Artykuły

Don Kichot broni Kamienicy

"Don Kichot z kamienicy" Dale'a Wassermana w reż. Emiliana Kamińskiego w Teatrze Kamienica w Warszawie. Pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

We foyer fotoreporterzy, kamery kilku telewizji, szampan i tłumy. Atmosfera oblężonej twierdzy łączy się z teatralnym świętem.

We wrześniu media podały, że Emilian Kamiński może stracić swój Teatr Kamienica. Część zajmowanych przez scenę pomieszczeń została sprzedana przez wspólnotę mieszkaniową spółce biznesmena Adriana Accordi-Krawca. Transakcja odbyła się bez zgody miasta, które też jest udziałowcem budynku przy al. Solidarności, gdzie mieści się teatr. Sprawa trafiła do sądu. Niezależnie od drogi prawnej artysta postanowił bronić się też ze sceny. Jego najnowszy spektakl "Don Kichot z Kamienicy" nosi podtytuł "Manifest Emiliana Kamińskiego".

Scenografia przedstawia remontowane pomieszczenie. Niefrasobliwie obijają się robotnicy, z sufitu zwisa folia malarska, kręci się betoniarka.

Wchodzi Kamiński. Zapłakany aktor próbuje wcisnąć robotnikom ledwo uzbierane 4 tys. zł łapówki. Prosi, by budowlańcy pozwolili mu zagrać jeszcze jeden spektakl, zanim w jego teatrze "cwaniacy" wspierani przez "byłych oficerów SB" uruchomią burdel. Majster, prosty człowiek, ma swój honor i koperty nie bierze. "Gdy tu za rogiem żeśmy zamykali kino, to też chcieli jeszcze jeden seans" - mówi, nawiązując do śmierci pobliskiego kina Femina. Gong, dżingiel: "Widzów Kamienicy wita Złoty Sponsor Teatru - PZU".

"Ostatni spektakl" to musical "Człowiek z La Manchy" Mitcha Leigha, znany z filmowej adaptacji i w latach 1970-2011 wystawiany na polskich scenach muzycznych 13 razy. W 1968 r. w Paryżu partię Don Kichota śpiewał w nim słynny belgijski bard Jacques Brel. Niestety, artystom z Kamienicy tak daleko do jego wokalnych wykonań jak Suwałkom do Amsterdamu.

Przypomnę fabułę "Człowieka...": poeta Miguel de Cervantes ląduje w więzieniu inkwizycji. Współwięźniowie są prostaccy i zwierzęcy. W spektaklu Kamińskiego muczą, buczą, szczekają i rechoczą. Dzieła życia artysty chcą użyć do podcierania się w latrynie. Nazywają Cervantesa "naiwnym świrem z teatru". Zaatakowany, ma szansę bronić się przed więziennym sądem. Inscenizuje więc swój dramat w celi, z więźniami, by przekonać ich do swych racji. Dotarcie do wyobraźni zbirów odmienia ich serca. Wszystko to w formie ubogiego wodewilu z naprawdę grubym poczuciem humoru.

W spektaklu Kamiński gra zatem Kamińskiego grającego Cervantesa ze sztuki, który gra z kolei pomylonego szlachcica Alonso Quijano, który myśli, że jest Don Kichotem. Płaszczyzny te ciągle się przenikają, by w końcu ulec zupełnemu splątaniu. Kamiński-Cervantes-Quijano-Don Kichot krzyczy o Dulcynei, wiatrakach, sługach szatana, których zwalcza całe życie. Ale na jednym oddechu krzyczy też o stanie wojennym i ludziach, którzy "zabili księdza". Tworzy przedziwny koktajl poglądów i biografii człowieka, który przeżył historyczny dramat, odniósł sukces, czuł się u siebie, dostał 2 mln zł z publicznych pieniędzy na remont prywatnego rozrywkowego teatru i nagle ziemia osuwa mu się spod nóg. Jest coś kabotyńskiego i szaleńczo brawurowego w tym, by na poważnie krzyknąć: "Jestem dzisiejszym Don Kichotem, bronię prawa ludzi do wyobraźni".

Spektakl Kamińskiego ma w sobie też coś niepokojącego. Do wyjściowo już szkatułkowej kompozycji "Człowieka..." Kamiński dodaje kolejny poziom - współczesną Warszawę. Co jakiś czas rozbrzmiewa techno, migają stroboskopy, a w przestrzeń teatru w teatrze wpada złowroga rzeczywistość, zagubieni goście mającego ponoć działać w tym miejscu klubu Inkwizycja: prostytutka, narkomanka, para wulgarnych transseksualistów. Zboczeńcy, prostaki, chamy zagrażają "świątyni sztuki", jak określa swój bulwarowy teatr reżyser, dyrektor i odtwórca głównej roli. Współczesność Kamińskiego przeraża. Jest zła, prostacka i wszeteczna - w spektaklu mamy zaskakującą ilość aluzji do homoseksualizmu. Wzbudzające powszechny śmiech dowcipy o biciu żony nie zaskakują w tym kontekście.

Trzeba powiedzieć to jasno: Emilian Kamiński jest ofiarą patologii przekształceń własnościowych w Warszawie i należy go bronić. Zasługuje na współczucie, nawet jeśli wcześniej nie zauważał złych stron dzisiejszej rzeczywistości ekonomicznej, dopóki sama go nie dotknęła. Ma rację, wskazując, że w proceder lewych przekształceń własnościowych zaangażowani bywają byli oficerowie wywiadu PRL. Szkoda tylko, że kompromituje swoje tezy, przebierając realny problem w naiwny kostium. Brnąc w obskuranckie wizje, paradoksalnie ułatwia zepchnięcie swoich argumentów w obszar spiskowych teorii dziejów. Widzowie Kamienicy pozostają z nim jednak solidarni, zgotowali mu gorącą owację.

Mnie sposób, w jaki Kamiński broni swoich racji, jeży włos na głowie. To nie prostytutki, analfabeci, wulgarni narkomani i wynaturzeni transseksualiści zagrażają Kamienicy - tylko wynaturzenia polskiego kapitalizmu i słabość władz publicznych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji