Artykuły

"Anabaptyści"

"Oto staję przed wami. Grałem tu i rolę króla, i jak komediant deklamo­wałem tekst farsy, poprzetykany wer­setami Biblii i marzeniami o lepszym świecie, w które tak wierzy lud. Tak więc czyniłem ku waszej rozrywce to, co i wy czynicie: rządziłem, uprawia­łem samowolę i wymierzałem spra­wiedliwość, wynagradzałem lizusów, zbirów i ślepą ambicję, zbałamuconą przez moją łaskawość, wykorzystywa­łem pobożność i prawdziwą biedę, żar­łem i piłem, spałem z kobietami, byłem uwięziony - także jak wy - w czczej nudzie wszelkiej władzy, którą - czego wy nie możecie uczynić - zwracam wam teraz. Gra już skończona, rzucam pozór złudny. Nosiłem tutaj tylko waszą maskę".

Te słowa Jana Bockelsona, "króla" Muenster z tragifarsy o Nowej Jeruza­lem anabaptystów z XVI wieku, stano­wią zarówno osnowę sztuki F. Duerren­matta "Anabaptyści", granej w warszawskim Teatrze Dramatycznym*), jak i są wyrazem gorzkiej filozofii szwaj­carskiego dramatopisarza,wynikającej z wnikliwej obserwacji i doskonalej znajomości tych obszarów naszej współ­czesności, które dostępne są jego pisar­skiej penetracji. Jest tylko spisek moż­nych, niekiedy skłóconych, ale zawsze solidarnych wobec zagrożenia wspólnych interesów i jest buntujący się ale sła­by lud, którego marzenia o lepszym życiu, o sprawiedliwości, wsparte wolą walki o nią i determinacją, wykorzy­stywane są przez cynicznych spryciarzy, wspinających się do władzy po kar­kach uciemiężonych. Muensterskie "Królestwo Boże" anabaptystów zostanie starte z powierzchni ziemi, krew dzie­siątków tysięcy biedaków zmyje wszel­kie jego ślady, ale sprytny kabotyn i aktorzyna Bockelson, który przywiódł miasto i jego mieszkańców do osta­tecznej zagłady, nie bez powodu zawoła do duchownych i świeckich wielmożów: "Bez litości możecie teraz biednych kołem łamać, lecz ja, myśliciel, twórca tej zabawy, oczekuję nie kata, ale wieńca sławy".

Ostatni dwuwiersz jest szekspirowski nie tylko ze względu na swą budowę, Bockelson doskonale mieści się w galerii szekspirowskich bohaterów a historia,jako krwawa tragifarsa też nie jest pomysłem Duerrenmatta. Tu się jednak kończą analogie z Szekspirem. W "Anabaptystach" w jeszcze większym stopniu niż w innych utworach autora "Wizyty starszej pani". Chociażby ze względów artystycznych. Sztuka jest przeładowana pomysłami teatralnymi, jest zbyt efektowna teatralnie, by mogła przemówić do widza, poruszyć jego wyobraźnie, uczucie, pobudzić jego intelekt, wiele tu prawd gorzkich wyrażonych w formie efektownych paradoksów, ale mają one walor truizmów. A niektóre tylko efektownego kuglarstwa.

Teatr Dramatyczny. uważany za "Dom Duerrenmatta" (chociaż dotąd nie mamy Domu Słowackiego czy Domu Fredry),tu bowiem odbywają się od lat niemal wszystkie polskie prapremiery sztuk autora "Romulusa Wielkiego", wie dobrze, jak grać Duerrenmatta, ale z ostatnią sztuką były chyba kłopoty, za­równo interpretacyjne jak i obsadowe. Bockelson Ryszarda Pietruskiego jest kabotynem o kilka kalibrów pomniej­szonym, jest kabotynem nawet sympa­tycznym, nie ma w tej postaci grozy kabotyństwa wymiaru np. Hitlera. Jest tylko sprytnym cwaniakiem. Nie cho­dzi już nawet o wierność historyczną, lecz o prawdopodobieństwo - a i ska­lę - ukazanego procesu: oto jak dale­ko może zajść sprytny kabotyn, oto ce­na naiwności ludu, oto cena jego fana­tyzmu. Zresztą i wśród przywódców anabap­tystów byli przecież prawdziwi fana­tycy. Ale na scenie, to tylko spryciarze i cwaniacy, łącznie z "prorokiem" Ja­nem Matthisonem Janusza Paluszkie­wicza; dlatego zupełnie niezrozumiały wydaje się w interpretacji tego aktora gest "proroka" pociągający za sobą pew­ną śmierć. Jedynie Knipperdolinck Mie­czysława Mileckiego wprowadza na scenę klimat autentycznego fanatyzmu i tra­gicznego mistycyzmu. Ale Milecki nie ma na scenie partnerów. Mógłby mieć takiego partnera, ale tylko partnera-sojusznika w biskupie Waldecku, ale to znowu - jak i w przypadku Paluszkie­wicza - niezbyt trafna obsada, cbociaż Piotr Pawłowski, to wytrawny przecie aktor. Mogliby zostać jeśli już nie sprzy­mierzeńcami to chociaż partnerami uczciwej dyskusji, którzy starają się rozumieć racje partnera, Knipperdolinck i bardzo czysto, wyraziście grany Mnich Zbigniewa Zapasiewicza, postać obda­rzona przez autora największą sympa­tią, a właściwie jedyna mu bliska. Ale dzieląca ich przestrzeń była za bardzo zagracona i przez autora i przez teatr, by ci dwaj mogli się spotkać. Szkoda, bo dialog racjonalisty Mnicha i spiry­tualisty Knipperdolincka mógłby być jednym z najbardziej frapujących i współbrzmiących z naszym czasem i do­świadczeniem elementów sztuki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji