemy. Udało nam się osiągnąć sukces, i to nie tylko taki, że o Pożarze zrobiło się głośno, ale również sukces komercyjny. Ale nie wszystkim się to podoba.

Jak to?

- W Polsce pokutuje taki sposób myślenia, że jesteś fajny i robisz fajne rzeczy dopóki na tym nie zarabiasz i nie to jest twoim celem. A jak zaczynasz to jest w tym już coś podejrzanego. Tymczasem, w Nowym Jorku na Broadwayu wszyscy są maksymalnie nastawieni na sprzedaż. Sale wypełnione są po brzegi i nikt się nie dziwi, że to tyle kosztuje, bo wiedzą, że idą na coś naprawdę wysokiej jakości pod względem artystycznym. Jednak uważam, że czasem sztuka potrzebuje jakiegoś wsparcia, nie zawsze wartościowe rzeczy są w stanie u nas na siebie zarobić.

Które miejsce na liście rzeczy, które teraz robisz w życiu zawodowo, zajmuje Pożar w Burdelu?

- Jeżeli chodzi o teatr, to na pewno miejsce pierwsze. Granie w Burdelu wciąż bardzo mnie rozwija jako aktora, jednocześnie ogromną satysfakcję daje to, że ludzie przychodzą na występy, żeby oglądać między innymi właśnie mnie. Domyślam się, że kilka propozycji otrzymałem właśnie na skutek tego, że ktoś mnie zobaczył w Pożarze.

Czyli jesteś aktorem, który wciąż czeka na różne propozycje?

- Aktor to zawód, w którym zawsze jesteś wart tyle, ile twoja ostatnia rola, nigdy nie jest tak, że wskakujesz na jakąś półeczkę i możesz poczuć się ciepło i bezpiecznie. Bycie aktorem, zwłaszcza w Warszawie, nijak się ma do tego, co przedstawiają kolorowe magazyny.

Co określa aktora w Warszawie?

- To, jaki masz status - czy masz etat czy go nie masz. Z drugiej strony Warszawa kreuje taką bardzo podniecającą sytuację. Nie zapewnia stabilności, ale jednocześnie pozwala na robienie bardzo wielu różnych rzeczy. Możesz z tego skorzystać, pod warunkiem, że się nie zatrzymasz, tylko cały czas będziesz szukał, rozwijał się. Nie możesz dać sobie na luz, bo wtedy pozostaje jedno - przesiadasz się na taksówkę i przestajesz być aktorem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji