Artykuły

Okrutne dzieci

Teatr Dramatyczny zaprezentował stołecznym widzom pierwszą chyba graną w Polsce sztu­kę kubańskiego pisarza. Jest nią "Wieczór zbrodniarzy" Jose Tria­ny. który otrzymał pierwszą na­grodę na konkursie krajów Ame­ryki Łacińskiej (Casa de las Ame­ricas) w Hawanie w roku 1965. Jest to sztuka napisana na pew­no przez utalentowanego drama­turga, który pewnie włada pió­rem, zna teatr, umie posługiwać się jego efektami, zręcznie kon­struuje dialog pragnie zacieka­wić widzów. Problemy formy fascynują go jednak tak bardzo, że nieraz popada w efekciarstwo, używając różnych chwytów i trików bez konieczności, a cza­sem nawet bez potrzeby. Temat staje się więc u niego niekiedy sprawą drugorzędną, sprawność rzemiosła i technika - sprawą najważniejszą. Problem "Wieczoru zbrodnia­rzy" nie jest ani nowy, ani ory­ginalny. Ta sztuka ukazuje nam piekło mieszczańskiego życia ro­dzinnego, dom w którym duszą się dzieci, nienawidzące rodzi­ców żyjących ze sobą w trady­cyjnych męczarniach nudy i kon­wenansu. Zapolska napisała na ten temat swą genialna komedię o rodzinie Dulskich i wbrew pozo­rom nowoczesności nie jest wcale tak daleko z domu Dulskich do tej kubańskiej rodziny, jakby to się mogło na pierwszy rzut oka wydawać. Tylko że "Wieczór zbrodniarzy" jest oczywiście tra­gedią a nie komedią, a Jose Tria­na uczył się w różnych szkołach, które stały się modne już po śmierci Zapolskiej. Trójka dzieci odgrywa przed nami historię domniemanego mordu, popełnione­go na rodzicach, przy czym jak u Pirandella zaciera się granica miedzy fikcją a rzeczywistością każde z tej trójki raz jest sobą to znowu odtwarza szereg innych postaci. Mamy więc na scenie ca­ła prawie encyklopedię współ­czesnego teatru,którego alfabe­tem autor posługuje się z wirtuozerską zręcznością.

Tylko, że to wszystko jest już wtórne wobec nowych prądów artystycznych i spóźnione. Bo cóż ma nam do powiedzenia sztu­ka Triany? Że życie rodzinne w mieszczańskim (czy nie w miesz­czańskim) światku jest koszmar­ne? Że dzieci nienawidzą rodziców, a ci nie mogą wytrzymać ze sobą? To wszystko już było. I choć "Wieczór zbrodniarzy" kończy sie optymistycznym akcentem, apelem do miłości, która pomoże przezwyciężyć zło, to jednak trudno oprzeć się wra­żeniu, że oto pokazuje się nam jeszcze jeden utwór z "czarnej serii" których już nam tyle po­kazano. Niezależnie jednak od oceny sa­mej sztuki trzeba mówić z uzna­niem o pracy teatru. Przedstawie­nie wyreżyserowała bardzo dobrze WANDA LASKOWSKA, nadając mu szybkie, ostre tempo, potęgu­jąc napięcie, cyzelując dialog i pewną ręką prowadząc aktorów. Spośród trójki, występującej na małej scence Sali Prób Teatru Dra­matycznego pragnę wyróżnić prze­de wszystkim pełna wyrazu HALI­NĘ DOBROWOLSKĄ, aktorkę nie­docenianą i zbyt rzadko obsadza­ną w dobrych rolach na terenie Warszawy. Pamiętamy ją z Wroc­ławia, gdzie należała do czołówki aktorskiej tego miasta. W "Wie­czorze zbrodniarzy" miała pole do popisu i wykorzystała tę szansę. KATARZYNA ŁAN1EWSKA, aktor­ka bardzo utalentowana, czuła sie gorzej w umownej konwencji tej sztuki i tego spektaklu. Woli ona budować swe postacie sceniczne w sposób bardziej realistyczny, mniej estradowy, bardziej teatralny w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Najlepsza była też w drugim akcie, kiedy zagrała przejmująco postać matki okrutnych dzieci, zawiedzio­nej w małżeństwie, bardzo wład­czej, lecz przy tym nieszczęśliwej. Opowieść o życiu tej kobiety była jednym z najpiękniejszych frag­mentów przedstawienia. MACIEJ DAMIĘCKI wykazał w kilku wcie­leniach, jakie prezentował na sce­nie, że jest aktorem zdolnym, któ­ry czuje się już bardzo swobodnie na scenie, dziedzicząc godnie wiel­kie tradycje aktorskie swej rodzi­ny. On z kolei czuł się najlepiej w roli młodego zbuntowanego chłopca, którego przytłacza stęchła atmosfera domu rodzinnego. Bar­dzo ciekawie zagrał jednak także role swojego własnego ojca.

Najwięcej zastrzeżeń mam do scenografii ZOFII WIERCHOWICZ. Sama w sobie interesująca, nie li­cowała jednak, moim zdaniem, z charakterem sztuki, utrudniając jej odbiór. Tekst zabrzmiał by chyba znacznie bardziej przekonująco, gdyby sztuka rozgrywała się w zwyczajnym pokoju, lub na zagra­conym stryszku, gdzie bawią się okrutne dzieci, a nie w jakiejś me­tafizycznej rupieciarni, nie umiej­scowionej ani w czasie,ani w prze­strzeni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji