Artykuły

Komu złoty plon?

Czym jest zgryzota - każdy wie. Nawet ci najbardziej rozpieszczeni przez los musieli kiedyś doznać uczucia zgryzoty. O pewnej jej odmianie pisał Włodzimierz Pawluczuk ("Akcent" nr 4/86), czyniąc ze zgryzoty termin socjologiczny i dokonując jednocześnie podziału na zgryzoty egzystencjalne i zgryzoty pospolite.

Łatwo wyobrazić sobie jak te zgryzoty mogą na siebie zachodzić i dopełniać się. Pawluczuk pisze, jak zgryzoty doczesne (pospolite), te o byt materialny, mogą chronić człowieka przed ciężarem zgryzoty egzystencjalnej: "Usunięcie zgryzot doczesnych stawia człowieka wobec nagiej problematyki egzystencjalnej, czyni go otwartym na szeroko pojętą problematykę mistyczną. W życiu większości ludzi do tego nie dochodzi.

Można oczywiście powiedzieć, że wszystko jest odwrotnie: jedyna prawdziwa zgryzota, to zgryzota o byt materialny, zgryzoty egzystencjalne są jedynie formą wyrażania tej pierwszej" - stwierdza także autor.

Wiodzimierz Pawluczuk robił swoje badania w latach, kiedy brak dobrego zaopatrzenia w sklepach był zgryzotą tyleż powszechną, co doczesną. Pawluczuk, skupiając się na tej formie zgryzoty analizuje jej społeczne funkcjonowanie. W gawędzeniu o zgryzotach znajduje sposób, w jaki człowiek może z siebie taką zgryzotę zdjąć. W tym, pozwolę sobie dorzucić własne określenie, powszechnym utyskiwaniu odnajduje swoistą formę sztuki, realizowaną po to, aby - jak pisze - przezwyciężyć treść, jaką jest zgryzota sama.

W tamtym czasie owo utyskiwanie mogło pełnić rolę oczyszczającą i integrującą, dzięki temu, że gdzieś istniało wspólne dla społeczeństwa pojęcie sprawiedliwości - jak pisze Pawluczuk - niebo prawdy i dobra, do którego można było się odwołać. I choć nie likwidowało to samej zgryzoty, jednak z istnienia tego punktu odniesienia brało swój początek poczucie ulgi, jaką taka forma rozmowy przynosiła.

Ten tekst sprzed kilku lat pośrednio przypomniał mi spektakl "Turlajgroszek", prezentowany na tegorocznych Spotkaniach Teatralnych w Warszawie, a później w telewizji przez Towarzystwo Wierszalin. Ale nie tylko dlatego, że zespół ten w swej nazwie przywołuje pewną sektę prawosławną powstałą na Białostocczyźnie w latach 30., o której kilkanaście lat temu pisał Włodzimierz Pawluczuk w tomie reportaży "Wierszalin". Urzekający w swojej prostocie spektakl, oddając w formie artystycznej zmiany, jakie w naszym społeczeństwie w ciągu ostatnich lat niewątpliwie zachodzą, zdaje się uzupełniać wnioski Włodzimierza Pawluczuka.

Sztuka ta przedstawia w symboliczny sposób los człowieka i rolę, jaką w tym losie grają wybory moralne: człowiek rodzi się jakby po to, by zaznać zgryzoty i to staje się dla niego próbą egzystencjalną. W losie bohaterów zgryzota doczesna schodzi poniżej bezpiecznego poziomu. Nie można jej już ulżyć tylko utyskując. Zamiast poczucia wspólnoty rodzi się pustka uczuciowa i wzajemna agresja. W obserwacjach Pawluczuka zgryzota jednoczyła przypadkowych rozmówców, tu - wręcz przeciwnie - niweczy nawet więzy rodzinne. Jest to ten poziom zgryzoty doczesnej, na którym dotyka się podstawowej warstwy istnienia, kiedy utrzymanie się przy życiu staje się zgryzotą egzystencjalną, podważając sens samego życia. I tu już magiczne poczucie wspólnoty nie działa. Jest to poziom zgryzoty, którego większość społeczeństwa doznaje teraz, w ostatnich latach, i tym się one różnią od lat 80. dotkniętych przecież tak ciężką zgryzotą, jaką był stan wojenny.

W "Turlajgroszku" jedynym sposobem na zgryzotę wydaje się być jej rzeczywiste przezwyciężenie. I mały bohater dramatu wyrusza w świat nauczyć się jak "zrobić interes", pod kierunkiem odpowiedniego nauczyciela. Ów "interes" to zwykła kradzież, oszustwo i rozbój. To już dalszy etap rozkładu, tu już nie można odwołać się do powszechnego pojęcia sprawiedliwości i dobra, bo usunięto jego przeciwwagę: zło, kryjąc je pod terminem "interes".

Turlajgroszkowi pomogły wybrać siły nadprzyrodzone. Boskość przeciwstawiła się diabelskości. Współczesny Polak musi sam dokonać rozróżnień i wrócić do podstawowego kodeksu moralnego. Jeżeli publicznie oszukańczą działalność przedstawia się jako robienie interesu, a przywłaszczenie jako prywatyzowanie, to znaczy, że nasze społeczeństwo doświadcza groźnego kryzysu norm. Jest nie tylko rozbite, pozbawione poczucia wspólnoty, ale też pozbawione podstawowego punktu odniesienia.

Nie trzeba sięgać do sztuki, by rozejrzawszy się wokół, dostrzec ludzi, którzy nie włożywszy ani swojej pracy, ani swego majątku z dnia na dzień stali się krezusami i nawet im do głowy nie przyjdzie zawstydzić się, choć doskonale wiedzą, że pieniądze nie spadły im z nieba, ale jak Turlajgroszek wyjęli je po prostu z cudzej kieszeni.

Turlajgroszkowi udało się uratować wartości i pozbyć zgryzoty, ale nie ma co ukrywać on dostał dar od Boga - złoty groszek. I nie był to kredyt zaciągnięty na 40%. Wystarczyło, że właściwie wybrał i włożył swą pracę w "turlanie" i posadzenie groszku, a otrzymał złoty plon. Nie może się tego spodziewać polski rolnik (czy inny tzw. zwykły człowiek), pozostając sam na sam ze swoją zgryzotą materialną, która staje się egzystencjalna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji