Artykuły

Jerzy Zelnik: Uderzono we mnie, żeby uderzyć w PiS

- Czuję się tak, jakbym brał udział w jakimś teatrze albo show, jakbym był na pograniczu jawy i snu. Mam wrażenie, że całe to zamieszanie nie dotyczy w ogóle mnie. Dopóki nie usłyszałem nagrania i swojego głosu, dopóty myślałem, że mnie w coś wrobiono i nie wiem zupełnie w co - mówi aktor Jerzy Zelnik.

Kamila Baranowska: Ma pan poczucie, że dał się nabić w butelkę?

Jerzy Zelnik: Czuję się tak, jakbym brał udział w jakimś teatrze albo show, jakbym był na pograniczu jawy i snu. Mam wrażenie, że całe to zamieszanie nie dotyczy w ogóle mnie. Dopóki nie usłyszałem nagrania i swojego głosu, dopóty myślałem, że mnie w coś wrobiono i nie wiem zupełnie w co. Manipulacja wydawała mi się tak ewidentna, że w pierwszej chwili zacząłem się śmiać. Do głowy mi nie przyszło, że ktokolwiek da temu wiarę.

Sporo ludzi dało temu wiarę i wybuchła niemała afera.

- Przecież od razu na tym nagraniu słychać, że pytania zostały doklejone, bo odpowiedzi dotyczą zupełnie czegoś innego niż pytania. Poza tym to chyba oczywiste, że gdyby zadali mi pytania takie, jakie można usłyszeć na tym zmontowanym nagraniu - o jakieś czarne listy PiS i wysyłanie na emeryturę tych, którzy nie głosowali na Andrzeja Dudę - to natychmiast rzuciłbym słuchawką.

O co więc pana pytano?

- Zadzwonili do mnie i przedstawili się jako jakiś pan Janusz z Kancelarii Prezydenta, który chce się dowiedzieć, co ja sądzę o projekcie Andrzeja Dudy dotyczącym obniżenia wieku emerytalnego. Chodziło o opinię środowiska artystów, w tym takich, którym do Dudy daleko. Zacząłem się więc głośno zastanawiać, kogo można by o to zapytać. Byłem akurat na dworcu, potem w pociągu, więc był okropny hałas, ale że jestem z natury życzliwy i chętny do pomocy, dałem się w to łatwo wciągnąć.

Padły z pana ust nazwiska Olgierda Łukaszewicza i Artura Barcisia, co później zostało przez niektórych potraktowane jak donos.

- Bo o to od początku chodziło w tej manipulacji. A ja jedynie zastanawiałem się, kto jeszcze mógłby się wypowiedzieć na temat emerytur, i próbowałem sobie przypomnieć, kto z moich kolegów i koleżanek zbliża się właśnie do emerytury i mógłby coś w tym temacie wiedzieć. Nawet obdzwoniłem iluś kolegów w tej sprawie. Zadzwoniłem do Joasi Szczepkowskiej, do Wojtka Wysockiego, do naszej pani Koniecznej z ZASP [Hanna Konieczna w Związku Artystów Scen Polskich odpowiada za porady w sprawie świadczeń emerytalno-rentowych - przyp. red.]. Manipulacja polega na tym, że Wojewódzki i spółka puścili to nagranie przemontowane, z doklejonymi cyfrowo obrzydliwymi pytaniami, zaklinając się, że tak właśnie było. Byłem zaskoczony, że można tak precyzyjnie za pomocą cyfrowej techniki uwiarygodniać najgorsze obrzydliwości. Obrzydliwe, esbeckie metody.

Czyli nie ma pan sobie nic do zarzucenia?

- Co mogę mieć sobie do zarzucenia? Jak można mieć sobie cokolwiek do zarzucenia w sytuacji, w której człowiek dzwoni do kolegów i pyta ich o opinię na temat jakiegoś projektu pana prezydenta Dudy o emeryturach?

Po co Rock Radio miałoby robić taką prowokację?

- Przypuszczalnie chodziło o uderzenie w moją wiarygodność, a przy okazji uderzenie w wiarygodność formacji, którą popieram od lat. Chodzi oczywiście o Prawo i Sprawiedliwość. Zwłaszcza że "aferę" rozkręcono na ostatniej prostej kampanii wyborczej, parę dni przed wyborami, choć rozmowa odbyła się, o ile pamiętam, na początku września. Poza tym ja jestem łatwym łupem, bo mam życzliwość dla ludzi, jestem dobroduszny i z reguły nie odmawiam pomocy, gdy ktoś prosi.

Pójdzie pan do sądu?

- Nie wykluczam tego, choć naprawdę nie chce mi się po sądach biegać. Mam umówione spotkanie z prawnikiem, bo są ludzie, którzy przekonują mnie, że warto - jeśli nie dla siebie, to dla innych. Ja nie muszę swojej uczciwości udowadniać, momentami cała ta sytuacja nawet mnie trochę bawi.

A nie czuje pan żalu, że część kolegów ze środowiska uwierzyła Wojewódzkiemu, a nie panu?

- Był taki moment, kiedy Agnieszka Holland, moja koleżanka, powiedziała o mnie, że jestem konfidentem...

Konkretnie powiedziała, że "pan Zelnik godzi się być konfidentem wobec swoich kolegów". Stwierdziła, że to "lizusostwo i głupota", które wynikają z tego, iż jest pan "aktorem nie do końca spełnionym i potrzebuje poczucia akceptacji".

- Kiedy to usłyszałem, zwłaszcza że ona powiedziała to bez cienia wątpliwości, bez żadnego znaku zapytania, miałem ochotę zapytać i niniejszym to czynię: Agnieszko droga, czy nie uważasz, że byłoby mądrzej mieć jakieś wątpliwości? Znasz mnie i wiesz, że nie jestem świnią, a Ty bez cienia wahania mówisz o mnie "konfident"? To znaczy, że coś jest nie tak.

I pokazuje, jak głębokie są podziały polityczne w środowisku artystycznym.

- Między nami, aktorami, chyba nie. One się zaczynają gdzieś wyżej, u decydentów typu dyrektorzy, reżyserzy. Nie wiem, bo tego nie śledzę, jestem wolnym człowiekiem, mam dużo pracy, sam decyduję o swoim losie, od nikogo nie zależę, dzielę się swoją pracą, słowem z publicznością i dobrze mi z tym.

Mam przed sobą "Super Express", w którym Beata Tyszkiewicz mówi, iż "Zelnikowi wydaje się, że rządzi" a Witold Pyrkosz stwierdza, że pan sam sobie ubliża. Cytowany jest też Wiktor Zborowski, który stwierdził, że mu "smutno i wstyd".

- To jest coś niesamowitego. Przecież mnie znają! Zaraz zadzwonię do Wiktora oraz Beaty i porozmawiam z nimi. Był taki dowcip o myśliwym, który się chwalił, że zabił dzika, i ktoś wstał oraz powiedział, że teraz chciałby usłyszeć wersję dzika. Zanim wydadzą wyroki, powinni najpierw mnie zapytać, jak było. Powiedziałbym im. Zresztą jeśli ktoś chce znaleźć jakieś informacje, to je znajdzie. Na iluś portalach można przeczytać, co sądzę o całej sprawie i jak było naprawdę - wystarczy poszukać i jeśli się chce, to się znajdzie.

Dzwoni pan tak do wszystkich znajomych i tłumaczy im, jak było naprawdę?

- Nie do wszystkich, ale dzwonię. Rozmawiałem między innymi z panią Łukaszewiczową i panią Barcisiową, bo do ich mężów nie mogłem się dodzwonić. Reakcje bywały różne. Niestety, widać, jak łatwo można w głowach ludziom zamieszać. I to jest przerażające. Dzwonią też do mnie koledzy z wyrazami poparcia i to tacy, z którymi różnimy się poglądami, choćby Jacek Poniedziałek, więc nie jest tak, że wszyscy automatycznie uwierzyli w tę prowokację.

Nie uwierzył w nią nawet publicysta "Gazety Wyborczej" Grzegorz Sroczyński, który apelował: "Przeprosić Zelnika", a lewicowa "Krytyka Polityczna" zamieściła tekst pt. "Wszyscy jesteśmy Zelnikami".

- Dla każdego, kto dokładnie wysłucha tego nagrania bez złej woli, jest jasne, że zostało zmanipulowane. Słychać, że odpowiadam na inne pytania niż te doklejone po fakcie. A każdemu, kto ma wątpliwości, mówię, by spojrzał na te 70 lat mojego życia. Czy ja się kiedykolwiek zeświniłem? Można mi zarzucać, że mogłem być naiwny, kogoś popierając lub coś twierdząc, ale nigdy, że robiłem cokolwiek ze złej woli albo przeciwko komuś. Całe moje życie zawsze stałem po dobrej stronie i walczyłem często z narażeniem swojej kariery o prawdę. "Prawda" i "honor" to słowa mocno dziś niemodne, a ja o to walczyłem. I dalej walczę.

Może chodzi o to, że teraz jest pan postrzegany przez pryzmat swoich sympatii politycznych, nie dorobku ani życiorysu. A tutaj podziały są czarno-białe: albo swój, albo wróg.

- Teraz trwa krwawa walka o wpływy, o rządzenie. Może gdy to się skończy, te emocje jakoś opadną. Jarosław Kaczyński wielokrotnie namawiał do zakończenia tych wojen, bo z tego dla Polski nic nie wynika, a ręce zacierają jedynie ci, którzy Polsce źle życzą. Wiem, że niektórym się nie podoba, iż popieram PiS, ale postrzeganie mnie wyłącznie przez ten pryzmat to jest krótkowzroczność, a powiedziałbym nawet, że głupota. Głupota polega na tym, że człowiek nie odróżnia zalet zawodowych, kompetencji od poglądów danej osoby. Te poglądy są prywatną częścią jego życia, natomiast to, co robi zawodowo, to zupełnie inna dziedzina, której nie należy do tego mieszać. A to, że ludzie próbują w ten sposób ułatwiać sobie życie, próbując deklasować lub dyskryminować kogoś za jego poglądy, świadczy jedynie o ich małości.

A może część środowiska artystycznego naprawdę boi się zemsty PiS? W końcu duża jego część otwarcie sympatyzowała z Platformą.

- Ale jakiej zemsty? Kto ma taką wolę? Przyjdzie Kaczyński i ich osobiście z pracy powyrzuca? To jakieś strachy na Lachy. Tym cały czas straszył Tusk. Bądźmy poważni.

Z perspektywy czasu warto było się w tę politykę tak mocno angażować?

- Było i jest warto. Bardzo.

Dlaczego?

- Bo ojczyzna ponad wszystko. Pradziadek, dziadek, ojciec zostawili mi to, a ja mam się wypiąć, bo mam przez to jakieś niedogodności? Przecież to jest mój kraj i zależy mi na tym, by był jak najlepszy, najpiękniejszy dla mnie i dla moich dzieci.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji