Artykuły

Polityk własnej twarzy

- Jestem aktorem od 10 lat, sporo zrobiłem. I mam nadzieję, że osoby, które głosowały na mnie w plebiscycie na osobowość roku, nie zrobiły tego, bo jestem synem Jerzego Stuhra - mówi MACIEJ STUHR, aktor Teatru Dramatycznego w Warszawie.

Z aktorem Maciejem Stuhrem, uhonorowanym tytułem Medialna Osobowość Roku 2005, rozmawia Marcin Szymaniak.

Marcin Szymaniak: Rozmawiamy na najbardziej burżujskim, ekskluzywnym osiedlu Warszawy. Dlaczego Pan tu zamieszkał?

Maciej Stuhr: To osiedle ma wyjątkowo złą prasę, zastanawiam się, z czego to wynika. Być może jest to efekt tej ekskluzywności, którą mu się przypisuje, ale przecież mamy w Warszawie kilka osiedli znacznie droższych, bardziej ekskluzywnych. Cóż, ja znalazłem tu fajne miejsce dla siebie i cieszę się z tego, bo krakusowi trudno jest znaleźć takie miejsce w Warszawie. To mój pierwszy prawdziwy dom od paru ładnych lat, bo dotychczas moim domem był pociąg. Znajduję tutaj spokój, mogę odpocząć po zdjęciach.

Znalazł Pan poczucie bezpieczeństwa za tym wysokim ogrodzeniem?

Wie pan, żyjemy w takich czasach, kiedy ludzie muszą wziąć troskę o własne bezpieczeństwo w swoje ręce, skoro państwo im tego nie gwarantuje. Jeżeli w biały dzień, w centrum miasta można zostać doprowadzonym pod pistoletem do bankomatu, żeby wyciągnąć pieniądze i oddać bandycie, to cóż mamy robić? Taki spacer do bankomatu pod lufą spotkał właśnie mojego kolegę - w środku miasta, pod Pałacem Kultury. Nic dziwnego, że w tej sytuacji ludzie zaczynają się odgradzać... Budząc jeszcze większą zawiść tych, co zostali za murem... Odgradzanie się to, moim zdaniem, niedobra tendencja, bo rzeczywiście stwarza jeszcze większe podziały w społeczeństwie, ale jakie mamy inne wyjście? Liczba płotów na moim osiedlu jest dla mnie przerażająca i trochę mi przeszkadza, ale wiem, że jest zasada: coś za coś. Chcę być po prostu spokojny, kiedy wypuszczam moją córkę na huśtawki.

Pan też padł ofiarą bandytów w stolicy?

Tak. Jechałem raz na dworzec, spieszyłem się do Krakowa. I oddałem w tramwaju miłym panom około 700 złotych, bo dość usilnie mnie o to prosili.

Łysi?

Nawet nie... Wyglądali całkiem przyjemnie (śmiech).

Bronił się Pan, wzywał pomocy?

Nie było sensu. Ich było czterech, mówili, że mają nóż, choć go nie pokazali, bo w tramwaju jechało jeszcze parę osób. Potem człowiek przerabia w głowie taką sytuację siedemset razy, rozważa, jak mógłby lepiej zareagować. Myślę jednak, że w tej sytuacji postąpiłem rozsądnie, oddając pieniądze.

Wiedzieli, że rabują Macieja Stuhra?

Trudno powiedzieć. Z jednej strony wydaje się, że gdyby wiedzieli, to mogliby mi wtedy darować. Ale z drugiej - znajoma twarz aktora mogła być dla nich gwarancją pełnego portfela.

Lubi Pan, kiedy ludzie Pana rozpoznają?

Różnie z tym bywa. My, wykonujący ten zawód, nie zawsze jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, co jakaś rola może oznaczać dla ludzi. Po filmie "Glina" podchodzi do mnie na ulicy człowiek i mówi: "Chciałem panu podziękować za tę rolę. Zagrał pan kogoś, kogo pan nawet nie zna". Ja nie zrozumiałem, o co chodzi, pytam: "Jak to?". A on: "Wie pan, ja jestem muzyk z wykształcenia, ale tak się złożyło, że pracuję w wydziale zabójstw. I widzę po pana grze, że rozumie pan, że nie jest trudno zabić człowieka, tylko trudno jest potem z tym żyć. Dziękuję bardzo". Poszedł sobie, a ja jeszcze przez 15 minut nie mogłem się ruszyć z miejsca. Nikt mi dotąd nie zasunął takiego strzału. My biegamy przed kamerą z pistoletami, wygłupiamy się, i nawet nie wiemy, że dla kogoś to jest kawał życia. Ten przypadek był dla mnie przerażający, ale równocześnie bardzo miły.

Zdarzają się niemiłe?

Nie lubię, jak ktoś za mną krzyczy na ulicy, a czasem się to zdarza. Kolesie wykrzykują jakieś cytaty z "Chłopaki nie płaczą", z "Poranku kojota". Ja się w ogóle nie odwracam, nie reaguję. Taką mam naturę, że staram się nie wchodzić w konflikty.

W internecie fanki pieją z zachwytu, jaki to z Pana superfacet. Żona zazdrosna?

Na pewno trochę jest. Ale kobiecie z zazdrością do twarzy, przynajmniej czasami. Ja jednak traktuję te opinie fanek o sobie trochę z przymrużeniem oka.

Oho, fałszywa skromność...

Nie. Jak czytam coś takiego, to wydaje mi się, jakbym czytał o innej osobie. To ciekawe, ale nie potrafię tego odnieść do siebie. Pewnie dlatego, że w kontaktach w realu kobiety zachwytów wobec mnie nie wyrażają. Nie rzucają mi się na szyję.

To naturalne. Wstydzą się.

Widocznie, jak siadają przed klawiaturą, to nabierają odwagi... Szkoda, że nie jest na odwrót.

Niech Pan uważa. Jak żona reaguje, gdy ją bierze zazdrość?

Dość ekspresyjnie. Ona nie ma wątpliwości, czy w danym momencie jest zadrosna, czy nie. I zawsze muszę ją na nowo upewniać, że to ona jest moją wybranką.

Ilekroć tylko Pan spojrzy na inną, to zaraz musi upewniać?

Gorzej, że czasami nawet nie spojrzę, a muszę to robić.

W efekcie głosowania zorganizowanego przez Stowarzyszenie Polskich Mediów został Pan medialną osobowością roku w kategorii aktorów. Przyznam, że trochę mnie to zdziwiło, bo...

A mnie to bardzo zdziwiło! Bo - mówiąc szczerze - niczego supermedialnego w 2005 roku nie zrobiłem. Poprowadziłem koncert w Opolu, który TVP powtarza co drugi dzień, i może stąd ten tytuł... W każdym razie dowiedziałem się o nim przypadkowo, nikt mnie oficjalnie nie poinformował. Mail gratulacyjny od kolegi uświadomił mi, że coś takiego w ogóle się wydarzyło. To naprawdę bardzo śmieszne.

Nagroda na wyrost?

Jest mi trochę głupio, bo niby zrealizowało się moje wielkie marzenie, ale nie mam poczucia, że naprawdę na to zasłużyłem. To tak jak z tymi zachwytami kobiet - dotyczy to mnie, ale ja tego w ogóle nie czuję. Cały czas czekam na role, które mnie do takiej pozycji naprawdę doprowadzą. A gdy widzę, że w tym rankingu wyprzedziłem pana Janusza Gajosa, to ogarnia mnie jakieś onieśmielenie.

Może nazwisko Stuhr tak działa, że ludzie mają wobec Pana wygórowane oczekiwania?

Ja bardzo dużo robię, żeby te oczekiwania wzmacniać. I ten tytuł traktuję jako taki zaliczkowy kapitał zaufania, który będę się starał wykorzystać. Dlatego na przykład starannie selekcjonuję propozycje i pewnych propozycji unikam.

Do "M jak Miłość" Stuhr by nie poszedł?

Gdybym zaczął grać w sitcomie czy telenoweli, to sam obniżyłbym poziom oczekiwań wobec mojej osoby. Zaraz powiedzieliby: "O, to jest taki, co wszystko zagra". Ale ponieważ ciągle odmawiam tego typu propozycji, to i oczekiwania pozostają wysokie. Nazywam to sobie polityką w dziedzinie mojej twarzy.

Prowadzi Pan taką politykę, bo Pana na to stać. Gdyby Maciej Stuhr nie był materialnie ustawiony, to zaraz by zmiękł.

Stuprocentowa racja. Moje buńczuczne deklaracje niegrania w sitcomach wynikają w dużej mierze z faktu, iż mogę sobie na to pozwolić. Dzięki estradzie, konferansjerce, ale nie tylko, mam możliwość zarobienia takich pieniędzy, które mi pozwalają spokojnie egzystować.

A może tak naprawdę dzięki finansowej pomocy ojca?

Naprawdę nie. Od kilku dobrych lat stoję już na własnych nogach i jestem dumny z samodzielności. Gdybym zaakceptował grę w sitcomie, to mógłbym mieć dużo, dużo więcej pieniędzy. Ale trzeba umieć powiedzieć sobie: stop, i zadowolić się tym, co się ma. Nie muszę jeździć porsche, wystarcza mi citroen. Ważna jest pewna granica; gdybym ją przekroczył, to dajmy na to reżyser "Żywotu Józefa" mógłby pomyśleć: "Ten już tak się zeszmirzył, że trudno go obsadzić w roli biblijnej postaci". I być może nie dostałbym tej roli.

Zastanawiał się Pan nad odpowiedzią na pytanie: "Gdzie byłbym dzisiaj jako aktor, gdybym nie nazywał się Stuhr"?

Ciekawe pytanie... Na pewno byłoby mi trudniej zaistnieć, nie ma wątpliwości. Zdaję sobie sprawę, że niezależnie od tego, czy jestem dobrym, czy złym aktorem, na początku ktoś zwrócił na mnie uwagę, bo tak się nazywam. Trzeba jednak pamiętać, że na taką osobę patrzy się często w pierwszej chwili krytycznie, zgodnie ze schematem "dobry ojciec, zły syn".

Chyba też zgodnie z innym schematem: tatuś pomaga w karierze synkowi...

... zwłaszcza w naszym kraju, gdzie nepotyzm jest na porządku dziennym. Musiałem wykonać naprawdę dużą pracę, żeby odnośnie mojej osoby takie myślenie przełamać. I muszę powiedzieć, że nie mam już z tym problemu. Jestem aktorem od 10 lat, sporo zrobiłem. I mam nadzieję, że osoby, które głosowały na mnie w plebiscycie na osobowość roku, nie zrobiły tego, bo jestem synem Jerzego Stuhra.

Wie Pan, co robił Jerzy Stuhr w Pana wieku - 30 lat?

Poważne rzeczy, był po pierwszym filmie z Kieślowskim. Kręcił "Wodzireja".

To wielka rola. Nie czuje Pan wewnętrznego przymusu doścignięcia ojca?

Skończyłem psychologię, na której m.in. nauczyłem się, że to, co o sobie mniemamy, na ogół ma bardzo niewiele wspólnego z rzeczywistością. Ja o sobie mniemam, że motorem moich działań nie jest chęć doścignięcia ojca, ale kto wie, jak jest naprawdę. Żeby poznać odpowiedź, musiałbym poddać się specjalistycznym badaniom, testom psychologicznym. Może wyszłyby wtedy na jaw jakieś ukryte motywacje. Analizując to na zimno, dochodzę jednak do wniosku, że ściganie się z ojcem byłoby karkołomnym zadaniem. On wystąpił w absolutnie kultowych produkcjach: "Wodzireju", "Amatorze", "Seksmisji". Dzisiaj nie tworzy się w ogóle tego typu kina. Trudno więc się z tym mierzyć.

W "Pogodzie na jutro" występował Pan z ojcem. Trudno było zagrać?

Muszę przyznać, że to było bardzo dziwne uczucie. Miałem poczucie idiotyczności naszego zachowania, gdy stałem naprzeciwko własnego ojca i coś udawałem, i on też coś udawał.

Czy ten film dał Panu jakąś okazję do powiedzenia ojcu czegoś, czego w normalnym życiu by Pan nie powiedział?

Jest scena w "Pogodzie na jutro", gdy ja opieprzam ojca, wygarniam mu pewne rzeczy. Było to dla mnie trudne w tym sensie, że w naszym życiu nigdy taka scena się nie rozegrała. Nie ośmieliłbym się na ojca napaść w taki sposób, zresztą nie miałbym ku temu specjalnych powodów. Dlatego nie mogę powiedzieć, że ta scena to była dla mnie jakaś ulga, bo zastępczo coś ojcu wygarnąłem. Było to dla mnie coś nowego, ale po prostu to zagrałem, i tyle. "Pogoda na jutro" to zresztą pewien wyjątek, generalnie my nie przyjmujemy z ojcem propozycji zagrania ojca i syna. Kiedyś zaproponowano nam, żebyśmy zagrali ojca i syna, a pan Janusz Gajos - wujka. Ja na to: I po co tak kombinujecie? Będzie ciekawiej, jak pan Gajos zagra ojca, a ojciec - wujka.

Gdyby Jerzy Stuhr jako reżyser zaproponował Panu rolę z ostrą sceną erotyczną, to przyjąłby Pan?

Ja w łóżku z ojcem?... Noo... nie wiem, czy bym się zgodził (śmiech).

Z ojcem - tylko za kamerą. A w łóżku - np. z Joanną Brodzik?

Tak na poważnie, to nie ma to nic wspólnego z tym, kto mi taką scenę proponuje i przed kim miałbym ją odgrywać. Jeżeli scena jest w filmie potrzebna, to trzeba ją nakręcić i tyle. Sądzę, że po tych wszystkich latach jestem już na tyle profesjonalnym wykonawcą zawodu, żebym wykonał to, co do mnie należy.

Nieźle Panu szło robienie kabaretu Po Żarcie. Odpuścił Pan sobie kabaret?

Nie, mam swoje marzenie kabaretowe - zrobienia czegoś nowego. Coś w rodzaju teatru absurdu: inteligentne teksty, elegancka forma, wszystko w wykonaniu młodych osobowości aktorskich. Taka przeciwwaga dla tandety, której jest sporo na estradzie. Zdaję sobie sprawę, że będzie trudno, bo jest duża konkurencja. Dowiedziałem się ostatnio, że kabarety lepiej się dziś sprzedają niż zespoły rockowe.

Kto jest, według Pana, największym kabareciarzem polskiej polityki?

Myślę, że Lepper jest nie do prześcignięcia. To taki wieśniak, że może być tylko żałosny albo śmieszny. Tyle mamy z niego dobrego, że możemy się czasem pośmiać.

Kiedy zobaczymy Pana w nowej roli?

Zagrałem we współczesnej sztuce "Najwięcej samobójstw zdarza się w niedzielę", która będzie miała premierę 13 lutego w teatrze telewizji. Gram tam młodego człowieka, który robi karierę w firmie, będąc w poważnym związku z kobietą. Okazuje się, że jego świat stoi na glinianych nogach, aż pewnego popołudnia rozpada się . To materiał, w którym wreszcie mogłem zaprezentować pełnię moich możliwości aktorskich... A teraz czekam na podobną możliwość również w filmie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji