Artykuły

Dwie albo trzy melpomeny

Stanisław Brejdygant swo­je życie w sztuce zaczynał przed kilkunastu laty od prób literackich. Potem zos­tał również aktorem. Był najmłodszym z polskich Ham­letów, którą to rolą debiu­tował mając dwadzieścia trzy lata. Potem został również reżyserem. Dziś ma na swym koncie wiele ról oraz wyreżyserowa­nych widowisk w teatrze, w operze, w telewizji. Ma rze­telne uczelniane przygotowa­nie (uniwersytecką polonisty­kę, szkolę aktorską i reżyse­rię filmową), ale przede wszystkim ma to, co się na­zywa warsztatem. Sam so­bie z reguły przygotowuje tekst, reżyseruje swe adap­tacje, czasem też - jak w przypadku "Idioty" na sce­nie Teatru Dramatycznego w Warszawie - gra. I tak jes­teśmy przy Dostojewskim. Można powiedzieć, że jest to inspirator twórczości Brej­dyganta, który jako reżyser debiutował właśnie spektak­lem teatralnym a potem tele­wizyjnym "Wiecznego mał­żonka" według Dostojewskie­go. Telewizyjny spektakl przyniósł reżyserowi-adapta­torowi nagrodę na pierwszym Festiwalu Teatrów Dramaty­cznych. Obecnie grane przed­stawienie "Idioty" to już czwarta realizacja Dostojew­skiego w dorobku Brejdy­ganta. Wielki malarz mrocznych losów ludzkich być może dlatego przypadł do serca młodemu humaniście, że jego twórczość zawiera w samym swym założeniu tragiczną sprzeczność. Głosząc potrzebę dobroci - pisarz dyskredy­tuje ją jednocześnie, ukazuje bezsilność serca ludzkiego wobec ogromu zła. Pewne analogie można tu znaleźć także z "Hamletem" - wraż­liwość, czułość, dobroć wresz­cie duńskiego księcia nie są przydatne mu w życiu. Wręcz przeciwnie, są źródłem nie­ustannych jego cierpień i w ostatecznym rozrachunku - klęski. To wewnętrzne rozdarcie, ranę nie do zabliźnienia chce ukazać w swych kreacjach aktorskich Stanisław Brejdy­gant. Właśnie w "Hamlecie" i właśnie w adaptacji sceni­cznej "Idioty" Dostojewskie­go. Adaptator i reżyser, jed­nocześnie objął tytułową ro­lę. Bardzo ciekawy, jako koncepcja aktorska i powie­działabym filozoficzna, jest jego książę Myszkin. Jest to sama dobroć i słodycz, ale nie miękkość, nie infantyl­na nieświadomość. Uzbrojo­ny w dumę i w przekonanie o swym posłannictwie, zda­jący sobie sprawę z włas­nych niedostatków umysło­wych a także pragnień - Myszkin w interpretacji Sta­nisława Brejdyganta był re­welacją. Śmieszny był ten Don Kichot dobroci, zabłą­kany we współczesnym świe­cie, ale nie poniżony. Po raz pierwszy chyba ukazano owe­go "głupca bożego" nie jako wcielenie bezrozumnej chęci czynienia dobrze na przekór otoczeniu, ale jako realizację ponadczasowej tendencji człowieka do wyjścia poza siebie, dotarcia do wnętrza innych ludzi. Powtarzając w każdym przedstawieniu te same ges­ty, mówiąc dobrze sobie zna­ne, zwroty - Brejdygant ciągle jeszcze pracuje nad rolą, starając się dotrzeć do samej istoty rzeczy, do jąd­ra problemu człowieczeństwa. Przebija się przez wielowarstwowość charakteru, doznań, pożądań, cierpień i słabości kreowanych postaci, aby po­znać istotę, jaką jest on sam.

- Któż bardziej niż Dos­tojewski może mi w tym po­móc? Ten największy dla mnie z pisarzy wie o czło­wieku przerażająco dużo. I mimo tej wiedzy pozostaje z nami. Ani cienia arystokra­tycznej postawy mędrca, któ­ra tak drażni u wielu wiel­kich. To moralista, który na­wet przez moment nie pró­buje stać się moralizatorem. Za mądry jest by czynić coś tak nieskutecznego - mówi Brejdygant.

Nic dziwnego, że właśnie telewizja stała się tak cen­nym dla Brejdyganta środ­kiem wypowiedzenia się twórczego. Twierdząc, że spe­cyfika małego ekranu stwa­rza atmosferę intymności spektaklu - dużą wagę przywiązuje do swych reży­serskich tu planów. Mimo że pasjonuje go pra­ca w telewizji i w teatrze - Brejdygant czeka na film. Jeśli tak można rzec - cze­ka aktywnie. Pomijając już fakt, że ma filmowe wyk­ształcenie reżyserskie - film uważa on za dziedzinę sztuki najbardziej przylegającą do swych dyspozycji. Oczywiś­cie, film autorski. Chociaż:

- Bardzo bym nie chciał określić siebie profesjonalnie do końca - mówi - nie chciałbym też nigdy stać się profesjonalistą filmowym. Pragnę stawać za kamerą tylko wówczas, gdy jestem przekonany, że mam rzeczy­wiście coś do wypowiedzenia przez kamerę. Zresztą nie wyobrażam sobie zerwania na stałe z teatrem. Zbyt też lubię telewizję, pewne jej niepowtarzalne uroki kame­ralnego a zarazem najbardziej masowego przekazu, abym mógł do telewizji nie wra­cać.

Brejdygant ma kilka goto­wych, zakupionych przez ze­społy, własnych scenariuszy. Jeden z nich, choć współcze­sny i oryginalny, inspirowany jest - czego autor nie ukry­wa - również twórczością Dostojewskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji