Artykuły

Piękny "Faust"

"Faust" w reż. Janusza Wiśniewskiego z Teatru Nowego w Poznaniu na XII Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych w Łodzi. Pisze Michał Lenarciński w Dzienniku Łódzkim.

Janusz Wiśniewski sięgnął w poznańskim Teatrze Nowym po "Fausta" Goethego, by zrealizować przedstawienie bardzo osobiste: z jednej strony dyktowane emocjami, z drugiej erudycją. Nie mogąc pogodzić dobra ze złem, Wiśniewski stara się o harmonię formy i treści. A ponieważ z monumentalnego dzieła powołuje do teatru ledwie kilka scen, udaje mu się otumanić i zachwycić widzów plastyką oraz wstrząsnąć treścią.

Zanim jeszcze Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych zaprezentował dzieło Wiśniewskiego, pojawił się pogląd, że oto zobaczymy spektakl Kantorowski. Dlatego, że - jak w "Wielopolu" - pojawia się Mistrz Ołtarzy, że mamy obraz Golgoty, stojące krzyże i siedzące kukły? Równie dobrze można było powiedzieć, że to spektakl Goyowski, bo przecież inspiracją dla twórcy były "Czarne obrazy z Domu Głuchego" Francisca Goi, przedstawiające czternaście stacji Męki Pańskiej. Dla dojrzałego pokolenia bywalców teatru "Faust", nieukrywający fascynacji teatrem Kantora, pozostanie jednak przede wszystkim spektaklem "Wiśniewowskim".

Odbieranie autorowi "Końca Europy" prawa do własnej stylistyki jest krzywdzące. Zatem "Faust" Wiśniewskiego to groteskowe figury upiory. Raz krzyżują kukłę, raz człowieka. W fanatycznym pędzie zatracają zdolność rozróżniania granic dzielących uczucia i pojęcia. W groteskowych pozach, hałaśliwie tworzą tło do życia, będąc życiem przecież.

Faust, z początku potworna figura, doznaje przemiany duchowej i fizycznej za sprawą Małgorzaty. To dzięki niej mówi: "chwilo, trwaj" i oddaje życie u jej stóp. A duszę oddaje Mefistofelesowi - wypędzonemu aniołowi, którego Wiśniewski jako anioła przedstawia: poranionego, wynędzniałego. Poczucie krzywdy i bunt przeciw Bogu dają mu siłę na wieczne czynienie zła. I gdy główni bohaterowie już nie żyją, Mefistofeles układa się cichutko obok nich i nakrywa kocem. Zasypia, aż zbudzi go zapach wątpiącej duszy. Wiśniewski, zbliżając widzów i aktorów, sugeruje, że to może być dusza każdego z nas. Tak jak - według Wiśniewskiego - Faust to jederman.

Doceniać zachwycającą wizję twórcy przedstawienia to jedno, drugie to utyskiwać, że znów o utworze Goethego licealiści nie będą mieli pojęcia. Ale, jak się rzekło, to "Faust" Wiśniewskiego. I piękny "Faust". Jedynym zastrzeżeniem, jakie mógłbym skierować pod adresem spektaklu, to może zdarzające się momentami dominowanie formy nad mocą słowa. Duże wrażenie wywarli na mnie doskonale przygotowani do swych ról aktorzy. A Mirosław Kropielnicki grający Mefistofelesa zachwycił. Ten "Faust" to bardzo nieprzyjemny spektakl, pozwalający czerpać wielką przyjemność z obcowania z nim.

***

Dlaczego "Faust"? - takie pytanie padło jako pierwsze na pospektaklowym spotkaniu twórców przedstawienia z publicznością. - Takich pytań się nie zadaje - odpowiedział Janusz Wiśniewski. - Bo to "Faust". Są takie teksty, które po prostu trzeba robić. Zawsze. Bo są zawsze aktualne. Poza tym mają tę moc, że mierząc się z nimi, zawsze jest poczucie, że zrobiło się za mało, nie dotarło się do nich wystarczająco głęboko. Ja, kończąc "Fausta", natychmiast miałem poczucie, żeby zrobić go jeszcze raz, bo zrobiłem za mało.

Znakomity twórca przyznał też, że nie ceni współczesnych tekstów teatralnych.

- Tacy twórcy, jak Goethe czy wielu innych, mierzyli się z transcendencją - wyjaśniał Wiśniewski.

- Dziś mamy do czynienia z czymś błyskotliwym, efektownym, ale w sumie prostym. Nie interesuje mnie to. To trochę tak, jak różne kolorowe pisma, które wypisują śmieszne rzeczy, jak na przykład to, że trzeba odrzucić wszystko i wziąć swój los we własne ręce. Tak samo nie interesuje mnie wiele różnych nowych interpretacji "Fausta". Gdy reżyser już na początku robi założenie, że nie ma Boga, i kpi z tego, to już nie chce mi się słuchać, co on chce do mnie powiedzieć, bo cóż on może powiedzieć.

Z wielką atencją o swoim udziale w przedstawieniu Janusza Wiśniewskiego wypowiadali się też aktorzy.

- Gram tutaj Mistrza Ołtarzy i jestem trochę z boku, mam możliwość obserwowania tego przedstawienia - powiedział Witold Dębicki. - I widzę, że to niezwykły spektakl, mądry i przejmujący. Nie umiałbym prosto powiedzieć, o czym on jest, ale to jeden z tych spektakli, o których mówi się, że nie wiem, ale czuję. To wielka przyjemność dla aktora brać udział w takim przedsięwzięciu. (dp)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji