"Don Kichote" w domu
TYTUŁ spektaklu Marka Fiedora - "Don Kichote" jest nieco zwodniczy. Podstawą przedstawienia jest oczywiście genialna powieść Miguela de Cervantesa Saavedry. Lecz wybranie z niej fragmentów tyczących li tylko przerw w podróżowaniu Rycerza Smętnego Oblicza zasadniczo zmienia wymowę dzieła.
"Don Kichote" jest pierwszym spektaklem Marka Fiedora (absolwenta PWST z roku 1992) w Starym Teatrze, zarazem pierwszym reżyserowanym przez mego w typowej scenie pudełkowej. Poprzednie prace, zresztą bardzo dobrze przyjęte przez publiczność i krytykę, "Kochankowie piekła", "Zdrada", grane były w kameralnych przestrzeniach piwnicy Teatru Ludowego.
Scenografię do "Don Kichota" opracowała Małgorzata Szczęśniak. Pierwszy plan to mieszkanie Don Kichota. Zaś głębię sceny wypełnia "plener" - wznosząca się lekko ku górze płaszczyzna pomarańczowej, spalonej słońcem hiszpańskiej ziemi. Całość zamykają ni to chmury, ni to góry rysujące się na podświetlonym płótnie. Tę "ciepłą" przestrzeń zaludniają postaci odziane w bardzo piękne stroje. Niektóre wyczarowywane na scenie obrazy są przeniesione jakby z płócien Salvadora Dali.
Muzyka. Tę skomponował Zygmunt Konieczny. W pierwszej części pojawia się bardzo delikatnie poprzez obsesyjne rytmy, w drugiej jest już prawie nieustannie obecna, kulminując w ekstatycznym finale.
Lecz uroda wizualna i przejmująca muzyka, to jeszcze za mało, by mówić o dziele. Do tego potrzebna była jeszcze ręka reżysera.
U Fiedora podróże i czyny błędnego rycerza pozostały w cieniu. Jednak marzenie o drodze wciąż było treścią życia Don Kichota wspaniale granego przez Jerzego Święcha. Don Kichote w Starym Teatrze jest szaleńcem z wyboru. Potrafi bardzo racjonalnie mówić o swoim życiu, ale też bez reszty, jakby z przyzwoleniem rozumu, daje się porywać swym rycerskim urojeniom. Jego duchowe piękno (świetnie oddał to Święch) powoli zaczyna fascynować wszystkich, porywa za sobą. Sancho Pansa (Bolesław Brzozowski) u Fiedora jest, bywa, wręcz partnerem wrażliwości Don Kichota.
Spektakl Fiedora jest również przedstawieniem o śmierci. Jest "sztuką dobrego umierania" Don Kichota. Ostatnie chwile Rycerza Smętnego Oblicza stają się chwilami harmonii i spełnienia, najpiękniejszymi chwilami życia. To piękny paradoks.
Każdy, kto przyjdzie zwabiony tytułem może poczuć się oszukany. Adaptacja Fiedora jest bowiem praktycznie autorskim dziełem wysnutym z "Don Kichota". I tylko tak oglądana zaświeci pełnym blaskiem.