Artykuły

Minister braku kultury

Minister Gliński, na którego umiar wielu liczyło, zawiódł wszystkich, którzy rozumieją, na czym polega wolność wypowiedzi, bez której kultura nie może się rozwijać. Fundamenty spod demokracji rząd wyjmuje od strony służb specjalnych, prezydent Duda od strony Trybunału Konstytucyjnego, a Gliński postanowił usuwać je, ograniczając wolność słowa. Mieliśmy bać się Macierewicza, a bać się trzeba Glińskiego - pisze Sławomir Sierakowski w Dzienniku Opinii.

Minister Gliński narobił sobie wstydu trzeci raz w tym samym tygodniu, zbliżając się do wyśrubowanego rekordu prezydenta Dudy. Nasze państwo ma mocną głowę, która potrafi za jednym zamachem stanu łamać konstytucję sześć razy. Zamach na sądy (bezprawne ułaskawienie Kamińskiego) i podpisanie ustawy o Trybunale Konstytucyjnym to pewne miejsce Dudy w historii polskiego parlamentaryzmu. Ale Duda już powinien czuć na plecach oddech ministra Glińskiego.

O ile po Dudzie nie było wiadomo, czego się spodziewać, bo był anonimowym politykiem wystawionym do przegrania wyborów prezydenckich, to po prof. Piotrze Glińskim jednak spodziewać się było można klasy i umiarkowania. To jednak człowiek znany w środowisku akademickim, nieznany za to wcześniej z ostentacyjności albo wstecznych poglądów.

Tymczasem minister Gliński postanowił zacząć od zdumiewającej zapowiedzi, że nie zamierza się mścić, ale będzie inny podział środków na kulturę. Dlaczego w ogóle mielibyśmy się jakiejś zemsty spodziewać? Co profesorowi chodziło po głowie, że takie zastrzeżenie postanowił poczynić? Bać się mamy? Przecież do władzy doszła partia, która zamierza strzec prawa i sprawiedliwości. Tam, gdzie obowiązuje prawo, nie obowiązuje zemsta.

A środki na książki to chyba rozdawane są według kryteriów merytorycznych, a decydują o tym eksperci z Instytutu Ksiażki. Skąd minister już wie, że eksperci rozdzielą te środki inaczej? Merytoryczne kryteria się zmienią?

Czy po prostu minister już wie, że zignoruje zdanie ekspertów i rozdawać je będzie uznaniowo?

Ucieszyłby tym samym najgorszą hołotę internetową, która żyje w tej chwili nadzieją odebrania dotacji wszystkim, którzy mają inne poglądy. Patriotyzm i silne państwo to dla nich państwo, które merytoryczne kryteria zostawia frajerom, a samo środki przyznaje tylko swoim. Takie państwo oczywiście nigdy nie będzie silne, a takie postawy nic wspólnego z patriotyzmem nie mają.

Patriotami to byli nie internetowi hejterzy, ale Jan Józef Lipski (akowiec i jeden z przywódców opozycji demokratycznej przed '89 rokiem), Jacek Kuroń czy Lidia Ciołkoszowa, współpracowniczka i żona Adama Ciołkosza, o którym biografię napisał Andrzej Friszke. Książki wszystkich wymienionych, a także noblisty Czesława Miłosza, Stanisława Brzozowskiego, Timothy'ego Snydera, Jarosława Hrycaka wydaliśmy właśnie za dotacje ministerialne. Ciekawe, które nie załapałyby się teraz na środki rozdawane przez ministerstwo Glińskiego. Ponieważ wydawać zamierzamy podobne, rychło się przekonamy.

Druga głośna wypowiedź ministra Glińskiego również była przekroczeniem demokratycznej normy. Ministrowi, a także krucjacie różańcowej, ONR-owi, Młodzieży Wszechpolskiej i innym zasłużonym dla polskiej kultury organizacjom nie spodobała się sztuka we wrocławskim Teatrze Polskim, której nie widzieli. Dlatego minister postanowił interweniować, przyznając sobie prawo do decydowania, co ma być wystawiane. Prawo, które ma rzekomo wynikać z tego, że to ministerstwo rozdaje środki na działalność teatrów. W żadnym demokratycznym państwie za dotacjami na kulturę nie idzie prawo do decydowania o treści i formie sztuki tworzonej za te środki. Wpływ ministra na treść przedstawień w teatrach publicznych powinien być dokładnie taki, jak wpływ ministra na treść przedstawień w teatrach prywatnych. Czyli żaden. O treści decydują artyści i dyrektorzy teatrów. Inaczej mamy do czynienia z ograniczaniem wolności twórczej i wolności wypowiedzi. A to już nie jest demokracja. Profesor Gliński nie może tego nie wiedzieć. Może co najwyżej udawać, że nie wie.

Do trzech razy sztuka. Tym razem już nie teatralna, tylko telewizyjna. Dziennikarka TVP Info Karolina Lewicka przypomniała ministrowi (jak czynią to regularnie dziennikarze, gdy gość unika odpowiedzi, nawet jeśli jest premierem, co dopiero ministrem), że formuła programu telewizyjnego polega na tym, że pytania zadaje gospodarz programu, a gość proszony jest o odpowiedź. Dziennikarce należy się za to raczej szacunek, że kieruje się zasadami, a nie nagana, że nie uległa strachowi przed władzą.

Minister Gliński nazwał program propagandowym i zagroził, że dotychczasowa działalność TVP Info w kształcie, który mu nie odpowiada, się skończy.

Tak otwartej groźby ze strony polityka nie słyszał na antenie jeszcze żaden dziennikarz i żadna telewizja.

Gliński zaatakował zasadę wolności wypowiedzi. Media publiczne w demokracji mają być wolne od nacisków politycznych, a o formie i jakości programów decydować powinni niezależni od władzy eksperci. Jeśli wcześniej te zasady łamano, to nie uprawnia to nowej władzy do tego, żeby robiła to samo, tylko bardziej. Tak jak majdrowanie przez PO przy powoływaniu sędziów do Trybunału Konstytucyjnego nie uprawnia PiS-u do jeszcze większego przekrętu.

Minister Gliński, na którego umiar liczyło wielu, zawiódł wszystkich, którzy rozumieją, na czym polega wolność wypowiedzi, bez której kultura nie może się rozwijać. Fundamenty spod demokracji rząd wyjmuje od strony służb specjalnych, prezydent Duda od strony Trybunału Konstytucyjnego, a Gliński postanowił usuwać je, ograniczając wolność słowa.

Mieliśmy się bać Macierewicza, a bać się trzeba Glińskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji