Artykuły

Wróg publiczny numer jeden

"Wróg ludu" Henryka Ibsena w reż. Jana Klaty w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.

Pewien lekarz odkrywa, że woda z kąpieliska w jego miasteczku zatruwana jest przez ścieki z garbarni. No, ale uzdrowisko to źródło dochodu lokalnej społeczności...

Dramat Henrika Ibsena z 1882 r. w ujęciu Jana Klaty brzmi mocno i współcześnie, nie tylko z powodu dotknięcia "problemu na U."

Dr Thomas Stockmann, brat burmistrza, zderza się z lokalnym establishmentem i mediami. Początkowo powszechnie popierany jako trybun protestu, ostatecznie ponosi klęskę.

Kluczową postacią jest tu reprezentant miejscowych drobnych i średnich właścicieli Aslaksen (Zbigniew Kosowski), zmieniający strony w zależności od koniunktur i powtarzający mantrę, że najważniejszą cnotą jest "umiarkowanie". To on reprezentuje "większość", czyli "demos", który w ostatecznym starciu zmusza Stockmanna do wyjazdu z miasta. Walną przyczyną jego przegranej jest to, że średniacy - właściciele domów wypoczynkowych - mieliby ponieść wielomilionowe koszty błędów popełnionych przez ludzi znacznie bardziej wpływowych. To niejedyna mocna aluzja we "Wrogu ludu" Klaty, u którego XIX-wieczne skandynawskie ścieki mieszają się z jak najbardziej dzisiejszym krakowskim smogiem.

Nieprzejednanego lekarza gra Juliusz Chrząstowski, świetnie wydobywając ambiwalencję Ibsenowskiej postaci. Stockmann buntownik przypomina duże dziecko, jego żarliwy idealizm przenika się z narcyzmem, zachwytem własną moralną czystością. Najlepsze przedstawienia Klaty ("H." w Stoczni Gdańskiej, "Sprawa Dantona" we Wrocławiu) mówiły o przegranych rewolucjach. "Wróg ludu" (premiera w Starym odbyła się 3 października) to opowieść o przegranym buntowniku w mikroskali.

Nowa energia Jana Klaty

Tekst Ibsena został odświeżony, przepisany współczesnym językiem, choć z zachowaniem postaci i konstrukcji oryginału - jak Strindberg z "Do Damaszku" - jednak ze zmienionym zakończeniem. Otwierająca nowy sezon premiera to efekt pierwszej współpracy dyrektora Starego z nowym dramaturgiem Michałem Buszewiczem. Po manierycznych "Ubu Królu" i "Królu Learze" w teatr Klaty wstąpiła nowa energia.

Obok dobrze znanych choreograficznych przerywników i muzycznych kolaży w teatralnym języku Klaty pojawiły się nowe elementy. Jak w improwizowanej sekwencji, gdy Chrząstowski wychodzi z roli małomiasteczkowego lekarza i zaczyna prowokować publiczność. Aktor nie ma określonej politycznej agendy, mówi wprost, że jego zadaniem jest "maksymalne rozgrzanie atmosfery" na widowni. Pyta widzów o poglądy, podważa ich odpowiedzi, ironizuje. Stockmann-Chrząstowski jest w tej sekwencji tyleż brawurowy, co irytujący. Wzbudza wybuchy śmiechu i oklasków, ale chwilami chce się go jakoś wyłączyć. Jeśli celem było wybicie widza z komfortu, przełamanie gładkiego odbioru mieszczańskiego dramatu w słusznej sprawie - to się udało.

Do teatru Klaty wróciło też poczucie humoru. Weźmy na przykład biczowanie się karczochem, które uskutecznia Michał Majnicz w roli sfrustrowanego naczelnego lokalnego dziennika, rozdartego między lewicowymi poglądami a cyniczną praktyką redakcyjnej codzienności. "Wróg ludu" to także świetny debiut na deskach Starego aktorki Moniki Frajczyk w roli Petry, córki doktora.

Powrót do świata prowincjonalnych układów

Dr Stockmann wrócił na polską scenę po długiej nieobecności. W 1982 r. Izabella Cywińska wystawiła głośnego "Wroga ludu" w Nowym w Poznaniu. Spektakl był mocno osadzony w nastrojach czasu stanu wojennego. Krytyka pisała o poznańskim Stockmannie "romantyk z opornikiem", kłócono się, czy bohater Ibsena odnosi u Cywińskiej moralne zwycięstwo, czy też jest współwinny swojej klęski jako nieprzejednany radykał. Dziś dramat wraca jako to, co widzieli w nim współcześni Ibsena - krytyka kapitalistycznej demokracji.

Powrót do świata prowincjonalnych koterii i układów przypomina debiutanckiego "Rewizora" Klaty powstałego w 2006 r. w Wałbrzychu, a rozgrywającego się w realiach gierkowskiej powiatowej oligarchii. Dziś w wielu miejscach powraca diagnoza, że najgorsze rzeczy dzieją się właśnie w Polsce prowincjonalnej, z dala od uwagi ogólnopolskich mediów i w gęstej atmosferze polityczno-biznesowych i rodzinno-towarzyskich porozumień. Nic dziwnego, że krakowska publiczność czyta aluzyjnie spektakl o aroganckim burmistrzu, królu zakulisowych gier.

Przedstawienie w Starym zostało przyjęte euforycznie. Zresztą pełne nienawiści, malowane na ścianach domu Stockmanna czerwoną farbą "Won!" rymuje się z gęstniejącą atmosferą wokół kryzysu uchodźczego i ksenofobicznymi marszami w polskich miastach. Stockmann-Chrząstowski w improwizowanej scenie pyta widzów o uchodźców - "problem na U." mobilizujący nie tylko radykałów, ale i "umiarkowaną" klasę średnią.

Trudno zapomnieć, że dwa lata temu również sam Stary Teatr padł ofiarą lokalnej nagonki, w której swój udział miały wcale nie tylko skrajnie prawicowe środowiska. Dwuznaczną rolę odegrał sam Klata, którego przerwany parę dni po warszawskich zamieszkach 11 listopada 2013 r. spektakl "Do Damaszku" stał się powodem pierwszej fali ataków. Miesiąc później Klata odwołał oprotestowaną premierę Olivera Frljicia. Spektakl miał być poświęcony dokonywanej w sztuce banalizacji tematów antysemityzmu i Zagłady oraz historycznej inscenizacji "Nie-Boskiej komedii" Swinarskiego. Klata mówił o "względach bezpieczeństwa" i otrzymywanych przez teatr pogróżkach, później jednak wspominał o niezgodzie z wizją zaproszonego reżysera. A radykalny Chorwat wyjechał z miasta.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji