Artykuły

Pudel, wysłannik diabła

Trzeba zobaczyć "Potępienie Fausta" i to jak najszybciej, gdyż Opera Narodowa zagra je na początku stycznia, a potem dopiero pod koniec sezonu. Uprzedzam, że spektakl może nie wszystkim się spodobać. Ale kto ulegnie teatralnej ma­gii Achima Freyera, będzie oczarowany. Niemiecki malarz, reżyser, sce­nograf zrealizował w Warszawie - w koprodukcji z Operą w Los Angeles - kantatę Hectora Berlioza. Przeło­żył ją na język własnego teatru jarmarczno-cyrkowego. Wydawać by się mogło, że ani Niemiec Faust, ani Francuz Berlioz nie pasują na boha­terów ludycznych widowisk. On wszakże twierdzi inaczej.

Utwór Berlioza wywodzi się z dramatu Goethego, którym francu­ski kompozytor był zafascynowany. Achim Freyer przypomina zaś wi­dzom, że w niemieckich opowie­ściach doktor paktujący z diabłem pojawił się już w XVI w., a na długo przed Goethem bywał bohaterem tzw. Faustpuppenspiele - marionet­kowych spektakli pokazywanych na jarmarkach. U Freyera więc jego bo­haterowie to gigantyczne marionetki o kanciastych ruchach, poruszane jakby niewidzialnymi nitkami. Faust i Małgorzata żyją w lalkowym świe­cie, ale doświadczają najważniejsze­go ludzkiego uczucia - miłości.

Spektakl ma urok obrazów mala­rzy naiwnych, zresztą Achim Freyer jest wielbicielem twórczości naszego Nikifora. Od prymitywistów można też wywieść fantastyczne postaci po­jawiające się na scenie - ogromnego czarnego pudla, wysłannika diabła, żołnierzy tańczących "Marsza Rako­czego", białe elfy, a także podróż przez świat na lampie czy scenę w karczmie ukształtowaną na podo­bieństwo Ostatniej Wieczerzy. Każdy obraz sceniczny ma bezbłędną kompozycję, ciesząc oko mnóstwem szczegółów, choć nigdy nie jest ich tak dużo, by widz nie był w stanie ogarnąć wszystkich planów.

Achim Freyer znalazł sposób, by z niescenicznej kantaty zrobić spektakl teatralny. Dzięki nieposkromionej wy­obraźni długie i pozbawione akcji fragmenty orkiestrowe przemienił w poetycki balet elfów lub cyrkowe popi­sy diabelskich ogni o własnej drama­turgii. I co najważniejsze - pozbawił dzieło tak charakterystycznej dla Ber­lioza romantycznej koturnowości, któ­ra spotęgowana tradycyjną operową konwencją byłaby nie do przyjęcia dla współczesnego widza.

Spektakl niesie zresztą więcej niespodzianek. Jacek Kaspszyk z utworu koncertowego stworzył naj­lepszą kreację teatralną za czasów swej dyrektorskiej kadencji. Jego Berlioz jest mniej patetyczny, bar­dziej stonowany niż zazwyczaj na es­tradach, ale ta muzyczna koncepcja doskonale przystaje do scenicznych obrazów. Troskliwie zachowane zo­stały wszelkie proporcje brzmienio­we, w których najcichsze piano ma muzyczną wartość, a forte zachowu­je urodę dźwięku. I nawet słabsze momenty (początek pierwszej części, scena wielkanocna) nie osłabiły tej świetnej interpretacji, ozdobionej dodatkowo pięknie śpiewającymi chó­rami.

Z trójki zagranicznych solistów najlepsze wrażenie pozostawił Włoch Marcello Bedoni, z dużą sta­rannością wokalną, choć kalecząc ję­zyk francuski, śpiewający partię Fau­sta. Dobrym Mefistofelesem był Francuz Marcel Vanaud, rozczaro­wała Amerykanka Eleni Matos, któ­ra nie odnalazła dramatyzmu w mu­zyce Berlioza (bezbarwna ballada o królu z Thule). Polski wkład wokalny wniósł Piotr Nowacki (Brander) z popisową pieśnią o szczurze.

Spektakl należy obejrzeć także i dlatego, by innym okiem spojrzeć na dokonania Mariusza Trelińskiego, przez niektóre media obwołanego największym reformatorem opery przełomu wieków. "Potępienie Fau­sta" pomoże zrozumieć polskiemu widzowi, że współczesny teatr opero­wy od dawna jest bardzo różnorod­ny, bo działają w nim artyści tak fan­tastyczni jak Achim Freyer.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji