Artykuły

Wielobarwny fajerwerk

"Ożenek" Nikołaja Gogola w reż. Nikołaja Kolady w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Marta Odziomek w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Kolorowy i przerysowany, ale mówiący prawdę o człowieku. Taki jest "Ożenek" w reżyserii Nikołaja Kolady w Teatrze Śląskim w Katowicach.

"Żmudna, do diabła, praca - taki ożenek" - dywaguje w jednej z pierwszych scen Podkolesin, bohater sztuki Nikołaja Gogola. Na szczęście "Ożenek" wyreżyserowany przez Koladę w katowickim teatrze nie jest żmudny w żadnym wypadku. Prawie trzygodzinne przedstawienie, mimo kilku dłużyzn i paru niezrozumiałych scen, jest jak wielobarwny fajerwerk, który po wystrzeleniu w niebo daje odrobinę chwilowej radości.

Kolada chwalony i krytykowany

O teatrze uprawianym przez Koladę mówi się w Polsce dużo, gdyż jest reżyserem i dramaturgiem na topie. Jedni wychwalają artystę za umiejętność stworzenia oryginalnego języka scenicznej wypowiedzi, inni za tę oryginalność go krytykują. Nie podoba im się chaos inscenizacyjny, jaki Kolada wprowadza do reżyserowanych przez siebie sztuk, nadużywanie klisz ze świata popkultury, epatowanie stylistyką kiczu w połączeniu z elementami wschodniej tradycji oraz celowe dryfowanie w kierunku klimatu rodem z farsy.

Wszystkie owe zabiegi artystyczne wykorzystał Kolada przy realizacji "Ożenku" w Teatrze Śląskim. Spektakl zaczyna się od kilku bardzo energetycznych scen zbiorowych, podczas których zespół aktorski tańczy lub - przyjmując nieruchome pozy - wyśpiewuje rosyjskie piosenki i skanduje hasła kojarzące się statystycznemu mieszkańcowi Europy z Rosją. Wygląda na to, jakby reżyser chciał nas podpytać, ile i co wiemy o tym kraju i czy aby na pewno jest to prawda. Przedstawienie rozpoczyna się więc w oderwaniu od tekstu sztuki Gogola. Ale tak jest tylko na chwilę. Kiedy ta muzyczna uwertura o Rosji się kończy, zaczyna się właściwa akcja. Czy dostaniemy odpowiedź od samego Kolady na to prowokacyjne pytanie, które zawarł w początkowych scenach? Prawdopodobnie są nią wymruczane pod nosem przez Duniaszkę słowa o tym, że Rosjanie to marzyciele, którzy nie wiadomo czego od życia chcą. I tyle. Więcej odniesień do aktualnej Rosji brak, bo politykować w swoich spektaklach Kolada nie lubi.

Ożenek w kolorowych kostiumach

Jest za to w "Ożenku" dużo wschodniego klimatu, który stwarzają rozbudowana, wielobarwna scenografia oraz wymyślne kostiumy. W pierwszych minutach przedstawienia tył i boki sceny zasłaniają nagromadzone w nieprawdopodobnej ilości kolorowe dywany, kilimy oraz wyszywane ikony z wizerunkami świętych. Kiedy akcja sztuki przenosi się do domu Agafii, wówczas scenę zdobią ściany obite białymi koronkowymi serwetami. W kostiumach zaś panuje przerost formy nad treścią, ale - trzeba przyznać - miły dla oka. Bohaterowie mają na sobie i pawie pióra, i poduszki przewiązane w pasie, i serwetki przyszyte do skarpetki, i chusty w kwiaty fantazyjnie upięte we włosach. W połączeniu z mocnymi makijażami aktorów sprawiają, że mamy do czynienia raczej z pewnymi typami postaci, a nie wiarygodnymi portretami ludzi. No i dobitnie świadczą, że rzecz dzieje się gdzieś w dali od wielkiego świata.

Majstersztyk aktorski

"Ożenek" to prawdziwy majstersztyk pod względem aktorskim. Ile tu przemyślanych i dobrze zagranych - wydawałoby się mało znaczących - scen! Prawie za każdą kwestią podąża określony gest, ruch ciała, mimika, taniec czy śpiew. Nie ma miejsca na statyczność, a jeżeli się takowa pojawia, to tylko na chwilę i tylko po to, by mocniej wybrzmiały słowa Gogola. Znakomicie odnajdują się w głównych rolach Marek Rachoń jako słaniający się po posadzce ze zdenerwowania Podkolesin oraz Grażyna Bułka jako naiwna, ale władcza Agafia. Prym na deskach wiodą Ewa Leśniak jako energiczna swatka Fiokła i Marcin Szaforz w roli sprytnego Koczkariowa. Nie mogę nie wspomnieć również o roztańczonym Michale Piotrowskim jako Stiepanie, którego wszędzie jest pełno, oraz Alinie Chechelskiej, która raz jest rubaszną, a raz liryczną Duniaszką. Aktorzy świetnie realizują zamiar powzięty przez Koladę. Konsekwentnie utrzymują nastrój błazenady, sięgając po różne stylistyki - od musicalu, przez pastisz opery i teatru lalkowego, po elementy pantomimy - by na końcu przerwać ten maraton śmiechu i zaskoczyć widza powagą chwili.

U Kolady Podkolesin ucieka przez okno w podłodze

W warstwie znaczeniowej jest to przedstawienie o ludziach i konwenansach, w których tkwią jak w sztywnym gorsecie. O miłości, na którą się czeka, a która kiedyś się skończy, bo być może jest tylko chwilową emocją. O egoizmie, który każe salwować się ucieczką, kiedy przychodzi do dzielenia się sobą i swoją codziennością z kimś innym. U Kolady Podkolesin ucieka przez okno w podłodze. Cała scena przypomina składanie ciała do grobu. Może być metaforą powrotu do samotności, która - jak mówi Gogol - nie jest życiem. Ale czy małżeństwo z osobą, której się nie kocha, jest jakimś rozwiązaniem? Chyba też nie - zdaje się mówić reżyser.

Myślę, że jego "Ożenek" to również spektakl o kobietach. O tym, że wreszcie mogą odetchnąć z ulgą, bo nikt w tej części świata nie wytyka ich już palcami, kiedy po przekroczeniu "pewnego wieku" wciąż są pannami. Mają prawo być egoistycznymi, szczęśliwymi singielkami. Mężczyźni zresztą też. Muszą tylko znaleźć jakiś sposób na swoją samotność.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji