Artykuły

Powtórka z dojrzewania

Fala zachwytu literaturą fantasy dotarła i do teatru: po ekranizacjach "Harry'ego Pottera", "Władcy pierścieni", "Wiedźmina" - także i teatr próbuje włączyć się w ten nurt. Stąd zapewne naprędce układane pokrewieństwa: Ged, bohater trylogii Ursuli Le Guin - jak czytamy w programie do spektaklu zrealizowanego w krakowskiej Grotesce - to "starszy brat Harry'ego Pottera". Zestawienie nieco na wyrost, trochę nawet deprecjonujące wartość adaptowanego utworu. Przy tym wydaje się, że wybór akurat tego dzieła może być z paru względów interesujący: właśnie teatr lalkowy może być dlań znakomitym medium, może dawać szansę wydobycia znaczeń nieosiągalnych dla filmu czy nawet w procesie lektury. Niejednoznaczność ontologiczna postaci, przemieszanie poziomów egzystencji tak istotne w trylogii Ursuli Le Guin nabierają w teatrze lalkowym wyrazistości, stają się dotykalne, uchwytne. Wymagają od razu głębokiej interpretacji tekstu - i od razu, w momencie pojawienia się lalek, stawiają przed widzem zasadniczy problem: kim jest Cień Geda? Do jakiego porządku należy? Na jakim poziomie rzeczywistości istnieje? Na czym właściwie polega walka Geda?

Trylogia Ursuli Le Guin jest opowieścią o dojrzewaniu, dojrzewaniu trwającym długo; kolejne wydarzenia stanowią drobne kroki w jego kierunku i nie dadzą się odłączyć od czasu - to jego upływ warunkuje prawdziwość doświadczeń, ich uwewnętrznienie, nadaje im znaczenie i nie pozwala czytelnikowi zatrzymać się na ich przygodowej powierzchni. Właśnie z uwagi na ten splot charakteru przygodowego i czasu, który tę "przygodowość" neutralizuje, wtłoczenie trzech tomów w ramy półtoragodzinnego spektaklu to trudne zadanie - i w wypadku krakowskiego przedstawienia raczej nieudane. Adaptacja tekstu została przeprowadzona w ten sposób, że akcentuje właśnie kolejne wydarzenia, układa jedno po drugim, nie wiążąc ich równocześnie ze sobą w dostatecznie wyrazisty sposób - co sprowadza się do filmowej niemal techniki łączenia kolejnych obrazów, oddzielonych od siebie wyciemnieniami, daje efekt przypadkowości i schematyczności, tworzy szkielet, który domaga się dopiero wypełnienia istotną treścią.

Scenariusz wydobywa z całej historii Geda jeden wątek - wątek o zasadniczym znaczeniu i, jak już wspomniano, szczególnie intrygujący dla teatru lalkowego, bo w metaforycznym skrócie odsłaniający jego specyficzną zdolność uchwycenia rzeczywistości - zetknięcie Geda z Cieniem. Cień został przez reżysera umieszczony na tym samym poziomie ontologicznym co Ged: jest, jak bohater, animowaną lalką, tyle że o niewyraźnych kształtach, pozbawioną cech antropomorficznych. Intrygujące i zarazem niepokojące jest jednak zwielokrotnienie cienia. Niewidoczne z początku postaci animujących, ukryte w mroku sceny, rozświetlonej tylko poprzeczną smugą ciepłego światła, stopniowo stają się coraz lepiej widoczne, by w drugiej części całkiem już otwarcie przybrać kształt grupki skulonych figur w szarych opończach, towarzyszących krokom bohatera. Ich obecność, dająca się przecież doskonałe wyjaśnić przyjętymi konwencjami teatralnymi, pozostawia jednak posmak niejasności i problematyzuje harmonię zakończenia. Bohater zrozumiał naturę Cienia, będącego na równi z nim protagonistą spektaklu - ale za jego plecami czekają kolejne postacie, których nie sposób łatwo przyporządkować.

Historia Geda streszczona została w kilku głównych wydarzeniach. Mocny, obrazowy prolog: w smudze światła przecinającego scenę miedziany, parujący kocioł, groteskowa figura wiedźmy o gigantycznym biuście, gorączkowy rytm bębenków, odpowiadający gorączkowej ciekawości chłopca, jego zachłyśnięciu się własnymi możliwościami. Ten początek - sam w sobie bardzo dobry, narzucający rytm również i ciekawości widza - nie współgra jednak z dalszym ciągiem, jest początkiem innej opowieści. Wiedźma, tak wyraziście i mocno zarysowana, znika zupełnie, a i Ged - czy raczej wówczas jeszcze Danny - traci swój głód wiedzy i mocy, a zachowuje tylko upór. Temperatura opada w scenie bitwy, zupełnie zbędnej i plastycznie nie do końca jasnej. Po dynamicznym początku spektakl przybiera leniwy rytm opowieści, chwilami nabierając sztucznego trochę tempa (zwłaszcza w przydługawych scenach walk i szarpanin), chwilami znów oczarowując wycyzelowaniem szczegółów, nieistotnych dla głównego nurtu akcji - ale to właśnie w nich da się odczuć przepływ czasu, w którym dokonuje się proces dojrzewania. Jest tych scen kilka. Moment zaraz po przydługawej, męczącej scenie bitwy na samym początku, kiedy figurka chłopca unosi się w ciszy nad zdumionymi krewnymi i jej głowy dotyka szczupła dłoń innej lalki: maga Ogiona, a pod wpływem tego dotyku drewniane stopy znów opadają na ziemię. Scena wędrówki Danny'ego i Ogiona, rytmiczne unoszenie się postaci i przepływające w półmroku nad ich głowami gałęzie i pnie mijanych drzew. Podróż morska i statek okręcany wirem wody i wiatru, które nagle przybierają kształty potwornych zwierząt. Powrót Geda w postaci sokoła z wyostrzonymi bólem ludzkimi rysami. Ale główny rytm wydarzeń odsuwa te sceny trochę w cień, zagłusza. Kolejne sceny tworzą zarys dziejów chłopca: czas nauki w szkole magów, wywołanie Cienia, ucieczka przed nim, wałka ze smokiem, decyzja o stawieniu czoła bezkształtnemu prześladowcy, poszukiwanie, spotkanie, zwycięstwo. Jest ich wystarczająco dużo, by utrudnić widzowi orientację w ich powiązaniach i przytłoczyć. Pojawiające się w tak ukształtowanej sytuacji mądrościowe stwierdzenia o dojrzałości, odpowiedzialności, harmonii, równowadze, raczej brzmią pusto, nie współgrają z wrażeniem, jakie wywiera plastyczna, obrazowa strona spektaklu. Może jest to też kwestia nieco nużącego, deklamatorskiego tonu, jakim się je wypowiada - aktorzy zdają się wkładać zbyt dużo energii w urozmaicenie brzmienia zdań, pozbawiając je zarazem głębi.

To wszystko pozbawia spektakl tego ciężaru, jaki mógłby mieć; zamiast sztuki o dojrzewaniu oglądamy mocno skróconą i uproszczoną powtórkę z Ursuli Le Guin. Z całą pewnością natomiast godna uwagi jest jego strona plastyczna: rozmach w traktowaniu przestrzeni, zmienność planów i perspektyw, metaforyka, subtelne operowanie kontrastem światła i ciemności, i uroda samych lalek. To, czego nie uniosła adaptacja, dochodzi do głosu w kilku prostych, przejmujących obrazach. Obrazach, które zostają w pamięci.

"Czarnoksiężnik z Archipelagu", Ursula K. Le Guin.

Scenariusz i reżyseria Adolf Weftschek, scenografia Pavel Hubička, muzyka Paweł Moszumański. Teatr Groteska, Kraków. Premiera 2002.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji