Artykuły

Jan Klata: Bardzo łatwo jest zniszczyć teatr

- Szermowanie "narodowością" Starego Teatru jest po prostu bałamutne. To jest scena, na której gramy "Trylogię" Sienkiewicza, "Oresteję" Ajschylosa, polską i światową klasykę. W większości spektakli nie zmieniamy ani jednej sylaby tych tekstów. Radzę osobom, które czynią naszemu teatrowi zarzuty o brak szacunku dla tradycji, przyjść do nas i obejrzeć te przedstawienia - mówi Jan Klata, dyrektor Starego Teatru w Krakowie, w tygodniku Angora.

W ubiegłym miesiącu przeciwnicy reżysera zainicjowali kolejną akcję mającą na celu jego odwołanie. 1 grudnia Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego za pośrednictwem Konrada Szczebiota zwróciło się do dyrektora z prośbą o udostępnienie w trybie pilnym rejestracji spektakli granych obecnie w Starym Teatrze. Zostaną one poddane ocenie walorów artystycznych.

- Podjęliśmy decyzję o zaproszeniu pana wicepremiera Piotra Glińskiego do nas, żeby zobaczył, jaka jest kondycja artystyczna narodowej sceny, i sprecyzował swoje oczekiwania wobec teatru. Zaproszenie zostało wysłane również do pani podsekretarz stanu Wandy Zwinogrodzkiej. Czekamy na odpowiedź - mówi Jan Klata, dyrektor Starego Teatru.

Katarzyna Pawlicka: Do końca pana kontraktu w Starym Teatrze został jeszcze ponad rok. Tymczasem właściwie wszyscy, używając różnych środków i kryteriów, już teraz wydają sądy na temat pańskiej dyrekcji. Jak pan ocenia te prawie trzy lata pracy ze swojej perspektywy?

- Mam ten komfort, że mogę oceniać to, co zdarza się w Starym Teatrze, w perspektywie miesiąca, tygodnia, a nawet każdego dnia. Myślę natomiast, że dobrym obyczajem byłoby wydawanie osądu z jakiejś wcześniej ustalonej perspektywy czasowej. Nie wiem też, dlaczego cezurą do oceniania Starego Teatru miałyby być wydarzenia polityczne. Mój kontrakt upływa pod koniec następnego sezonu i wtedy będę czekał na podsumowania i noty. Tymczasem co wieczór oceniają nas widzowie - myślę, że gdyby byli niezadowoleni, po prostu przestaliby przychodzić. Nasza frekwencja w sezonie przekracza 90 proc, ubiegłotygodniowa zaś wyniosła 104 proc. (oprócz biletów sprzedaliśmy wejściówki). Audyt artystyczny jest przeprowadzany permanentnie przez ponad 300 dni w roku, każdego wieczoru przez 320 osób na Dużej Scenie, niemal 300 osób na Scenie Kameralnej i 100 widzów na Nowej Scenie. To są artystyczne oceny, które nas interesują i które możemy zmierzyć. Wracając do opinii dotyczących mojej pracy - nie mam ochoty być sędzią we własnej sprawie - uważam, że byłoby to żenujące.

W dyskusjach wokół Starego Teatru często pojawia się argument, że działanie tzw. sceny narodowej i sposób jej oceny powinny być inne niż w przypadku pozostałych teatrów. Czy takie myślenie jest pana zdaniem uprawnione?

- Szermowanie "narodowością" Starego Teatru jest po prostu bałamutne. To jest scena, na której gramy "Trylogię" Sienkiewicza, "Oresteję" Ajschylosa, polską i światową klasykę. W większości spektakli nie zmieniamy ani jednej sylaby tych tekstów. Radzę osobom, które czynią naszemu teatrowi zarzuty o brak szacunku dla tradycji, przyjść do nas i obejrzeć te przedstawienia.

Konrad Szczebiot, którego zadaniem jest ocenić poziom artystyczny spektakli Starego, poprosił o nagrania przedstawień. Prawdopodobnie większości z nich nie obejrzy na żywo. Swoją decyzję argumentował brakiem czasu i pilną potrzebą wystawienia noty. Myśli pan, że ocena na podstawie nagrania jest w ogóle możliwa?

- Owszem, taka ocena jest możliwa. Prosty przykład - ze spektaklem "Król Lear" Williama Szekspira zostaliśmy zaproszeni na bardzo duży (drugi największy w Azji) festiwal teatralny do New Delhi. Przedstawienie zostało wybrane na podstawie nagrania, które wysłaliśmy do organizatorów. Ale trzeba pamiętać, że z New Delhi jest bardzo, bardzo daleko do Krakowa. Natomiast z Krakowskiego Przedmieścia do Krakowa podróż trwa zdaje się dwie godziny z ogonkiem. Tyle wystarczy, żeby zobaczyć spektakl w takich warunkach, w jakich normalnie oglądają go widzowie. Przeżywając coś absolutnie podstawowego: interakcję pomiędzy publicznością a grającymi dla niej żywymi aktorami. To jest moc teatru - żywi aktorzy grają dla nas, widzów. Można się tego wyrzec w imię... nie wiem... pośpiechu? Ale tutaj od razu nasuwa się pytanie: skąd ten pośpiech i czy jest usprawiedliwiony?

Od początku swojej dyrekcji mierzy się pan z różnymi głosami sprzeciwu. Teraz sytuacja stała się jeszcze bardziej zaogniona. Czy taki ciągle obecny wróg to siła napędowa do działania? A może jest pan już zmęczony tą walką?

- Myślę, że są ludzie, którym bardzo mocno zależy na tym, żeby podzielić polskie społeczeństwo i na tym podziale zbić kapitał polityczny. Niestety, skutecznie. Takie odgórne działania prowadzą do rozszczepienia społeczeństwa i rozwalenia więzi społecznych już na poziomie rodziny. Mówię o podziale na patriotów i zdrajców, prawdziwych patriotów i nieprawdziwych patriotów, na tych, co stoją tu, i na tych, co stoją tam, gdzie stało ZOMO. Na tych, którzy chcą prawdziwej polskiej kultury i na tych, którzy zabawiają się awangardowo za pieniądze podatnika itd. To są takie proste, zero-jedynkowe dystynkcje. Na ich podstawie bardzo łatwo można powiedzieć, kto ma rację, a kto jej nie ma, kto jest wrogiem, a kto przyjacielem ludu.

Czy takie podziały są też zagrożeniem dla ludzi, którzy uprawiają sztukę?

- Na pewno. Bo zapiekłość i odmawianie rdzenia racjonalności w argumentach drugiej strony jest czymś niebezpiecznym dla każdego człowieka, również dla artysty. Groteskowa jest dla artystów Starego Teatru sytuacja, w której naszym włodarzom nie chce się przyjechać, żeby zobaczyć ich na scenie, tylko proszą o rejestrację, żeby można było szybciutko wydać ocenę. Aktorzy mówią mi: "No dobrze, zaraz będą nas wzywać na Krakowskie Przedmieście, żebyśmy odgrywali w gabinetach władzy te bardziej kontrowersyjne sceny". Bo władza nie chce się ruszyć. Władza musi się do nas ruszyć, bo jest po to, żeby sobie wyrobić zdanie. Albo niech chociaż jej przedstawiciele wejdą na e-teatr - to jest maksymalna baza recenzji i wszystkich informacji na temat polskiego teatru. Niech zobaczą, ile mamy nagród, jakie są recenzje, opinie. Niech przyjadą do nas i zapoznają się z raportami z kasy, z frekwencją. Jeśli zaś nie wierzą i mimo tych wszystkich danych dalej chcą wymyślać wszystko od początku, powoływać nową scenę narodową, ponieważ zmieniła się większość parlamentarna, to muszą sobie zadać ogromny trud.

Powinien to być rzetelny trud oceniania wszystkiego od początku. W grudniu, styczniu i w lutym gramy 116 spektakli, 21 różnych pozycji repertuarowych. Chociaż bilety zazwyczaj są wyprzedane, to zawsze znajdzie się miejsce dla naszych włodarzy. Szczególnie zapraszam na "Wroga ludu" - spektakl o tym, gdzie i jak tworzą się podziały, jak się zasklepiają. Niech sami ocenią, czy to jest lewacka propaganda, czy to jest satanizm, czy to jest pornografia, czy to jest spektakl prymitywny, niezniuansowany, niedobry. Na Scenie Kameralnej polecam "Nie-boską komedię. Wszystko powiem Bogu". To jest taki nasz pakiet dla początkujących. Potem, jak ktoś połknie bakcyla, zapraszamy na wszystkie inne pozycje repertuarowe - bardzo różnorodne w formie, w wymowie i treści, bynajmniej nie propagandowe.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji