Artykuły

Mścicielki z baletu

Dlaczego "Giselle" od lat jest nieobecna na polskich scenach? Nie wiadomo... To pytanie należałoby postawić dyrektorom zespołów baletowych. Tym bardziej cieszy, że teraz dzięki nowym technologiom, w ramach transmisji z Teatru Bolszoj, tytuł trafił na kinowe ekrany, także w Polsce - o perełce romantycznego baletu pisze Joanna Brych w tygodniku Polityka.

Pozornie - historia miłosna, jakich wiele. W istocie - jeden z najwybitniejszych baletów w skali światowej, jeżeli tylko umie się odczytać zawarte w nim symbole. Przeżywający kryzys tożsamości książę Albrecht (Siergiej Połunin) uwodzi, ukrywając swoje prawdziwe pochodzenie, szczerą i spontaniczną wiejską dziewczynę Giselle (Swietłana Zacharowa). Romans z góry skazany jest na niepowodzenie. Albrecht jest zaręczony i szybko zostaje zdemaskowany. Kobiety różnie radzą sobie z tematem niewierności. Batylda (Wiera Borisenkowa), narzeczona Albrechta, zachowuje spokój i obojętność. Giselle wpada w obłęd, pęka jej serce i umiera. Jeszcze inaczej postępują willidy. Każdego napotkanego mężczyznę traktują jak wroga i bezlitośnie doprowadzają do śmierci. To właśnie one zamierzają pomścić krzywdę Giselle. Dowodzi nimi Mirta (Jekaterina Szipulina), zwana żartobliwie w branży baletowej "kierowniczką cmentarza". Uśmiercają zakochanego po uszy w Giselle Hansa ( Denis Sawin) i nie zamierzają odpuścić Albrechtowi. Książę wydaje się skruszony i prosi o łaskę. Niestety nie dowiemy się już, jak długo pozostanie w tym stanie.

Być może właśnie dlatego spektakl w 1841 r. zatytułowano "Giselle ou Les Wilis". Jego pomysłodawca - Théophile Gautier - ceniony wówczas francuski poeta i krytyk teatralny nie zdawał sobie sprawy, że właśnie powstał choreograficzny i dramaturgiczny majstersztyk, który do dzisiaj stanowić będzie żelazną pozycję w repertuarze najbardziej liczących się zespołów baletowych. Nie był nawet pewien, czy jego nazwisko powinno pojawić się na afiszu. Tymczasem balet przestał być traktowany jako gorszy rodzaj sztuki i okazał się idealnym narzędziem do wyrażania romantycznych idei, takich jak: prawa do snucia marzeń i fantazmatów, wnikania w życie umarłych, wiary w mity, legendy i świat fantastyczny przenoszony z imaginacji ludowej.

Sensacją stały się pointy, wprawdzie po raz pierwszy zademonstrowane szerszej publiczności już w 1832 r., ale tym razem potwierdzające, że powinny stanowić nieodłączny element techniki tańca klasycznego. To one nadały tańcu lekkości, a baleriny, stając na czubkach palców, ubrane w białe romantyczne paczki, sprawiały wrażenie istot nie z tego świata, które jedynie ten mikroskopijny punkt łączył jeszcze z życiem na ziemi. Dlaczego "Giselle" od lat jest nieobecna na polskich scenach? Nie wiadomo... To pytanie należałoby postawić dyrektorom zespołów baletowych. Tym bardziej cieszy, że teraz dzięki nowym technologiom, w ramach transmisji z Teatru Bolszoj, tytuł trafił na kinowe ekrany, także w Polsce, w wykonaniu primabalerin, solistów i corps de ballet Baletu Bolszoj. Spektakle transmitowane są nie tylko w dużych miastach, jak na przykład w warszawskim kinie Praha, ale także w wielu innych: małych i średnich, do których sztuka baletowa nie ma szansy w ogóle dotrzeć. Bo balet, wbrew wielu stereotypowym opiniom, jest sztuką żywą i nie boi się eksperymentów!

***

Giselle, choreografia: Jurij Grigorowicz, Bolshoi Ballet Live 2015/16, 140 min

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji