Artykuły

Jeden aktor bez domu

Co dzieje się z salą przy ul. Jana po wyprowadzeniu się "Groteski"? Były pogłoski, że salę tę otrzyma "bezdomna" artystycznie Danuta Michałowska na swój teatr jednego aktora. I cisza..." - fragment nadesłanego do Redakcji listu mgra W. M., poruszającego wiele istotnych problemów życia kulturalnego Krakowa, przypomina sprawę przykrą, trwającą od lat wielu, i - mimo swej oczywistości tudzież wszelkich szans realizacji - do dziś nie załatwioną. Co gorsza; bez perspektyw załatwienia. (Wspomniany przez Czytelnika lokal po Teatrze "Groteska" otrzymuje, jak wiadomo, Centrala Wynajmu Filmów).

A istotnie od dawna mówiło się o konieczności stworzenia stałej bazy dla teatru jednego aktora Danuty Michałowskiej - "odkrywczyni" i propagatorki tej nowej formy estradowo-scenicznej. Później, gdy teatr jednego aktora rozwinął się w naszym mieście ponad wszelkie spodziewania, przynosząc mu laury ogólnopolskie, wysunięto z kolei postulat - przeznaczania jakiegoś odpowiedniego lokalu w ogóle dla teatru małych form, już bez konkretnego jednego właściciela. Lokal został już nawet wytypowany przy ul. Sarego. Ostatnio sprawa jego adaptacji upadła; i słusznie: koszty byłyby olbrzymie, czyli - jak się to mówi - nie opłaciłaby się skórka za wyprawę. Niestety na jej miejsce nic się nie zjawiło. W planach perspektywicznych zagospodarowania Starówki figuruje wprawdzie jako przyszła siedziba Teatru Jednego Aktora (pod egidą KDK) - piwnica przy ul. Sławkowskiej 6, przewidziana już ona jednak została przed laty dla Ewy Demarczyk jako jej kabaret piosenki. Nota bene adaptacja piwnicznego lokalu ciągnie się tak opieszale, że istnieje poważna obawa, iż artystka straci w końcu cierpliwość i postara się o piwnicę warszawską - podobnie jak Wanda Warska...

Wracajmy jednak do Krakowa.

Nowy dyrektor Estrady Krakowskiej, Tadeusz Kwiatkowski, walczy o teatralny lokal, jednak z myślą o reaktywowaniu teatru satyryków, ewentualnie tylko dzień jeden pragnąc przeznaczać dla solowych prezentacji aktorskich. Pomijając fakt, że sprawa samego lokalu jest ciągle "na wodzie pisana", nawet z chwilą jego zdobycia - nic to nie zmieni: Teatr Jednego Aktora pozostanie nadal bezdomny. W efekcie wszelkie poszukiwania naszych artystów w zakresie małych form scenicznych są ciągle pracą - w ciemno, równie ryzykowną, co mającą w sobie posmak walki z wiatrakami w postaci organizacyjno-finansowych ograniczeń obu krakowskich "Estrad", którym i tak chwała za to, że ryzyko owo od czasu do czasu podejmują, firmując tego typu programy. Doczekał się wprawdzie w międzyczasie swej piwnicy Ryszard Filipski, ale za sprawą... Warszawy, centralnego patrona. Zaś teatr jednego aktora Michałowskiej i Stebnickiej, Zamkow i Herdegena, Malaka, Jurasza i innych aktorów egzystuje nadal od przypadku do przypadku, zjawiając się jak efemeryda raz tu, raz tam. Widz, nie śledzący prasy, która w tej sytuacji też niewiele owym zjawiskom miejsca poświęca, nie szukający skąpych afiszów - w ogóle nie wie czy i kiedy będzie mógł zobaczyć program, o którym słyszał, że wart jest zobaczenia.

A tyle wolnych piwnic kryją stare krakowskie kamienice! Wydaje się oczywiste, że przy zdecydowanych staraniach, a co najważniejsze, dobrych chęciach, można było już w ciągu tylu lat pokonać wszystkie przeszkody typu własnościowo - prawno - finansowego i ożywić teatralnie nasze rynkowe podziemia. Szykuje się piwnice dla teatrów studenckich, dlaczego zapomina się o aktorach zawodowych, którzy w naszym mieście - poza rodzimą sceną - nie mają prawie żadnych możliwości artystycznego wyżycia się (nierzadko nie mając ich i na owej scenie rodzimej...)? Dlaczego nie pamięta się o Danucie Michałowskiej, która nie pracując na stałe w teatrze, nie ma prawie żadnych szans prezentowania swej tak cenionej przez publiczność sztuki?

Tym bardziej, że - jak sądzić można po ostatnim programie "Czarna magia oraz jak ją zdemaskowano", znajduje się ona w pełni artystycznego rozkwitu, więcej - jak gdyby artystycznie odmłodniała, prezentując nie tylko, jak zawsze, świetne rzemiosło recytatorskie, ale też nowe, ciekawe formy poszukiwań twórczych, nowe środki wyrazu.

"Czarna magia" to program oparty o słynną książkę Michała Bułhakowa "Mistrz i Małgorzata", która po wielu latach od powstania ujrzała dopiero niedawno światło dzienne - drukowana w odcinkach w jednym z periodyków radzieckich, a u nas wydana w serii Nike i oczywiście natychmiast rozchwytana. Z miejsca stała się ona bestsellerem w skali światowej, czego dowodem ukończony właśnie telewizyjny film w NRF - w realizacji Andrzeja Wajdy z udziałem polskich aktorów: m. in. naszego krakowskiego Wojciecha Pszoniaka w roli Jeszue - Jezusa. W roku ubiegłym Stary Teatr zapowiadał sceniczną realizacją "Mistrza" - w adaptacji Bogdana Hussakowskiego - niestety do realizacji tej nie doszło. Miejmy nadzieję, że co się odwlecze, to nie uciecze... A na razie oglądajmy (tylko gdzie? i kiedy?) "Czarną magię" w wykonaniu teatru jednego aktora Danuty Michałowskiej.

Bułhakow - powieściopisarz i dramaturg - w swej znakomitej prozie, balansującej na pograniczu beletrystyki, pamiętnikarstwa i reportażu, skąpanej jeszcze w dodatku w wielowymiarowej symbolice, jest równie świetnym obserwatorem co psychologiem i filozofem. W sposób ostry widzi sprawy ludzi, przede wszystkim ludzi swego środowiska. W sposób ostry piętnuje je i ośmiesza.

Z wielowątkowej powieści Bułhakowa zdecydowała się Michałowska na wydobycie dwu wątków, przeplatających się nawzajem. Traktują owe wątki o jednej sprawie: sprawie Poncjusza Piłata, ukazanej w biblijnej retrospekcji i ukazanej poprzez perypetie współczesnych ludzi pióra, tematem tym się parających. Przydaje Bułhakow tematom tym wspólny mianownik: tchórzostwo, lęk przed złamaniem kariery, które doprowadzić są zdolne nie tylko do zaparcia się samego siebie, zaparcia swych ideałów, ale także do poświęcenia - innych. Wybór więc zrozumiały: problemy te wnikają głęboko także w naszą współczesność, w społeczno-psychologiczne doświadczenia dzisiejszego świata.

Owa aktualizacja - jak najbardziej słuszna i prawidłowa w teatrze małych form, wypełniającym dziś z powodzeniem lukę w naszym pozbawionym współczesności na scenie życiu teatralnym - narzuciła jednak konieczność zrezygnowania z innych, arcyciekawych i znakomitych, wątków powieści. Jak choćby z przepięknie ukazanej miłości Małgorzaty (postać jej została w programie zupełnie wyeliminowana, a i sam mistrz jest postacią raczej marginalną). Z drugiej strony doprowadziła do zachowania pewnych fragmentów mniej ważkich i ciekawych, ale za to narzucających się wręcz swą typowością dla dzisiejszych czasów: wizyta wujka, czyhającego na mieszkanie w Moskwie.

Dwutorowość adaptacji uwarunkowała i dwutorowość samego spektaklu, scenicznej interpretacji. Sceny realistyczne, czy raczej realistyczno-"magiczne" są żywe, dowcipne, przekazywane wartko, z nową u artystki nutą szczerego komizmu. Partie "biblijne", malujące konflikt Piłat - Jeszue, ukazane zostały jako szerokie malowidło epickie z wydobyciem głębokich tonów psychologicznych i filozoficznych. Tu "Czarna magia" bardziej przypomina "dawną" Michałowską, celebrującą tekst - nie tylko głosem, cyzelacją słowa, ale i gestem, mimiką, pracą rąk. Owo założenie aktorskie daję ciekawe efekty; tym bardziej, że tekst jest nośny, frapujący, trzymający widza na uwięzi. I że raz po raz przerywany jest owymi partiami żywymi, "lekkimi", pełnymi dowcipu i magicznych dziwności.

W sumie "Czarna magia" bawi znakomicie, dając równocześnie jakże wiele do myślenia. Nieczęsty to mariaż w teatrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji