Artykuły

Festiwal kontra nawyki

- Dla mnie najważniejszą funkcją festiwalu jest odsłanianie obszarów sztuki do tej pory nieznanych tutejszej publiczności, oswajanie jej z innym teatrem niż ten, z którym styka się ona poza festiwalem. Przyzwyczajanie rzeszowskiej publiczności do innego rodzaju teatru musi być procesem długotrwałym, rozciągniętym na lata. Czy wystarczy mi cierpliwości? Rozmowa JOANNĄ PUZYNĄ-CHOJKĄ, dyrektorem programowym Festiwalu Nowego Teatru

Magdalena Mach: Czy pomysł Festiwalu Nowego Teatru powstał z myślą o Rzeszowie?

Joanna Puzyna-Chojka: Pomysł kiełkował w mojej głowie wcześniej. Jako teatrolog, dydaktyk uniwersytecki, krytyk teatralny, jestem ciekawa zmian, którym podlega teatr. Trudno ich nie zarejestrować, jeśli jeździ się trochę po kraju, ogląda spektakle reżyserów polskich i zagranicznych. Temat wpływu nowych mediów na teatr, jego konwencje przedstawieniowe, strategie narracyjne, estetykę pojawił się też w mojej pracy badawczej. Kiedy Jan Nowara, dyrektor Teatru im. W. Siemaszkowej w Rzeszowie, zwrócił się do mnie z propozycją stworzenia nowej formuły Rzeszowskich Spotkań Teatralnych, uznałam, że warto pójść w tym kierunku. Mimo świadomości, że ten "nowy teatr" trzeba będzie zaszczepiać na dziewiczym gruncie.

Co wiedziała pani o rzeszowskim teatrze, przyjeżdżając tu po raz pierwszy ze swoją propozycją?

- Mieszkam w Gdańsku, więc Rzeszów, położony na przeciwległym biegunie, siłą rzeczy nie był naturalnym celem moich wędrówek teatralnych. Ale nie był też ziemią całkiem nieznaną. W czasie pierwszej, niezwykle krótkiej dyrekcji Jana Nowary współpracowałam w 2002 roku jako selekcjonerka przy 41. edycji Rzeszowskich Spotkań Teatralnych, które na moment przekształciły się w Festiwal Klasyki Europejskiej. To doświadczenie było jednak dość traumatyczne, bo pamiętam, że kilka dni przed rozpoczęciem festiwalu została drastycznie zmniejszona kwota przeznaczona na jego organizację. Trzeba było dosłownie w ostatniej chwili redukować program i odwoływać przyjazdy zespołów z Polski. Trudno było czuć satysfakcję z takiej szczątkowej realizacji zamysłu. Teatr rzeszowski nie przyciągał mnie też jako krytyka. Raczej kojarzyłam go z doniesień prasowych o nieustannych roszadach na stanowisku dyrektora. Teraz Rzeszów stał mi się bliższy jako miejsce teatralne, również przez moje zaangażowanie w projekt sezonu jubileuszowego, dedykowanego Wandzie Siemaszkowej. Choć wciąż nie został przeze mnie "oswojony".

Jak określiłaby pani rzeszowską publiczność?

- Wciąż się jej uczę i wciąż mnie zaskakuje. Żyję na co dzień w mieście o większym potencjale artystycznym, z różnorodną ofertą kulturalną, od której zależy z kolei otwarcie publiczności na rozmaite "niekonwencjonalne" formy uczestnictwa w zdarzeniach teatralnych. Rzeszów jest miastem z jednym teatrem dramatycznym sprofilowanym na dorosłego widza; z widownią, która ma - mówiąc ostrożnie - ograniczoną gotowość do obcowania ze sztuką wchodzącą w kolizję z jej wyobrażeniami i nawykami. Zeszłoroczna edycja - pierwsza organizowana pod hasłem: Festiwal Nowego Teatru - była dość dotkliwą konfrontacją z tą rzeczywistością...

Czy ubiegłoroczne doświadczenia i kontrowersje wokół festiwalu wpłynęły na kształt drugiej edycji?

- Miałam moment zawahania, czy warto dalej w to brnąć, czy też dać rzeszowskiej publiczności to, czego oczekuje i do czego jest przyzwyczajona. W tym roku, mimo fantastycznej frekwencji na pokazach konkursowych, też przeżywałam podobne chwile, zwłaszcza kiedy widziałam widzów wychodzących z bardzo dobrych spektakli. Z drugiej strony nie widzę sensu organizowania festiwalu, na którym pokazuje się tylko twórczość reżyserów namaszczonych na gwiazdy, nie wspominając już o znanych z telewizji twarzach aktorów w roli wabików... Dla mnie najważniejszą funkcją festiwalu jest odsłanianie obszarów sztuki do tej pory nieznanych tutejszej publiczności, oswajanie jej z innym teatrem niż ten, z którym styka się ona poza festiwalem. Dlatego nie wycofuję się z obranej drogi, z założonego profilu festiwalu, jedynie inaczej buduję program, lokując bardziej kontrowersyjne zjawiska, jak choćby Projekt: Schlingensief, na jego obrzeżach, w zestawie imprez towarzyszących. Same spektakle konkursowe, które stanowią trzon festiwalu, były w tym roku z pewnością mniej "ekstrawaganckie" niż zestaw ubiegłoroczny. Większość z nich mogłaby znaleźć się na afiszu innych festiwali, niekoniecznie promujących "nowy teatr", a po prostu stawiających na teatr artystyczny.

Niektórzy widzowie wychodzili w czasie głośnego spektaklu "nie-boska komedia. WSZYSTKO POWIEM BOGU!". Ci, którzy pozostali do końca, nagrodzili go owacją. Czy takie reakcje publiczności były dla pani zaskakujące?

- Tak, tego typu zachowania są dla mnie wciąż zaskoczeniem. Zwłaszcza nie rozumiem, dlaczego ktoś, na dodatek odświętnie ubrany, nie chce nawet doczekać do przerwy i wychodzi ostentacyjnie w trakcie przedstawienia, zakłócając odbiór innym. Jedyny wniosek, jaki mogę wyciągnąć z takich sytuacji, to przekonanie, że przyzwyczajanie rzeszowskiej publiczności do innego rodzaju teatru musi być procesem długotrwałym, rozciągniętym na lata. Czy wystarczy mi cierpliwości? Nie wiem. Mam małe dzieci, które dużo tracą przez moje ambicje zawodowe.

Ale myśli pani o kolejnej edycji?

- Zaczęłam właśnie pracę nad koncepcją trzeciej edycji. Do końca listopada trzeba złożyć wniosek o grant ministerialny, którego wysokość w dużym stopniu przesądzi o jakości kolejnej odsłony festiwalu. Plany mam bardzo ambitne, ale na pewno rzeczywistość je zweryfikuje.

Mam wrażenie, że po tegorocznej, mocnej, drugiej edycji festiwalu rzeszowska publiczność spolaryzowała się. Festiwal zdobył zagorzałych zwolenników i zdecydowanych przeciwników, którzy nie są nawet ciekawi takiej propozycji. Z założenia odrzucają nowy teatr. Czy będzie pani próbowała w jakiś sposób zawalczyć o zainteresowanie tych ostatnich?

- Trudno przekonać tych, którzy nie są nawet ciekawi czegoś nowego. Do nich chyba nie uda mi się trafić. Ale ciągle liczę na przyciągnięcie tych osób, zwłaszcza młodych, które do tej pory omijały teatr szerokim łukiem, traktując go jako miejsce nazbyt anachroniczne, odległe od ich rzeczywistości. I takich osób z roku na rok przybywa na festiwalowej widowni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji