Artykuły

Bezradność

Warto chyba zacząć szukać nowego języka dla teatru i sztuki w ogóle, będącego czymś więcej niż ironiczną formą, która w wyrafinowany i inteligentny sposób doprowadza widownię do rechotu - pisze Paweł Sztarbowski.

Średni to czas na felietonowe żarciki, choć przecież w teatrze dobrze znamy ów słynny tytuł komedii Grabbego "Żart, satyra, ironia i głębsze znaczenie". I mam wrażenie, że szczególnie w ostatnich dekadach, świadomie lub nie, cała europejska sztuka dałaby się spiąć pod takim właśnie wspólnym hasłem. A jeśli założyć, że początkiem tego potężnego ruchu i jedną z najważniejszych cezur w historii sztuki, jest "Fontanna" Marcela Duchampa, która wywołała skandal na wystawie w Nowym Jorku w 1917 roku, to mija prawie sto lat szturmu na galerie i inne przybytki sztuki dzieł żartobliwych, migotliwych, zrywających z kanonami. To, co na początku było szokiem dla publiczności, stało się dość szybko dominującym nurtem. Dlatego dziś wszelka wzniosłość i patos wypadają z gry na dzień dobry, o dydaktyzmie aż wstyd byłoby wspomnieć. Wszelkie próby wypowiedzenia czegokolwiek serio zagrożone są oskarżeniem o kicz i karane krytyczną chłostą. Podobnie z pięknem - już chyba tylko twórcy oleodruków miewają w pamięci tę kategorię i chcieliby traktować ją bardzo serio i bardzo po swojemu. Podstawową kategorią estetyczną towarzyszącą popkulturowemu wyrafinowaniu jest ironia, która doskonale wyraża i utwierdza przeświadczenie sytych, liberalnych społeczeństw, że wszystko w otaczającym nas świecie jest kwestią wyboru i konwencji.

Współczesna kultura zachodnia to kultura, powiedzmy za Richardem Rortym, "liberalnej ironistki" - a zatem wszystko jest w niej negocjowalne, nie ma żadnego finalnego słownika i punktu odniesienia. Hasła typu: "sprawiedliwość", "moralność", "prawda", "racjonalność" są dla ironistki zaledwie rodzajem gry językowej, a kryteria oceny czy jakiekolwiek hierarchie są zmienne i migotliwe. Nie trzeba tu wikłać się w szczegółowe analizy, żeby zauważyć, że sztuka współczesna to monarchia, w której władzę sprawują od lat niepodzielnie ironistki i ironiści. Podobnie jest z najważniejszymi zjawiskami w najnowszym polskim teatrze, który nie boi się podejmować wszelkiej maści tematów bolesnych, trudnych, przełamujących tabu, ale zwykle zabezpiecza ich odbiór nadając spektaklom ironiczną formę, unikając patosu, rezygnując z ostatecznej wymowy ideologicznej.

Ale, ale można tu zacytować Wiedźmina: "Żarty na bok, jak powiedział król Dezmod, gdy wśród uczty goście nagle zaczęli sinieć i umierać". Bo cóż jest warta racjonalność i krytyczne podejście zachodniej cywilizacji wobec bomb? Czym więcej niż intelektualną igraszką jest refleksyjność i intelektualizm wobec terroru? Być może na naszych oczach odbywa się zmierzch wszelkich letnich projektów? I nie myślę tu tylko o fundamentalizmie muzułmańskim, ale też o narastającej, również w Polsce, brunatnej fali, która zapowiada konserwatywną rewolucję w całej Europie - w imię bardzo specyficznie rozumianych "wartości chrześcijańskich". Pamiętamy przecież, że naziści oskarżali Żydów przede wszystkim o to, że są intelektualistami rozpowszechniającymi niszczycielskiego "krytycznego ducha". Stąd publiczne palenie książek czy oficjalny Goebbelsowski zakaz prowadzenia krytyki sztuki i literatury, stąd wreszcie złowieszcze hasło "Entartete Kunst" - sztuki zdegenerowanej, odległej od romantycznego realizmu, za nic mającej klasyczne wzorce piękna.

Liberalne ironistki i liberalni ironiści zdziwili się zapewne, że nagle większościową władzę w Polsce przejmuje siła polityczna, której niemal każda publiczna deklaracja z perspektywy racjonalnego myślenia to gotowy materiał na mem, który stanie się hitem internetu - partia odwołująca się do absolutystycznych, wręcz metafizycznych haseł; partia, której członkowie są bezkrytyczni wobec patosu i podniosłej formy; partia, która ma czelność bezkrytycznie (!), bez dekonstrukcyjnej strategii (!) bez ironicznej przewrotności (!) wyśpiewywać tandetne "Abba, Ojcze" podczas urodzin Radia Maryja (również medium choć zabawnego, to jednak cokolwiek mało ironicznego). Jeszcze bardziej dziwimy się, że w racjonalnej przecież i krytycznej Francji (wielu komentatorów bardzo to podkreślało po ostatnich zamachach terrorystycznych w Paryżu) tak wielu zwolenników ma (a pewnie będzie miał coraz więcej) nacjonalistyczny Front Narodowy pod przewodnictwem Marine Le Pen, której głównym hasłem jest przywrócenie Europie wartości chrześcijańskich.

Patrzymy na to trochę ze zdumieniem, coraz bardziej z przerażeniem, siląc się na ów mocno intelektualny żart, że tak oto dopada nas Lacanowskie "Realne". Ci, którym obce są intelektualne nowinki, zawsze mogą sobie przytoczyć starego, dobrego Gałczyńskiego, który w "Chryzostoma Bulwiecia podróży do Ciemnogrodu" (pamiętając, że to obrzydliwy paszkwil pisany na środowiska emigracyjne i wolny świat, ale jakże idealnie pasuje do współczesnej sytuacji) ułożył taki oto hymn ciemnogrodzian:

"Aczkolwiek świat idzie do przodu,

My go ciągnijmy w tył,

Synowie my Ciemnogrodu,

Walczmy z postępem co sił!"

Jest jakaś ogromna bezradność intelektualistów i artystów, by adekwatnie tę konserwatywną rewolucję wzmaganą fundamentalizmem muzułmańskim opisać, znaleźć jej przyczyny. Na żarty o Ciemnogrodzie już trochę zbyt późno, na kompletną kapitulację chyba za wcześnie. Warto chyba jednak zacząć szukać nowego języka dla teatru i sztuki w ogóle, będącego czymś więcej niż ironiczną formą, która w wyrafinowany i inteligentny sposób doprowadza widownię do rechotu. Oczywiście zawsze jeszcze pozostaje możliwość emigracji do Kanady, gdzie premierem został liberalny Justin Trudeau. Ale czy znajdzie się tam miejsce dla wszystkich współczesnych artystów krytycznych?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji