Artykuły

Komedia o śmierci

Śmierć w naszym kręgu kultu­rowym traktuje się serio. Metafi­zycznie, filozoficznie, co najwyżej z lekką ironią. Śmierć w "Meteo­rze" Dürrenmatta kojarzy się ra­czej z ludowymi jasełkami, niż z tym, co na temat śmierci mają do powiedzenia Beckett i Ionesco. Dürrenmatt, który we współczes­nym świecie nie znalazł miejsca dla tragedii, któremu współczesny świat jawi się jako wielka gro­teska, i umieraniu nadał ton gro­teski.

Wielki pisarz, laureat Nagrody Nobla, Schwitter umarł w klinice pod czujnym okiem lekarzy. Umarł najzupełniej prawidłowo, a przecież w chwili rozpoczęcia sztuki widzimy go wchodzącego do mansardy, zajmowanej przez malarza, jego żonę oraz niemowlę. Tu Schwitter mieszkał kiedyś ja­ko młody początkujący pisarz i tu postanowił dokonać ostatnich ob­rachunków ze światem. Pali ręko­pisy i miliony, rujnując wydawcę i syna, niedoszłego spadkobiercę. Jeszcze raz umiera w ramionach żony malarza, po czym powtórnie zmartwychwstaje. Niszczy spokój poczciwego kamienicznika opo­wieścią o tym, jak to ongiś płacił jego żonie komorne "w naturze",pastorowi odbiera wiarę w porzą­dek wieczny.

Komedia o śmierci nosi tytuł "Meteor". Meteor to rzadkie i krótkotrwałe w przyrodzie zjawi­sko, jeśli jest dostatecznie wielki może mieć kolosalną siłę niszczą­cą. Schwitter jak meteor, jak sa­ma przyroda jest amoralny i nisz­czycielski. Ludzkie prawa, ludz­kie normy moralne nie dadzą się do niego odnieść. Wielki starzec, którego potencja intelektualna i niespożyta witalność dalekie są od średniej przeciętnej, swoim zmartwychwstaniem, swoim nihi­lizmem burzy nie tyle może po­rządek śmierci co porządek życia. Ta sztuka o śmierci traktuje o niemożliwości życia. "Meteor" znalazł wielu kryty­ków. Zarzucano Dürrenmattowi, że świetny pomysł obudowany zo­stał myślami banalnymi, że zbyt wiele w sztuce oczywistości. Wy­daje się, że "Meteor" jest, mimo pozornie tradycyjnej budowy, tak bardzo typowym dla ostatniego okresu - scenariuszem teatralnym. Sztuka pełnię życia uzyskuje do­piero na scenie, dopiero tu obra­sta znaczeniami. Dopiero wcielona w kształt teatralny odkrywa wszy­stkie swoje sensy.

W Warszawie "Meteora" reży­serował Ludwik René, specjalista od Dürrenmatta, inscenizator głoś­nego przed paru laty przedstawie­nia "Wizyta starszej pani". Wier­ny Dürrenmattowi René na scenie Teatru Dramatycznego, gdzie już widzieliśmy niejedną sztukę tego autora, pokazał przedstawienie, które z miejsca zdobyło sobie stołeczną publiczność. W pierwszym okresie, żeby się dostać na "Meteora", trzeba było zamawiać bilety na całe tygodnie wcześniej. Spektakl warszawski jest sukce­sem zarówno autora, jak i reży­sera. Sztuka nie odsłoniła wyty­kanych jej mielizn, a w przed­stawieniu udało się René mu stwo­rzyć atmosferę, w której niepraw­dopodobne staje się możliwe, a umieranie budzi śmiech i grozę jednocześnie. Schwittera gra Tadeusz Barto­sik. Ta rola ujawniła zupełnie nieoczekiwane możliwości znanego i lubianego aktora, którego nikt nie posądzał o taki tempera­ment. Schwitter chce umrzeć i nie umiera. Zwykła śmierć jego nie dosięga. Ma się wrażenie, że dopiero jakiś kataklizm, coś rów­nie jak on wielkiego, ślepego i bezwzględnego mogłoby go zmieść z powierzchni ziemi. Śmierć dla wszystkich, prócz tego starca, jest łatwa. Ludzie obok niego umiera­ją jak muchy. Po prostu, zwy­czajnie, szybko. Tadeusz Bartosik gra ostro, znakomicie pokazuje i wielkość i bezsilność Schwittera. Rzeczywiście wygląda jak olb­rzym wśród karłów. Aktor grają­cy Schwittera decyduje, oczywiś­cie, o tym, czy spektakl będzie przekonywający, czy nie. Barto­sikowi ta rola udała się znakomi­cie.

Spektakl w całości jest interesu­jąco grany. Stanisław Jaworski (wydawca), Zbigniew Zapasiewicz (syn Schwittera), Czesław Kali­nowski (kamienicznik i finansista na emeryturze), Barbara Hora­wianka (żona malarza), Mieczy­sław Voit (młody nieudany ma­larz), Bronisława Gerson-Dobrowolska (babka klozetowa, teścio­wa Schwittera). Schwitter nie umiera. W ostat­niej scenie ten Łazarz, który nie chce zgodzić się na swoje zmar­twychwstanie, porzucony przez wszystkich woła: Kiedy ja wresz­cie zdechnę! Odpowiedzią na to pytanie są pienia panien z Armii Zbawienia - kreują nowego świę­tego. Święty Schwitter! Taką to ironiczną pointą kończy się kome­dia o umieraniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji