Artykuły

Polskie piekło, polskie niebo

"Kordian" Juliusza Słowackiego w reż. Jana Englerta w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Hanna Karolak w Gościu Niedzielnym.

Jeden z trzech odgrywających rolę Kordiana, Jerzy Radziwiłowicz, pokazuje ewolucję reżysera w odczytywaniu tekstu. Jan Englert poczynił milowy krok w dyskusji o Kordianie i o nas samych.

Nowo powstały zespół pod nazwą Aktorowie Jego Królewskiej Mości Komediów Polskich 19 listopada 1765 roku dał swoje pierwsze przedstawienie. Po upadku powstania listopadowego do końca wieku pozostał jedyną prócz kościołów instytucją publiczną, gdzie można było mówić po polsku.

250 lat później, 19 listopada 2015 r., w Teatrze Narodowym odbyła się premiera "Kordiana" w reżyserii Jana Englerta. Przez dwa i pół wieku teatr ten doświadczył wszystkich kataklizmów, jakie przechodził naród. Przetrwał nawet pięć pożarów. Prezydent Andrzej Duda, który objął honorowy patronat nad jubileuszem placówki, w wystąpieniu po premierze wyraził nadzieję, że czeka tę scenę kolejne 250 lat!

Dla Jana Englerta ta inscenizacja była kolejnym wyzwaniem. Zawsze chciał zagrać Kordiana. Trzy razy reżyserował dramat Słowackiego, ale w jubileuszowym kształcie chciał zamknąć wszystkie doświadczenia. Jako artysta i jako obywatel.

- Inscenizuję polskie piekło i polskie niebo - wyznał. Czyżby dlatego w obsadzie jest aż trzech Kordianów? Englert tłumaczy, że Kordian starzeje się wraz z nim, dlatego pierwszym Kordianem jest Jerzy Radziwiłowicz. Ale o dziwo, w jego monologu brzmią te same słowa, które powtórzy młodziutki Kordian, Marcin Hycnar: "Boże, zdejm z mego serca jaskółczy niepokój/ Daj życiu duszę i cel duszy wyprorokuj". Jest też i ten trzeci - Kamil Mrożek, a także aż pięć aktorek w roli Violetty. By wszystko nabrało odpowiedniej perspektywy.

Sam Englert składa się ze sprzeczności. - Jestem wychowany na romantyzmie, ale jestem pozytywistą. Nie mam marzeń, mam cel - mówi. I zaczyna od "Przygotowania". To według reżysera klamra metafizyczna. Mimo to rzeczywistość, do której się odnosi, wydaje mu się tyleż absurdalna, co kabaretowa. Zachwycamy się własnymi porażkami, modlimy się do własnych klęsk. Nie wyciągamy wniosków, jesteśmy niereformowalni. Ale może to stanowi o naszej wyjątkowości, choć płacimy za to najwyższą cenę?

Na szczycie Mont Blanc młody rozedrgany Kordian dokonuje bilansu życia. Englert pamięta, że kłócił się ze swoim polonistą, uważając (podobnie jak ja), że "Kordian" jest dramatem jednostki. Dziś nie jest już taki pewny, czy nie jest to jednak dramat narodowy. Na ile jednak naszym demiurgiem jest Szatan? To postać Szatana wciela się w Doktora w domu wariatów, w Papieża, który wypowiada znamienne, zasmucające słowa "Niech się Polaki modlą, czczą Cara i wierzą".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji