Artykuły

Klasyczne, neoklasyczne i współczesne balety Krzysztofa

- "Nasze "Poskromienia złośnicy" będzie przeniesieniem ostatniej wersji, którą przygotował sam John Cranko. Dlatego obowiązkiem obecnych realizatorów, bo Cranko przecież nie żyje, jest dokładne odtworzenie jego przedstawienia" - mówi Krzysztof Pastor, dyrektor Polskiego Baletu Narodowego, w rozmowie z Wojciechem Giczkowskim z serwisu Teatr dla Was.

Czy Pana nowy balet do kwartetu smyczkowego "Crisantemi" Giacomo Pucciniego, przygotowany niedawno specjalnie dla Holenderskiej Opery Narodowej, obejrzymy także w Polsce? Dlaczego właśnie ten utwór zainspirował Pana do stworzenia nowej choreografii?

- Być może zobaczymy, ale trzeba by znaleźć na to okazję. A dlaczego Puccini? Zostałem zaszczycony propozycją przygotowania choreografii do tego kwartetu przez jedną z czołowych scen operowych w Europie, ze znakomitymi reżyserami, wspaniałą orkiestrą i śpiewakami, która obchodzi w tym roku swoje 50-lecie. Poproszono mnie, ponieważ jestem choreografem-rezydentem w siostrzanej instytucji, czyli Holenderskim Balecie Narodowym. Opera i balet pracują w Amsterdamie, podobnie jak u nas, pod jednym dachem, dlatego organizatorzy jubileuszu opery chcieli mieć także w galowym koncercie jubileuszowym coś baletowego. Od zawsze interesuję się operą, a "Chryzantemy" wybrano dlatego, że ten kwartet został wykorzystany przez Pucciniego w operze "Manon Lescaut". Był więc powód, aby stworzyć na tę galę operową balet z czterema bohaterami słynnej opery. Główną rolę tańczyła gwiazda baletu holenderskiego Igone de Jongh, a obok niej wystąpili: Casey Herd, Artur Shesterikov i Sébastien Galtier.

Znany europejski miesięcznik "Dance Europe" opublikował swój doroczny ranking osiągnięć sezonu 2014/15, wskazywanych przez krytyków czołowych pism komentujących wydarzenia baletowe na świecie. Deborah Weiss z "Dance Europe" na pierwszym miejscu w kategorii "najlepsze premiery" umieściła Pana balet "Casanova w Warszawie" w wykonaniu Polskiego Baletu Narodowego. Czy takie wyróżnienie przekłada się na wzrost zaproszeń zagranicznych dla Polskiego Baletu Narodowego? Jak jest ono odbierane w świecie baletowym?

- Na pewno jest to wyróżnienie świadczące, że udało się Polskiemu Baletowi Narodowemu zaistnieć na mapie baletowej Europy. Nie tylko tym przedstawieniem, ale w ogóle. Baletów wyróżnionych podobną nominacją w każdym sezonie jest wiele, nie jesteśmy jedyni. Każdy krytyk może nominować tam nawet kilka przedstawień. Widzimy jednak, że od kilku lat wzrasta zainteresowanie tym, co robimy w Warszawie. I staramy się je podtrzymać. Pokazywanie tego, co w Polsce się tworzy, jest ważne, bo jesteśmy krajem o ogromnym dorobku kulturalnym. A z naszym baletem bywało dotąd różnie. Ta sztuka np. w Holandii jest ogromnie ceniona i popularna. Balety współczesne i taniec modern są bardzo chętnie oglądane przez widzów. Wkrótce po premierze przedstawieniem "Casanova w Warszawie" zainteresował się przedstawiciel Fińskiego Baletu Narodowego. Jednak później okazało się, że dla Finów problemem są koszty i rozmach tego przedstawienia. Mają dość dużą scenę, ale ten balet wymaga o wiele większych przestrzeni. Ponadto akcja tego baletu jest jednak mocno osadzona w polskiej historii i realiach naszej stolicy.

Tymczasem polski baletmistrz Filip Barankiewicz - do niedawna pierwszy solista Baletu Stuttgarckiego - wspólnie z Jane Bourne z Anglii przygotowuje na naszej scenie "Poskromienie złośnicy". Jak zapowiada się to przedstawienie?

- Zapełni ono pewną lukę: będzie bowiem przedstawieniem i dla młodzieży, i dla dorosłych. To zabawna komedia, która jednak wymaga od tancerzy wybitnych umiejętności. Spektakl powstał w w Stuttgarcie 1969 roku i choć od tego czasu technika baletowa poszła bardzo do przodu, to jednak już wtedy w tym przedstawieniu pojawił się potrójny tour en l'air. Potrójny obrót w powietrzu nie jest używany zwyczajowo w balecie, bo standardem jest obrót podwójny. Potrójny to umiejętność wyjątkowa. Mówimy o poziomie wyszkolenia technicznego głównych artystów, którzy przygotowują premierę, ale ważne jest także wyjątkowo wymagające partnerowanie, które w baletach Johna Cranko jest bardzo trudne dla głównych solistów. A wreszcie, w tym przedstawieniu niezbędne są duże zdolności aktorskie, ale nie w stylu romantycznym, jakie znamy np. z naszej "Bajadery" czy "Dziadka do orzechów". Mam na myśli aktorstwo polegające na prezentowaniu bardziej naturalnych zachowań. Osobiście także staram się wprowadzać tego rodzaju interpretację w swoich baletach. Unikam romantycznego manieryzmu. Będzie to więc przedstawienie warte zobaczenia z wielu względów. Będzie to kolejny balet, który polubi publiczność. Moją misją jest jednak szukanie pewnej równowagi w repertuarze. Chcę, abyśmy pokazywali także balety bardziej ambitne, trudniejsze. Staramy się również dawać szansę młodym choreografom. To bywają propozycje niestandardowe, wytwory gorących młodych głów. Pragniemy jednak także przyciągnąć młodą widownię, aby nasi rodacy już od najmłodszych lat przychodzili do teatru baletowego: najpierw na tak przystępne przedstawienia, jak "Dziadek do orzechów" czy "Poskromienie złośnicy", a później wciągali się - np. poprzez mojego "Romea i Julię" - w balety bardziej współczesne, a w końcu przychodzili na tak ambitne, jak nasze wieczory baletowe: "Echa czasu", "1914.", a wcześniej "Tańczmy Bacha" czy "Opowieści biblijne".

Czy "Poskromienie złośnicy" będzie przeniesieniem przedstawienia sprzed ponad 45 lat z Baletu Stuttgarckiego, czy raczej jego odświeżoną wersją? Czy możemy się spodziewać wspaniałego spektaklu także w warstwie muzycznej? Wszak zaproszona do dyrygowania orkiestrą Judith Yan jest znana z tego, że ma ogromne doświadczenie w dyrygowaniu baletami Johna Cranko.

- Pamiętam premierę filmu Zeffirellego z 1967 roku z Elisabeth Taylor i Richardem Burtonem. John Cranko być może widział ten film i pomyślał sobie, że to świetny temat na balet. Doskonale znał Szekspira, ale mógł się przecież inspirować także kinową wersją tej komedii. Tak, jak mnie zainspirował kiedyś film "Niebezpieczne związki" Stephena Frearsa, a gdy sięgnąłem po "Listy" Pierre'a Choderlos de Laclosa pomyślałem, że to świetny temat na balet. Porozmawiałem wtedy z zaprzyjaźnionym kompozytorem z Rygi, Artursem Maskatsem. Skomponował muzykę, stworzyłem choreografię i powstał balet wystawiony najpierw w Rydze, a później w Poznaniu i Brnie. Nasze "Poskromienia złośnicy" będzie przeniesieniem ostatniej wersji, którą przygotował sam John Cranko. Dlatego obowiązkiem obecnych realizatorów, bo Cranko przecież nie żyje, jest dokładne odtworzenie jego przedstawienia. Nic nie możemy w niej zmienić. Takie jest wymaganie właściciela praw autorskich po choreografie, który ma w pieczy spuściznę artysty. Przed realizatorami stawia on bardzo restrykcyjne wymagania. Przede wszystkim musi być zapewniony odpowiedni poziom zespołu, a zwłaszcza solistów. Ponadto balet ma być wystawiany przez osoby przez niego wyznaczone. Stąd w składzie ekipy realizatorów znalazła się choreolog pani Jane Bourne, baletmistrz Filip Barankiewicz oraz dyrygentka Judith Yan. Filip był znakomitym wykonawcą roli Petrucchia w "Poskromieniu" na wielu scenach świata. Fakt, że jest Polakiem bardzo ułatwia pracę z zespołem. Cieszymy się, że ten pochodzący z Warszawy artysta jest z nami. W przedstawieniu musi być także zachowana oryginalna scenografia Elisabeth Dalton i inne jego elementy.

Na Festiwalu Szekspirowskim w 400-lecie śmierci wielkiego dramaturga w kwietniu 2016 roku, w repertuarze Polskiego Baletu Narodowego znajdzie się - wśród dzieł opartych na twórczości wielkiego Anglika, w tym nowego "Poskromienia złośnicy" - kolejne pańskie dzieło autorskie "Burza". Czy dziś może Pan uchylić rąbka tajemnicy na temat pomysłu na jego wystawienie? Utwór ten inspirował wielkich twórców teatru i filmu. Na czyjej muzyce będzie oparta ta realizacja?

- "Burza" zawsze jest wyzwaniem. Nie tylko jako balet, ale także jako sztuka teatralna. Dlatego, że jej wielowarstwowość, wieloznaczeniowość daje możliwość wielu interpretacji. Można ją przedstawić w realiach renesansu albo jako przedstawienie współczesne. Można też zmieniać czas akcji, jeżeli taki zabieg ma sens. "Burza" nie ma prostego zakończenia, ale to właśnie zachęciło mnie do pracy nad tym baletem. Nie lubimy w tańcu, w choreografii odkrywać wszystkiego do końca. W moim balecie "Adagio & Scherzo" nie opowiadałem jednoznacznej treści. Pozostawiam ogromną przestrzeń dla wyobraźni widza, podobnie jak to czyni muzyka. Bywało, że kompozytorzy starali się wspomóc wyobraźnię widzów programem literackim. Na przykład Berlioz przed wykonaniem "Symfonii fantastycznej" rozdawał kartki z treścią utworu. "Burza" ma wiele wątków. Musiałem oczywiście redukować szereg elementów - także liczbę postaci. Realizuję ten balet z bardzo ciekawymi partnerami. Scenografka Tatyana van Walsum, z którą wielokrotnie już współpracowałem, w tym wypadku projektowała kostiumy. Grę świateł zaaranżował Jean Kalman, który jest znakomitym oświetleniowcem i reżyserem. Wizualizacje stworzyła para artystów Shirin Neshat i Shoja Azari. Są to Irańczycy z Nowego Jorku. Pracami Shirin jestem zafascynowany od wielu lat. Jest to artystka zajmująca się fotografią i instalacjami wideo, a w swoich pracach często zajmowała się pozycją kobiety w islamie. To było interesujące, szczególnie dla mnie, mieszkającego wówczas w Holandii i stykającego się z tą kulturą. Jej dzieła miały duże znaczenie w moich baletach "Crossing Paths" i "Szeherezada". Muzyka do baletu jest autorstwa m.in. Henry Purcella i Michaela van der Aa. Instrumentalista grający na irańskim instrumencie daf przyjedzie z Paryża. Gra on też w przedstawieniu postać starego Prospera. Dramaturgiem "Burzy" jest Willem Bruls, ten sam, który pracował ze mną nad koncepcją "Romea i Julii".

W ramach dorocznych warsztatów Polskiego Baletu Narodowego tancerze mogą próbować swoich sił jako choreografowie, organizatorzy pracy, kierownicy produkcji, inspicjenci, inicjatorzy działań reklamowych, autorzy tekstów, edytorzy programów, projektanci kostiumów, pracownicy techniczni etc. Niektórzy już odnajdują się w roli choreografów: Robert Bondara, Jacek Tyski czy Anna Hop, którzy zrealizowali w ostatnim okresie większe prace w Teatrze Wielkim, a Marta Fiedler sprawdza się jako projektantka kostiumów. Czy ta wspaniała idea będzie kontynuowana?

- "Kreacje" mają się dobrze i w dniach 3-5 czerwca przyszłego roku odbędzie się kolejna edycja warsztatów. Bywają lata mniej lub bardziej owocne, ale tych warsztatów nie zarzucimy. Każda praca w nich może być kreatywna, a obecny tancerz ma szansę dzięki temu odnaleźć się w przyszłości w innych specjalnościach teatralnych.

Polski Balet Narodowy wystawia swoje produkcje poza Teatrem Wielkim, a wasi czołowi soliści Yuka Ebihara i Maksim Woitiul wsparli niedawno swoim udziałem premierową serię przedstawień"Dziadka do orzechów"nascenie bydgoskiej Opery Nova. Jakie plany wyjazdowe ma PBN na ten sezon i kto poza warszawską publicznością zobaczy Wasze realizacje?

- Wrześniowe tournée po kraju z okazji 250-lecia sceny publicznej było pierwszym tak szeroko zakrojonym i bardzo cennym, choć trudnym logistycznie i kosztownym. Byliśmy w Białymstoku, Łodzi, Bydgoszczy i również w mniejszych ośrodkach - w Siedlcach i Płocku. W moim rodzinnym Gdańsku pokazaliśmy "Obsesje", które były świetnie przyjęte przez publiczność. Planujemy po raz kolejny wystąpić na festiwalu operowym w Bydgoszczy, ponieważ z dyrektorem Maciejem Figasem z Opery Nova mamy świetny kontakt. Na ten bardzo poważny festiwal pojedziemy w maju przyszłego roku właśnie z "Poskromieniem złośnicy". Trwają także rozmowy z Teatrem Wielkim w Łodzi, aby pokazać tam wybrane z naszych przedstawień szekspirowskich. Mamy również ciekawą propozycję plenerowego przedstawienia "Casanovy w Warszawie" przed pałacem w Wilanowie następnego lata. Ale działamy też w drugą stronę i zapraszamy polskie zespoły baletowe na naszą scenę. Ta współpraca bardzo nas wszystkich wzbogaca. Wracając do Polski, siedem lat temu po długim okresie nieobecności, byłem zaskoczony, że nie ma takiej wymiany. Uważam, że podczas Dni Sztuki Tańca udało nam się pokazać bardzo ciekawe projekty polskie i zagraniczne, czasami nawet szokujące. Myślimy już o następnych. Uważam, że generują one zainteresowanie widzów baletem. A zagranica? Jesienią pokażemy nasze przedstawienie "Romeo i Julia" w Hadze, dalszych planów wolałbym jeszcze nie zdradzać, ale jest ich sporo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji