Artykuły

Hasanie po pianie

"Miasto pustych pianin" Mateusza Pakuły w reż. Leny Frankiewicz w Teatrze im. Bogusławskiego w Kaliszu. Pisze Iwona Torbicka w portalu Kultura u Podstaw.

Tandetna popowa muzyka dopada nas wszędzie, nawet w toalecie centrum handlowego. Gdyby tak udało się wysłać real na terapię do świata fantasy, w poszukiwaniu szlachetnego dźwięku... Realizatorzy "Miasta pustych pianin", nowej premiery teatru w Kaliszu wykorzystują kiczowate popowe przeboje, by powiedzieć coś ciekawego o samej muzyce.

Kaliski teatr konsekwentnie opowiada współczesnym językiem historie, które mają uniwersalny wymiar, a osadzone są w kontekście konkretnego miasta - Kalisza. Takie były "Klęski w dziejach miasta" w reżyserii Weroniki Szczawińskiej (autorski tekst, inspirowany "Niewidzialnymi miastami" Italo Calvino, napisała i udramatyzowała Agnieszka Jakimiak), takie jest też "Miasto pustych pianin". Tekst tego ostatniego napisał Mateusz Pakuła, muzykę Marek Karolczyk i Kamil Pater, a reżyserowała Lena Frankiewicz. Powstało coś na kształt muzycznej opowieści fantasy. Fibi, jedna z bohaterek (zdolna Maja Wachowska) ma ucho hobbita, a w sobie coś z wojowniczej księżniczki Xeny. Jak ona próbuje (wraz ze swoim przydupasem Ernim) naprawić krzywdy - w tym przypadku, wyrządzone przez czarownicę Sabrinę, która torturuje zamienione w ludzi pianina, durną muzyką. Jeden z uciekinierów z miasta tortur, człowiek-pianino, tak to ujmuje: "...Pianina niecnie magicznie zantropomorfizowane w ludzi którzy właśnie uciekli z miejsca straszliwej kaźni mianowicie Miasta Pięknych Pianin".

Kim jest tajemnicza Sabrina (świetnie obsadzona Natasza Aleksandrowitch)? - To straszna magiczna czarownica która ma we władaniu całe to mitologiczne Miasto Pięknych Pianin. Miasto składa się z jej zamczyska i ogródka działkowego dookoła niego - mówi drugi z uciekinierów.

Oczywiście, Sabrina jest współczesną czarownicą, taką na jaką zasługuje społeczeństwo konsumpcyjne - to laleczka Barbie w stroju kąpielowym. Aleksandrowitsch przekonująco oddaje głupotę gwiazdeczek popowych, których przeboje świetnie się sprzedają, a przy okazji robią wodę z mózgu tym, którzy ich słuchają. Tak, jak seksistowski "Boys boys boys" włoskiej piosenkareczki Sabriny Salerno, który w spektaklu staje się... tematem improwizacji dla pozostałych aktorów. Śmiejemy się, oczywiście z tak skrojonej oprawy dla tandetnego muzycznie i tekstowo numeru, warto się jednak pilnować, żeby nie popłynąć razem z nim. Bo to nieprawda, że głupia, komercyjna muzyka nie wyrządza szkód w naszych głowach. Wyrządza - zarówno jej słuchanie, jak i uprawianie, kształtuje zły gust i prowadzi do powstawania mody na idiotyczne kawałki, a z tym dość trudno walczyć.

Wielkie brawa należą się autorowi tekstu, który okazał się znakomitym obserwatorem młodego pokolenia, bez problemu posługuje się zarówno językiem fanów gier komputerowych i elektronicznych mixów, jak i - komercyjnych reklamowych tekstów, mających na celu ogłupianie odbiorcy. I co najważniejsze - umiał tak zbudować tekst, by dać muzyce szansę na wyznaczenie jego dramaturgii.

Punktem wyjścia dla całej warstwy muzycznej spektaklu jest dźwięk pianina, nawet dźwięki elektroniczne są z niego wygenerowane.

Przestrzeń muzyczna łączy w sobie muzykę klasyczną ze współczesną, elektroniczną. Muzyka pełni w spektaklu rolę prowokatora, pobudza do wywalania emocji nie tylko aktorów, ale też widzów. Zachęca do wydawania z siebie dźwięków, co zresztą było słychać na premierze. W finale - wraca do pierwotnego dźwięku, do prapoczątku czyli dźwięku pianina. Przy instrumencie zasiada akompaniator Tomasz Ratajczak, wyglądający jak punkowa wersja Chopina (nawiasem mówiąc - pomysłowe kostiumy Arka Ślesińskiego są dużym atutem przedstawienia) i wtedy dopiero uświadamiamy sobie, w jakim hałasie toczył się spektakl. Brzmienie pianina jest jak cisza, dzwoniąca w uszach.

Tytułowe "miasto pustych pianin" - Kalisz, przez prawie 130 lat kojarzone było z najszlachetniejszymi dźwiękami (właśnie "pradźwiękami"). To tu w 1878 roku powstała Fabryka Fortepianów i Pianin Arnolda Fibigera, która przetrwała dwie wojny światowe. Znana i ceniona na całym świecie (od 1949 funkcjonująca pod nazwą Fabryka Fortepianów i Pianin "Calisia"), upadła w 2007 roku. Dwa lata temu logotyp Calisii kupiła firma Vershold, a produkcję fortepianów wznowiono w Chinach. Pamięć o słynnej fabryce powoli ginie, choć jej budynek, wpisany do rejestru zabytków, ciągle stoi przy ul. Szopena w Kaliszu, jeszcze kilka lat temu można było do niego bez problemu wejść. Szkoda, że władze miasta, nie próbują ocalić pamięci po naszym najlepszym kiedyś "kulturalnym" towarze eksportowym (w latach 60. instrumenty eksportowane były do 30 krajów na całym świecie!). Dobrze, że myśli o tym kaliski teatr, nie tylko kaliszanie powinni być mu wdzięczni. Może "Miasto pustych pianin" zapoczątkuje proces przemyślanego, globalnego przywracania pamięci o fabryce?

Realizatorzy spektaklu - zwartego, utrzymującym przez 85 minut dobre tempo, wielokrotnie puszczają oko do widzów, żongluja kiczem, celebryckim nadęciem, celuloidowymi marzeniami. Nie ma tu ról puszczonych, choć niewątpliwie najbardziej zapamiętuje się trójkę głównych bohaterów: Sabrinę (Nataszę Aleksandrowitch), Fibi (Maję Wachowską) i Erniego (Dawida Lipińskiego). Cały zespół wypada też całkiem przyzwoicie wokalnie. Choć, jak dla mnie, za mało pałeru było w finałowym hicie "We don't need another hero" Tiny Turner.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji