Artykuły

Piotr Fronczewski: Witajcie w mojej bajce

Piotr Fronczewski - aktor kilkuset ról; człowiek niezwykle interesujący i ujmujący zarazem; ktoś, kto podsyca dodatkowo ciekawość publiki niedzisiejszą skromnością - daje namiastkę zawartości książki, która ukazała się właśnie nakładem Wydawnictwa Znak. "Ja, Fronczewski" to rozmowy o graniu, wchodzeniu w role. Także te prywatne.

"Holoubek często powtarzał, że gdy Fronczewski idzie do teatru, to wygląda jak księgowy z teczuszką, na którego nikt nie zwróciłby uwagi. I rzeczywiście ja, idąc do teatru, tak się właśnie czuję. Jak najzwyklejszy w świecie człowiek, który idzie do pracy. Tyle że chociaż uprawiam ten zawód dłużej, niż wielu żyje na świecie, to ilekroć przygotowuję się do nowej roli, czuję się tak, jakbym robił to po raz pierwszy w życiu. Ten sam lęk. Niepewność. Trema jak przed debiutem. Chociaż właściwie nie. Większa...".

W tych kilku zdaniach Piotr Fronczewski - aktor kilkuset ról; człowiek niezwykle interesujący i ujmujący zarazem; ktoś, kto podsyca dodatkowo ciekawość publiki niedzisiejszą skromnością - daje namiastkę zawartości książki, która ukazała się właśnie nakładem Wydawnictwa Znak. "Ja, Fronczewski" to rozmowy o graniu, wchodzeniu w role. Także te prywatne. O ich przyjmowaniu, przymierzaniu, doświadczaniu. Wywiad rzeka, który udało się przeprowadzić Marcinowi Mastalerzowi, wciąga w potoczysty nurt, wiruje anegdotą i zaskakuje co jakiś czas spiętrzeniem zdarzeń lub rozwijającą się w nieoczywisty sposób perspektywą. To opowieść budowana po mistrzowsku napięciem, frazą ciętą żartem lub mocniejszym słowem, ale też zatrzymująca chwilę w spowolnionej, meandrującej wspomnieniami refleksji. "Nie ma we mnie przekonania, żebym miał coś istotnego do powiedzenia światu" - deklaruje Fronczewski. Od czego jednak jest aktorem takiej klasy. Fascynująco tę rozmowę gra.

Mało kto dziś pamięta, że pan Piotr, u którego boku tak świetnie czuli się dziecięcy aktorzy - czy to w filmach o Ambrożym Kleksie, czy w seriach "Tata, a Marcin powiedział" i "Rodzina zastępcza" - zaczął swoją aktorską przygodę jako dziecko. Wśród takich przedwojennych sław jak Adolf Dymsza (u boku którego zadebiutował), Ludwik Sempoliński, Mira Zimińska, Loda Halama, Kazimierz Krukowski...

"Dymsza był rówieśnikiem mojego ojca, zbliżał się do sześćdziesiątki. Był jednak w wyśmienitej formie. Niezbyt wysoki, ale atletycznie zbudowany. Jak zapaśnik. Z upodobaniem siłował się na rękę z kolegą z garderoby Jerzym Michotkiem" - wspomina dawny dziecięcy aktor, który też miał swoje miejsce w tej garderobie.

Dykteryjki na szlaku

Soczystymi historiami, w których nie brak mocy procentów i słów, kipią też wspomnienia pozateatralnego artystycznego życia. "Były dwa szlaki. Ten dzienny raczej ubogi, bo ograniczał się do jadłodajni "Czytelnika" na Wiejskiej, gdzie swój stolik mieli Konwicki z Holoubkiem i Łapickim, oraz kawiarni literatów przy placu Zamkowym. Zaś szlak nocnych wędrówek, zwany szlakiem hańby, zaczynał się w SPATiF-ie, który przy wszystkich swoich zaletach miał jednakowoż tę wadę, że zamykano go zazwyczaj tuż po północy. I wtedy ta część towarzystwa, która nie miała jeszcze dość, ruszała dalej. Czasem najpierw do Dziennikarzy na Foksal, bo blisko, a zwykle od razu do klubu filmowców przy Trębackiej, potocznie zwanego Ściekiem, bo ściekało tam w nocy towarzystwo z całej Warszawy" - tłumaczy Fronczewski.

SPATiF i następne etapy "szlaku hańby" były pracującymi na pełnych obrotach kopalniami anegdot i kuźniami bon motów. "Mam wrażenie, że niektórzy bywalcy swoje występy przy barze przygotowywali i reżyserowali równie starannie jak role w teatrze i w filmie" - dodaje aktor.

Nieco spokojniejsza oprawa towarzyszy m.in. wspomnieniom aktorskich początków. Tych dziecięcych, z czasów gdy ojciec Piotra Fronczewskiego (przedwojenny dyrektor warszawskiego kina Palladium) był organizatorem widowni w Syrenie, i tych późniejszych, kiedy aktor podążył za swoim mistrzem.

Najpierw jednak na choinkowej imprezie deklamującego ośmiolatka wypatrzyła pani z telewizyjnej redakcji dziecięcej. Wkrótce pojawiło się zaproszenie ze strony startującego właśnie Teatru Telewizji, a i w teatrze ojca też potrzebowali chłopca do spektaklu. "Mam gdzieś jeszcze zaświadczenie, że zostałem tam zatrudniony "na stanowisku: Młodociana Pomoc Artystyczna" - wspomina Fronczewski.

W tym czasie pojawiły się pierwsze nagrania radiowe i próby dubbingu do filmów młodzieżowych, a w 1958 r., tuż po 12. urodzinach Piotra, przyszedł kinowy debiut w "Wolnym mieście" w reżyserii Stanisława Różewicza, w którym zagrał syna listonosza z Poczty Gdańskiej.

Pięknie rozwijająca się kariera młodego aktora urwała się nagle, gdy w II klasie liceum "pojawiło się sześć luf na półrocze". W tych okolicznościach pozostało mu jedynie być wiernym widzem filmu i teatru. We wczesnych latach 60. olśnił go Gustaw Holoubek. "Jego Edyp, Hamlet, Płatonów, same wielkie role w Teatrze Dramatycznym [...]. Mówiąc po gombrowiczowsku - "dutknął" mnie" - mówi Fronczewski.

Mucha na scenie

W pamiętnym 1968 r., po ukończeniu warszawskiej PWST, dostał angaż - najpierw w Teatrze Narodowym, potem we Współczesnym. Mimo że spotykał się tam z takimi mistrzami sceny jak Dejmek, Hanuszkiewicz i Axer, kiedy w 1973 r. współpracę zaproponował mu Holoubek, nie wahał się ani chwili. Propozycję przejścia do Dramatycznego usłyszał w... zatłoczonym pociągu pospiesznym relacji Warszawa-Wrocław. Jedyny luźny przedział zajmował Holoubek. Angaż przypieczętowany został dwiema porcjami jajecznicy ze szczypiorkiem zjedzonymi wspólnie w Warsie.

"Właściwie od pierwszej chwili, gdy zobaczyłem go na scenie, przylgnąłem do niego jak mucha do lepu. Oglądałem wszystkie sztuki, w których grał, niektóre kilkakrotnie. On mnie autentycznie fascynował. Czym? Ba. Gdyby takie rzeczy dawały się zdefiniować, aktorstwo utraciłoby znaczną część swojej tajemnicy" - podsumowuje Fronczewski.

Ważne były też inne spotkania, projekty, w których brał udział, jak zakochany Cyrano i szarmancki Szpicbródka, kabaretowy pan Piotruś i tragiczny Edyp. Franek Kimono i jeden z najlepszych Hamletów w historii polskiego teatru.

To raptem parę z kilkuset ról, jakie zagrał (w blisko 90 filmach, 41 serialach, 117 (!) spektaklach Teatru Telewizji i 59 sztukach. Przy czym on sam za najważniejsze uważa role: męża, ojca dwóch córek i syna. Codzienność opieki nad 103-letnią dziś mamą opisuje tak: "To jest dla mnie niezwykłe i bardzo cenne doświadczenie. Kiedy rano pomagam jej usiąść, podaję śniadanie, przytulam na dzień dobry, to jest stan, którego nie potrafię opisać. Mam przecież świadomość, że wziąłem się z niej. Dalej nie ma już słów. Jest tylko bliskość".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji