Artykuły

Temperatura polskiego teatru

- Kuratorom z Niemiec czy Francji nie mówię: przyjedź, zobaczysz, jaki mamy fantastyczny teatr. Mówię: przyjedź, a zobaczysz wielkie ambicje, dyskusje i bardzo serio traktowanie tego, co się robi, wiarę w sens i żywy dialog; teatr, który z uporem nie poddaje się komercjalizacji, nie wchodzi w pułapki popkultury, w jaką weszło wiele teatrów w Europie - mówi Bartosz Szydłowski, dyrektor festiwalu Boska Komedia w Krakowie.

Izabela Szymańska: Świat zna już Krystiana Lupę, Krzysztofa Warlikowskiego, Grzegorza Jarzynę. Jakie osoby, zjawiska z Polski mogą zainteresować dziś zagranicznych widzów, którzy przyjeżdżają na Boską Komedię?

- Przede wszystkim możemy powiedzieć im, że ci trzej mistrzowie nie są pływającymi wyspami, funkcjonują w niezwykle żywym środowisku, które nieustająco albo próbuje ich podszczypać, albo jest głęboko zainspirowane ich pracą. Zawsze chciałem z absolutnym uwielbieniem i afirmacją pokazać ten fenomen, jakim jest temperatura polskiego teatru.

Polski teatr to też najlepszy wstęp do poznawania naszego kraju, pokazuje napięcia, jakie są u nas obecne, jest barometrem przemian i niepokojów. Nawet jeśli nie formułuje dojrzałych diagnoz, narzuca jakąś opinię i operuje skrótem, to próbuje w ten sposób zwrócić uwagę na strefy tabu, dokopać się do źródeł i podejmować tematy ważne, nieobojętne społecznie.

W tym roku na festiwalu pojawi się wielu młodych twórców, nowe nazwiska, coś ich łączy?

- W sekcji Paradiso łączy wszystkich naiwność i niewinność. No i oczywiście namiętność nieposkromiona doświadczeniem. Wszyscy czekamy na pojawienie się niezwykłego talentu, podglądamy głos i wrażliwość najmłodszego pokolenia twórców, ale najważniejsze jest obserwowanie i wspieranie młodych artystów. Nie chodzi o lans i nachalną promocję, ale o rozmowę i czujne tworzenie warunków rozwoju. Młodzi przecież są pod dużą presją, która często popycha na manowce. Festiwal jest szansą na szerszą konfrontację. W przedstawieniach osób zaproszonych w tym roku dostrzegam rodzaj fascynacji sytuacją tu i teraz. Nie ma w ich spektaklach czegoś, co można nazwać dotkliwym kolcem, który uwiera. Pojawiło się pokolenie w jakiś sposób bezwstydne, operujące prostym i bezpośrednim językiem. Jest tutaj poczucie humoru, dystans, sporo zabawy. Jakby broniące się przed całym tym światem, dające odpór właśnie swoją niemal zadeklarowaną naiwnością. Dla mnie to jakaś nowa wrażliwość, nieobciążona i przez to jakaś prawdziwa i wzruszająca. W przyszłych latach chcemy Paradiso rozszerzać o warsztaty, wykłady mistrzowskie, zderzenie młodych polskich twórców z twórcami z innych krajów, żeby sprawdzić, do kogo nam daleko, a do kogo blisko.

Czy jest temat przewodni festiwalu?

- Tak, zawsze związane są z nim prapremierowe spektakle. W tym roku wspólnym hasłem jest "Super Polish Hero" - przekornie oczywiście, bo artyści szukają najczęściej w każdym superbohaterze czegoś, co jest małe, wątpliwe. Dobrej sztuki nie tworzy się z peanów, ale raczej z pęknięć. Można powiedzieć, że to zasada obowiązująca już od starożytnej Grecji, ale pięknie o tym pisała Achmatowa, o kurzu i pyle, który poprzez głos poety zamienia się w coś nieśmiertelnie trwałego, pełnego nieustępliwej wiary w człowieka. Hasło to wyniknęło trochę ze zmęczenia dokoła powtarzaną mantrą o kryzysie autorytetów, o braku wzorców, drogowskazów. Z przekorą liczyłem na to, że ten akt wyczekiwania i wpatrzenie w horyzont zastąpimy na festiwalu gestem a rebours. Że inspirację dla tematu artyści znajdą w nieoczywistościach, w życiu anonimowym, w podważeniu wielkich narracji, a może zaskakujących odkryciach. Każdego roku wybieram temat i poddaję go laboratoryjnej pracy. To artyści się z nim zmagają, traktują dosłownie lub omijają i atakują. Fascynujący jest ten proces, który prowadzi w tak wiele kierunków. Każdy kolejny miesiąc buduje inny kontekst. To, co dzieje się za oknami, nadaje nowych znaczeń teatrowi. Dziś Super Polish Hero brzmi inaczej niż rok temu. Przekora i dystans ustępują powadze.

Przed nami 8. edycja festiwalu. Co jest dla pana największym sukcesem?

- Że jest i że z roku na rok udaje się podtrzymać opinię o niewyczerpalności talentów w polskim teatrze. Prawdę mówiąc, nigdy nie spodziewałem się, że tak wystrzeli i trafi w punkt. To się dzieje jakby poza mną. Po prostu robiłem ten festiwal z marzenia opowiedzenia wielkiej historii o człowieku współczesnym, którą według mnie najintensywniej i przejmująco pokazać można właśnie w teatrze. Już pierwsza edycja pokazała niezwykłą chemię, rozpalonej publiczności i nakręconych artystów, to był jakiś trans, ekscytacja. Będę górnolotny, ale my tu w Krakowie, w grudniu, mamy 10 dni misteriów eleuzyjskich. Do tego dziesiątki kuratorów z całego świata, wymierne efekty dla artystów, którym właśnie po Boskiej Komedii otwiera się możliwość prezentacji na międzynarodowych festiwalach. Mnie więcej nic nie było trzeba! Pamięta się ten festiwal i Kraków, który zamienia się na ten czas w rodzaj wielkiej sceny, labiryntu. I jeszcze ta atmosfera! Proszę zwrócić uwagę, że nie mamy w gruncie rzeczy festiwalu, a przynajmniej dyrektorzy tego nie podkreślają, który kultywuje teatr sam w sobie, który podkreśla, że teatr jest jakimś specjalnym skupiskiem niezwykłych, różnorodnych indywidualności, ma rodzaj temperatury, która nie jest dana innym sztukom. Ten festiwal jest nie tylko podsumowaniem sezonu, ale też podziękowaniem dla całego środowiska.

8. Międzynarodowy Festiwal Teatralny "Boska Komedia" w Krakowie.

4-13 grudnia 2015 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji