Artykuły

4xNIE...?

Napisałam ten tytuł po czterech dniach spędzonych na XXIV Jeleniogórskich Spotkaniach Teatralnych (24 IX-5 X). Po długim zastanowieniu postawiłam na końcu znak zapytania. Z rachunku oczekiwań (być może wygórowanych) i faktów (postrzeganych subiektywnie) wynikło tych kilka wniosków.

O ile miasto w ogóle wyżywa się teatralnie, to chyba w trakcie festiwalu ulicznego. Spotkania odebrałam jako zwykłe, tyle że codzienne, chodzenie do teatru. Brak w nich święta, choć dużą salę Teatru im. Cypriana Kamila Norwida publiczność zapełniała nieraz w stopniu godnym pozazdroszczenia. Zapotrzebowanie na sztukę więc jest, szkoda, że musi rozbijać się o nie zawsze trafnie dobrany repertuar.

Spójrzmy w menu Spotkań. Pełna karta, od teatru dla dzieci (Jelenia Góra), przez balet ("Carmen" Polskiego Teatru Tańca z Poznania), musical ("Skrzypek na dachu" z Teatru Rozrywki w Chorzowie), kabaret jako imprezę towarzyszącą ("Parlament Pikczers" 60-tki), pantomimę ("Popioły" Sceny Ruchu z Lublina), monodram ("Geniale Frau czyli Rzecz o Gabrieli Zapolskiej" w wykonaniu Niny Repetowskiej z Krakowa), po przedstawienia teatrów dramatycznych ("Zimorodek" Teatru na Woli, miejscowy "Koncert św. Owidiusza", "Świętoszek" Teatru Bagatela, "Walc pożegnalny" Teatru Ochota). Życie teatralnej Polski w pigułce, a że podano ją w Jeleniej Górze, nie wina to jedynie Jeleniej Góry. Tak krawiec kraje...

Na ozdobę festiwalu urosły występy jedynego zespołu zagranicznego, czyli Teatru im. Wiery Komissarżewskiej z Sankt Petersburga. Rosjanie zaprezentowali "Keana VI" Grigorija Gorina na motywach sztuki Sartre'a, napisanej z kolei według dramatu Dumasa, w inscenizacji A.B. Isakowa i w reżyserii G.A. Korolczuka; oraz "Antygonę w Nowym Jorku" Janusza Głowackiego w inscenizacji i reżyserii Aleksandra Towstonogowa. Co bardziej gorliwym teatromanom mogła przypomnieć się znakomita rola Janusza Gajosa w spektaklu telewizyjnym "Kean" czy któraś z polskich premier "Antygony". Z widowni biło wyraźne oczekiwanie - jak zagrają to Rosjanie?

Od strony aktorskiej wypadli po wirtuozersku, grali z lekkością ocierającą się czasem nawet o nonszalancję, tym trudniejszą do okiełznania, że ze strony reżysera, scenografa i autora opracowania muzycznego niewiele ich dyscyplinowało. Inscenizacyjne zabiegi przypominały produkcję teatru od lat niewietrzonego. W tym kontekście samo rozróżnienie na inscenizację i reżyserię brzmiało anachronicznie. Adaptacja Gorina eksponowała konflikt, nazwijmy go wytrychem interpretacyjnym, Mozart (Edward Kean - B.M. Sokołów) i Salieri (Król Georg IV - S.N. Landgraf). Obejrzeliśmy teatr w teatrze, czy raczej pozytywkę w teatrze, gdyż mechanizm sztuki granej niczym farsa poruszał się w rytm mozartowskich motywów, które wprowadzały kolejne postaci-figurki. Tragikomedia z nachalnym przeznaczeniem w tle, podczas której przy okazji zarzyna się muzykę Mozarta. Z kolei w "Antygonie" muzyka dorzyna przedstawienie, głównie głosem Seweryna Krajewskiego, który w Tompkins Square Park rozbrzmiewa tekstem "Nie spoczniemy, nim dojdziemy..." Rosyjskiemu aktorowi grającemu Pchełkę udało się odkarykaturyzować postać (B.M. Sokołów). W mniejszym stopniu skupiając się na grepsach słownych i byciu ruchliwą pchłą, ujawnił cechy bohatera nie spotykane dotąd u polskich odtwórców tej roli. Bardziej rosyjska od rodowitego petersburgczyka Saszy (S.N. Landgraf) wydała się być Portorykanka Anita (W.M. Panina), kreowana na ciepłą, zaradną, podszytą nieszczęściem kobietę, ubierającą się w mini i dość eleganckie sweterki. Za bramę parku posłużyła żelazna kurtyna. Odsłaniała przestrzeń akcji po prologu Policjanta (S.A. Pietruchow). W finale następowało drugie otwarcie przestrzeni, wyrwane z korzeniami trzy drzewa, które stały wcześniej niczym cierpiące kolumny, zostają uniesione, wniebowzięte. Korzenie przypominają szczątki grzebanych w parku ludzi. "Nie spoczniemy..." to muzyczna koda spektaklu.

Metafizyka grubo przyszywana była cechą także dwóch pozostałych przedstawień. "Zimorodek" Williama Duglasa Home'a wyreżyserowany przez Witolda Skarucha to farsa prezentująca typowy angielski humor, zabawę konwencją i na okrasę grubą metaforę w postaci tytułowego zimorodka. W wykonaniu stołecznych aktorów (Mirosława Dubrawska, Jerzy Kamas, Witold Skaruch) popis polegał nie tyle na wykorzystaniu dowcipu konwencji, ile na prezentacji całej gamy utartych gierek, które co krok potykały się o kłopoty z przypomnieniem sobie tekstu i przezroczystą reżyserię. Kompletna lekkość teatralnego bytu.

Pasji gry nie można odmówić aktorom Teatru im. Norwida, nieco gorzej z umiejętnościami. Ambicją autora Koncertu św. Owidiusza było tworzenie teatru jako "najskuteczniejszego środka przekazu i analizy doświadczeń pokolenia". Umiejscowione w XVIIl-wiecznej Francji, dramatyczne perypetie grupy ślepców, bezwzględnie wykorzystywanych przez cynicznego przedsiębiorcę, stanowiły osnowę dla tematu "zanik uczuć i wartości". Antonia Buero Vallejo interesowało konstruowanie sytuacji tragicznych, zawsze aktualnych - na pewno dla akademickich dyskusji, ale czy dla przeciętnego jeleniogórskiego widza? W przypadku tego utworu trzeba by artystów wysokiej klasy, ażeby retoryczność tekstu zamieniła się w żywe słowa i autentyczne sytuacje pomiędzy ludźmi, a nie rezonerami. Na tle pozostałych przedstawień to wyróżniało się dbałością reżyserii (Małgorzata Bulanda-Zięba) i stylowym opracowaniem muzycznym (Bogdan Dominik). O braku wyczucia efektu teatralnego, zaniku umiejętności budowania spektaklu jako precyzyjnej całości, o każdym "nie" i każdym "tak", można było długo dyskutować każdego wieczoru w teatralnej kawiarni, trzymając w ręku wydawaną przez młodzież gazetkę festiwalową "Teatralnik". Na tym polegało tak zwane życie festiwalowe.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji