Artykuły

Jesień wspomnień

Gdyński festiwal odbywał się we wrześniu po raz czterdziesty. I nie było siły, aby ktokolwiek nie zaczynał od wspomnień i w ogóle od zwrócenia się w stronę przeszłości. Bo wprawdzie produkcja filmowa istnieje w Polsce i w tej chwili, ba, nawet ma się coraz lepiej - a na samym festiwalu, w głównym konkursie, pokazano aż 18 idealnie wyselekcjonowanych, całkiem nowych filmów, ale jubileusz zobowiązuje - pisze Maria Malatyńska w miesięczniku Kraków.

Gdyński festiwal - Los

Bardzo dziwny w tym roku okazał się ten festiwal. Miał być niezwykle uroczysty - i był. Miał być głośny, pełen dobrego samopoczucia - i był. Miał być wesoły, wszyscy mieli się dobrze czuć i być dumni - i był taki... choć tylko do ostatniego dnia. Bo w ostatnim dniu zdarzyła się tragedia: zmarł nagle znakomity reżyser młodego pokolenia, o świetnych sukcesach i wielkiej, prawdziwie jasnej perspektywie twórczej - Marcin Wrona. I ta śmierć unieważniła wszystko to, co zdarzyło się i było zaplanowane wcześniej. To było jak wskazanie palcem przez Los, co jest najważniejsze. Po prostu życie - jakkolwiek to banalnie zabrzmi. Na szczęście festiwal stanął na wysokości zadania i w tej tragicznej sytuacji zakończył imprezę elegancko oraz taktownie, z pełnym uczczeniem i pamięci Marcina Wrony, i z dyskretnym zaznaczeniem, że byli tu też, jak co roku, laureaci różnych nagród. Ale o tym później. Najpierw o Marcinie.

Był człowiekiem związanym z naszym miastem. Urodzony w Tarnowie, pod Wawelem skończył filmoznawstwo na UJ, potem pojechał do szkoły filmowej w Katowicach (był studentem i magistrantem Jerzego Stuhra, pod jego opieką robił swój dyplomowy film), a dopiero potem skończył Mistrzowską Szkołę Wajdy. Doktorat otworzył przed Nim możliwości wykładów w Katowickiej Szkole Filmowej. Ale przede wszystkim był scenarzystą i reżyserem. Na tegorocznym festiwalu przedstawił swój nowy film "Demon". Jego wcześniejsze filmy też w Gdyni odnosiły triumfy. I "Chrzest", i "Moja krew", i najwcześniejszy z nich - "Człowiek magnes". Trzeba do tego dodać Jego inscenizacje teatralne, a także inscenizacje w Teatrze Telewizji, też niezwykłe i nagradzane (np. "Moralność pani Dulskiej" nagrodzona na festiwalu Dwa Teatry w Sopocie). A to tylko część niezwykłej, pomysłowej i bardzo twórczej aktywności Marcina. Wymieniona "Moralność pani Dulskiej" pokazała, po raz pierwszy w długich dziejach inscenizacji tej sztuki, tytułową bohaterkę jako kobietę młodą, elegancką (jako Dulska wystąpiła absolwentka naszej szkoły teatralnej Magda Cielecka), która znudzona jest swoim życiem i dusi się w ciasnych ramach mieszczańskiego gorsetu. Niesłychanie odkrywcze rozpoznanie!

Na festiwalu w Gdyni Marcin opowiadał o swoich dalszych planach twórczych. A Jego ostatni film, zaprezentowany na festiwalu "Demon" - otworzył przed Nim, jak się mówiło zaledwie kilka tygodni temu, "cały świat": zaprezentowany wcześniej na MFF w Toronto zrobił wielkie wrażenie, producent otrzymał równocześnie propozycję dystrybucji tego tytułu na Zachodzie. Żegnaj, Marcinie!

Gdyński festiwal - laureaci

Odbywał się we wrześniu po raz czterdziesty. I nie było siły, aby ktokolwiek nie zaczynał od wspomnień i w ogóle od zwrócenia się w stronę przeszłości. Bo wprawdzie produkcja filmowa istnieje w Polsce i w tej chwili, ba, nawet ma się coraz lepiej - a na samym festiwalu, w głównym konkursie, pokazano aż 18 idealnie wyselekcjonowanych, całkiem nowych filmów, ale jubileusz zobowiązuje.

Były więc już na rozpoczęcie zupełnie niespodziewane nagrody. Był "Film czterdziestolecia", "Aktorka czterdziestolecia", "Aktor czterdziestolecia", a wszyscy inni, którzy zasłużyli się w tym czterdziestoleciu, byli przynajmniej widoczni.

I oto było tak, że najlepszym filmem tych wszystkich, ubiegłych lat okazały się "Noce i dnie" Jerzego Antczaka. A Jadwiga Barańska, wykonawczyni jednej z dwu głównych ról w tym filmie, czyli Barbary Niechcic, uznana została za "Aktorkę czterdziestolecia". Była to wielka radość, ale i spore zaskoczenie. Także i tym, że to nagroda trochę niekonwencjonalna i nie wprost, choć prawdziwie wielka i niepoddawana w wątpliwość. Bo jakże mocno musiał osiąść w pamięci wszystkich (wszak była to nagroda widzów, internautów, głosujących na różnych forach odbiorców) ten film, który był przez ostatnie lata mało widoczny, niepowtarzany zbyt często, ściągnięty z wyżyn artyzmu do poziomu prostej ekranizacji szkolnej lektury, przy kilkunastoletniej nieobecności w kraju zarówno reżysera, jak i aktorki - czyżby więc, niezależnie od wszystkiego, aż tak mocno się upamiętnił? To prawdziwe zwycięstwo samego tytułu i nieprzemijalność jego doskonałości! A aktorka? Też nieobecna - bo przecież państwo Antczakowie przebywali wiele lat w Stanach Zjednoczonych, a więc niegrająca, będąca gwiazdą właściwie tylko tego jednego tytułu... z wyjątkiem bardzo dawnej, tytułowej Hrabiny Cosel i w miarę nowej (2002 rok) roli matki kompozytora w "Chopin - pragnienie miłości". Niezbadane są meandry ludzkiej pamięci! Dlatego laureatom czterdziestolecia tym mocniej gratulujemy!

I jeszcze aktor czterdziestolecia: został nim Janusz Gajos. Gratulujemy! Tu wybór był prosty, bo to rzeczywiście prawdziwy mocarz kina. Nie sposób wyliczyć wszystkich jego ról, jego całej obecności w kinie, w telewizji, w teatrze przede wszystkim. I jeszcze jedna nagroda, dotycząca dorobku bardzo wielu lat. Już nawet nie czterdziestolecia, ale przynajmniej sześćdziesięciolecia: to Platynowe Lwy, wielka nagroda za całokształt twórczości, którą, niezależnie od jubileuszu, przyznaje się co roku, wybierając któregoś z naszych najbardziej zasłużonych filmowców. Otrzymał ją w tym roku Tadeusz Chmielewski, istniejący w kinematografii od blisko 60 lat. Autor niezapomnianych komedii: "Ewa chce spać", "Gdzie jest generał", "Nie lubię poniedziałku", "Jak rozpętałem II wojnę światową", ale także niezwykłego czarnego moralitetu o tytule "Wśród nocnej ciszy", prawdziwego arcydzieła, a też oryginalnej i pięknej ekranizacji "Wiernej rzeki" i kilku innych filmów. Bardzo, bardzo gratulujemy!

Ale festiwal filmowy w Gdyni to przede wszystkim przegląd i ocena bieżącej produkcji. Od długiego czasu, gdy produkujemy około 40 filmów rocznie, przegląd to bardzo wyselekcjonowany. Tak było i w tym roku. W konkursie znalazło się zaledwie 18 filmów. A oto laureaci:

Złote Lwy - otrzymało "Body/Ciało" Małgorzaty Szumowskiej. Czyżby festiwal w Gdyni wciąż lubił główną nagrodą obdarzać tytuł, który już wcześniej został zauważony przez świat? Tym razem pierwszy zauważył film Szumowskiej Berlin. Srebrne Lwy - to "Ekscentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy" Janusza Majewskiego. Nagrodę Specjalną Jury otrzymał Jerzy Skolimowski za "11 minut".

Za najlepszą reżyserię i najlepszy scenariusz nagrodzony został Magnus von Horn za film "Intruz". Najlepszą aktorką okazała się Agnieszka Grochowska ("Obce niebo"). Najlepszym aktorem zostali ex aequo Krzysztof Stroiński za "Anatomię zła" i Janusz Gajos za "Body/Ciało". Za debiut reżyserski nagrodzona została Agnieszka Smoczyńska ("Córki dancingu"). Za profesjonalny debiut aktorski nagrodzona została Justyna Suwała ("Body/Ciało").

Za zdjęcia - Jerzy Zieliński ("Letnie przesilenie"). Za muzykę - Paweł Mykietyn ("11 minut"). Za scenografię - Jagna Janicka ("Hiszpanka"). Za drugoplanową rolę kobiecą - Maria Semotiuk ("Letnie przesilenie"). Za drugoplanową rolę męską - Wojciech Pszoniak ("Ekscentrycy"). Prócz tego przyznano nagrody za montaż, charakteryzację, dźwięk, kostiumy.

Gdyński festiwal - Kraków

Kraków, czyli Kraków Film Commission, koproducent różnych zdarzeń filmowych, w tym roku miał w Gdyni sporo zajęć, także i dlatego, że współprodukował dwa festiwalowe filmy. Przede wszystkim w konkursie głównym "Demona" Marcina Wrony, a w konkursie "Inne spojrzenie" uczestniczył animowany dokument Anci Damian (tej, która zrobiła słynny film w takim samym gatunku, animowanego dokumentu - "Droga na drugą stronę") - "Czarodziejska Góra". Obie te produkcje zostały dofinansowane ze środków województwa małopolskiego i miasta Kraków w ramach VI Konkursu Regionalnego Funduszu Filmowego w Krakowie. Oprócz tego przez cały festiwal nasza Komisja uczestniczyła w rozmaitych spotkaniach branżowych, była widoczna, brała udział w spotkaniu z taką samą, ale ogólnopolską komisją filmową (Film Commission Poland) na temat rozwijania dalszej współpracy przy sprowadzaniu do Polski koprodukcji międzynarodowych. Nasza Komisja jest bardzo zasłużona i bardzo czynna, dlatego przy okazji każdego z festiwali sporo o niej piszemy i z uwagą się jej przyglądamy.

Filmy, którym chce pomoc, wybiera bardzo starannie. Tegoroczny wybór jest dobrym przykładem. Propozycja Marcina Wrony od początku zachwycała naturalnym uniwersalizmem. Wychodząc od kina gatunkowego, filmu psychologiczno-obyczajowego, szybko znalazł się autor na pograniczu horroru i thrillera. Oparty na motywach sztuki teatralnej Piotra Rowickiego "Przylgnięcie" stał się scenariusz Marcina Wrony propozycją poszerzającą i pogłębiającą odczucia obecności w realnej rzeczywistości czynnika duchowego. Jest więc w owym "Demonie" wszystko: jest wesele - najlepiej sprawdzająca się w naszej tradycji struktura literacka, jest tajemnica, czyli niezrozumiałe reakcje i emocje ludzi "wybranych", jest bardzo przemyślana współprodukcja (Polska - Izrael) i jest wreszcie plejada znakomitych aktorów. Obok Libańczyka Itaya Tirana, aktorzy polscy: Tomasz Schuchardt, Andrzej Grabowski, Adam Woronowicz, Cezary Kosiński, a także młodsi - Agnieszka Żulewska i Tomasz Ziętek.

"Czarodziejska Góra" także zasługuje na uwagę. Nie tylko przez skojarzenie ze znaną powieścią, choć akurat nie ma z nią niczego wspólnego. Ale także przez rozpisanie skojarzeń politycznych i historycznych na powolnie rozgrywającą się opowieść. I na dodatek, opowieść animowaną, będącą dziejami ściśle określonego człowieka. Niewielki, ale bardzo głośny dorobek reżyserki każe poważnie myśleć o tym gatunku twórczym jako o nowym sposobie wykorzystania doświadczeń dokumentu.

Gdyński festiwal - intronizacja

Bardzo ładnie wyglądały na scenie w Gdyni dwie uroczyste panie: Agnieszka Odorowicz, znana i popularna dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, czyli PISFu, odchodząca po 10 latach urzędowania, bo według prawa tylko dwie kadencje można być na tym stanowisku, i przychodząca na jej miejsce nowa dyrektor, Magdalena Sroka, dotąd wiceprezydent miasta Krakowa. Wystąpiły razem, wprowadzone przez panią trzecią, czyli minister kultury Małgorzatę Omilanowską. Obie panie dyrektor, obsypane kwiatami, dziękujące, deklarujące, jedna z osiągnięciami, druga z nadziejami. Tak właśnie, na estradzie festiwalowej, we wrześniu 2015 roku nastąpiło przekazanie władzy w naszej kinematografii. Wywiad z nową szefową będzie u nas już wkrótce, wszystkiego dowiemy się dokładnie. Ale w tej rubryce ważne jest to, że obie panie to krakowianki. Kraków zatem górą także i w kinematografii!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji