Artykuły

Pomiędzy słowami

- Jak mam grać, to każdą chwilę poświęcam, żeby sobie w myślach powiedzieć tekst. Zastanawiam się, co jeszcze można z nim pokombinować - mówi warszawski aktor TOMASZ DEDEK.

Tomasz Dedek i jego żona, Magda Soszyńska-Dedek, z zasady nie udzielają wywiadów. Nie widzą potrzeby, by wpuszczać obcych ludzi w swój prywatny świat. Nam się udało tam wejść! Co dla nich jest ważne? Co ich łączy? Co irytuje? Już wiemy!

Mało jest domów gościnnych, spokojnych, ciepłych. Magda i Tomek stworzyli taki dom w przedwojennej kamienicy na warszawskiej Woli. To miejsce, w którym nie czuje się pędu codzienności. Rozmawiamy przy stole w kuchni z fantastycznym widokiem na... drzewo.

Ulubione słowo Tomka?

MAGDA SOSZYŃSKA-DEDEK: Nie mów tego słowa!

Bo jest brzydkie?

MAGDA: Oczywiście.

TOMASZ DEDEK: Przepraszam cię bardzo, ale to nie jest moje ulubione słowo. Używam go w każdej ekstremalnej sytuacji, a takich jest dużo. Jak mi talerz wypadnie z ręki, to również jest sytuacja w pewnym sensie ekstremalna.

MAGDA: Denerwujesz się przy komputerze.

TOMEK: Nie wiem, co jest w nim takiego potrzebnego do życia. Ale teraz nie możemy bez tego się obejść. Przeklinam więc przy komputerze strasznie.

MAGDA: My - ludzkość nie możemy się obejść, czy my - rodzina?

TOMEK: My - ludzkość.

To co z twoim ulubionym słowem?

TOMEK: Nie mam takiego słowa. Do Magdy czasem mówię "Magduszka". "Pirlipata" też jest moim ulubionym słowem. Tak zwracam się do córki do Antosi.

Kim jest "Pirlipata"?

TOMEK: Taka księżniczka.

MAGDA: A do syna mówisz Stacho.

Znam człowieka, który mówi brutalnie, wprost. Ale twierdzi, że za tym stoją dobre intencje, bo liczą się czyny, nie słowa.

TOMEK: Wiadomo, że czyny są ważne, ale słowa też. Słowa są nieważne w ostatecznym rozrachunku. Jeżeli jesteś zły, zdenerwowany, w emocjach wyrzucasz z siebie stek słów, których normalnie nigdy nie powiedziałbyś w oczy drugiemu człowiekowi. Racjonalnie nigdy nie postrzegasz człowieka takim, jakim go widzisz w stanie kompletnego obłąkania. Nie jest tak, że mówimy zawsze to, co myślimy. Czy my tak często zastanawiamy się nad tym, jakie słowa z nas wypadają?

Czy są słowa, których nie lubicie? Ja na przykład nie lubię, gdy ktoś do mnie mówi: "chcę".

TOMEK: Ja też nie lubię, zwłaszcza jak dzieci w sklepie mówią: kup mi to.

MAGDA: Tomek nie lubi też słowa "wziąść".

TOMEK: Bo nie ma takiego słowa. Nie lubię słów, których nie ma, a ludzie używają ich zamiast tych, które są. "Włanczać" nie ma, "dźwi" nie ma...

W jednej książce jest zdanie: "Na początku było słowo".

TOMEK: Wola Boga i Jego słowo stworzyły świat. To Bóg powiedział: "Niech stanie się światłość".

A gdybyś miał stworzyć świat, od jakiego słowa byś zaczął?

TOMEK: Od "niech". Od takiego chciejstwa. Wańkowicz wymyślił "chciejstwo". Świetny człowiek. Dowcipny. Wańkowicza przeczytałem całego. "Karafkę La Fontaine'a" chyba trzy razy. Znakomite.

Co jest potrzebne do szczęścia, oprócz książek Wańkowicza?

MAGDA: Ty chyba nie bywasz szczęśliwy?

TOMEK: Jak to?! Bywam czasem szczęśliwy. Jestem szczęśliwy, jak pięknie dekorujesz dom na święta. Jestem szczęśliwy, gdy po całym dniu mogę położyć się do łóżka i przytulić do ciebie. Kiedy dzieci są zdrowe...

MAGDA: ...i w naszej chacie na wsi jesteś szczęśliwy, i jak łowisz ryby ze Staśkiem - również. I kiedy dobrze siebie oceniasz, bo zwykle oceniasz się źle. Ciągle czegoś od siebie wymagasz, czegoś chcesz, o coś się szarpiesz. Czasem patrzę na ciebie i... Straszne! Bez kija nie podchodź. Pytam wtedy: "Jesteś zły na mnie?", a ty odpowiadasz: "Nie, jestem zły tylko na siebie".

TOMEK: Jestem szczęśliwy, jak patrzę na naszą chatę, której chyba nigdy nie skończymy, bo zapętlamy się w bieganiu dokoła własnego ogona. Jesteśmy w czarnej dziurze, która nas wciąga. Na nic nie mamy czasu.

MAGDA: Ale komin sami zbudowaliśmy.

TOMEK: Może kiedyś będzie czas i dokończymy budowę naszej chaty. Teraz ważniejsze są próby do "Króla Leara"?

Fajnie, że Szekspir.

TOMEK: Fajnie, że Lear, i fajnie, że przyszedł taką prostą drogą. Nagle zadzwonił do mnie Daniel Olbrychski z propozycją, by zagrać w "Królu Learze". Potem przyjeżdża Konczałowski, światowej sławy reżyser, i zaczyna się próbować sensownie i mądrze. Nie żartuje w złą stronę, nie szuka dziwnych odniesień do polskiej współczesności, bo jej nie zna i nie potrzebuje znać, ponieważ ma jedno zadanie - wyreżyserować Szekspira najlepiej, jak tylko potrafi. A on pracuje bez kontekstów.

Może wiedzieli, że odszedłeś z teatru. Wielu ludzi zaskoczyła ta decyzja. Spędziłeś w Ateneum 22 lata. Dlaczego zrobiłeś taką woltę?

TOMEK: Nie chciałem tam już się boksować. Uwolniłem się od sytuacji, których nie rozumiałem. Ciężko zgodzić się z czymś, czego się nie rozumie.

Jak trafiłeś do teatru? Podobno protegowała cię Aleksandra Śląska?

TOMEK: Była moją profesorką w szkole teatralnej. Jeśli uznała, że ktoś powinien trafić na scenę, pomagała mu. Poleciła mnie ówczesnemu dyrektorowi Teatru Ateneum, Januszowi Warmińskiemu, a on stwierdził, że w takim razie chętnie widziałby mnie u siebie i że to jest ważna decyzja dla nas obu. Traktował teatr poważnie, dla niego nie był on anegdotą.

Zostałeś jednak na scenie. Niedawno widziałam twój monodram "Copywriter" - o człowieku, który przypomina o ciężarze i znaczeniu słów. Co cię do tego tekstu przekonało?

TOMEK: Jest znakomicie napisany, ma dobry rytm, tak pisał świętej pamięci Jerzy Dobrowolski. Byłem święcie przekonany, że potrafię to wyreżyserować, zagrać i że będzie się podobało.

MAGDA: To jest historia o tym, jak trudno niekiedy odróżnić to, co potrzebne, od tego, co zbędne.

Na przykład w sklepie? Czego nie lubicie kupować najbardziej? Czego kupować nie chcecie nigdy?

MAGDA: Nie rozumiem kupowania drogich ubrań, ponieważ sprowadza kawałek tkaniny utkanej maszynowo do roli bóstwa. Jak można cieszyć się z bardzo drogich butów tylko dlatego, że są drogie? Jak można równo układać je w pudełku, przykrywać bibułką, wpychać w nie papier i całować na dobranoc? Traktowałabym je jak każde inne buty.

TOMEK: Po co chodzić w butach za 23 tysiące od... sralisa mazgalisa? Założyłem, idę, i co z tego?

Jak żyje się... na wolności, bez etatu w teatrze?

TOMEK: Fajnie.

A co na tej wolności jest trudne? Na przykład sklejanie "Titanica"?

TOMEK: Sklejam go dla dzieci, żeby zobaczyły, że z małych rzeczy, pomału, dokładając jedną do drugiej, da się zrobić coś dużego. Nie można przy tym się złościć. Staram się więc być spokojny.

MAGDA: W ogóle się nie złościsz. Cisza w domu jest. Tylko słychać: "Staruch, za co się wziął", "Parchate ręce" albo "Magda, gdzie są moje kominy".

TOMEK: Ciężko małą ławeczkę przymocować, szybkę włożyć do okna.

MAGDA: Dzieci powinny uczyć się staranności i sumienności, bo muszą pokonywać własne niedoskonałości, jak każdy człowiek.

TOMEK: Chodzi o to, że trzeba być cierpliwym, żeby dojść do celu, pracować nad tym, co się robi, nad sobą. To fundamentalne prawo. Pracuj, pracuj, pracuj, pomału, cierpliwie i zobaczysz efekt, na przykład duży statek. Bo dzieci się nie wychowuje. Obserwują nas i uczą się.

MAGDA: Zobacz, jakie piękne pudełko Staś wystrugał w szkole. Ale to właśnie buduje siłę woli. Przy takich czynnościach dzieci wpajają sobie, że systematyczna, cierpliwa praca daje efekt.

Granie na instrumencie też takie jest.

MAGDA: Antosia gra na flecie poprzecznym. Chodzi do szkoły muzycznej. Uczy się grać na własne życzenie, popołudniami. Lubi to granie.

Wielu aktorów mieszka na Starym Mieście, na Saskiej Kępie, a wy na Woli. Dlaczego Wola?

TOMEK: Żeby mieć blisko przedszkole i szkołę, które wybraliśmy dla dzieci. Żeby nie wozić ich, nie męczyć, żeby wracały do domu, gdzie czeka na nie ciepły obiad, a nie przysypiały w samochodzie.

MAGDA: Drugi warunek był taki, żeby mieszkanie było wysokie. Źle się czujemy w bloku z wielkiej płyty, gdzie nikt nikomu nie mówi "dzień dobry". Klimat starego domu, starego mieszkania, bardzo nam odpowiada. Chcielibyśmy, żeby nasza kamienica odzyskała przedwojenną świetność. Tu blisko zaczęło się powstanie. Dla mnie to nie jest bez znaczenia, że to Wola, która tak strasznie ucierpiała w czasie wojny. Jak przyszłam do was pierwszy raz, Magda wyciągnęła z szuflady czerwone pudełko. W środku były trzy łyżki, dwa widelce i dwa noże.

MAGDA: Wszystko, co zostało po naszym przedwojennym domu. Moja babcia mówiła, że jak masz troje dzieci, to łapiesz fartuch, a w fartuch łyżki. Może okazać się, że ktoś ugotuje zupę, a nie będzie jej jak zjeść. Zastanawiam się, co ja bym wzięła. Chyba nie sztućce. Nie przyszłoby mi to do głowy.

Ale jedno wiem: do was nie pasuje nowoczesne mieszkanie. Wyglądacie mi na ludzi, którzy lepiej czuliby się w innych czasach.

TOMEK: Widziałem faceta, któryjechał luksusowym autem i golił się. Miał golarkę za kilka tysięcy złotych. Nie wiem, czy jest tak zapracowany, że nie może się ogolić w domu, czy też zobaczył taką scenę w amerykańskim filmie i, jak ten gość z filmu, goli się, jadąc do swojej bardzo ważnej pracy. Jedzie szybko, bo jest najszybszy, najpiękniejszy i musi załatwić sprawy najlepiej, jak potrafi. Są ludzie, którzy żyją w iluzji wielkich pieniędzy, sukcesu. A po nich naprawdę nie zostanie nic. Bo tak naprawdę nikt z nas nic nie ma. Tylko ciągle za czymś gonimy, nigdy nie możemy się nasycić.

O tym jest twój monodram "Copywriter".

TOMEK: Jedyne, co tak naprawdę mamy, to nasze dzieci. W związku z tym są sprawy, o które musimy dbać. O rodzinę. O siebie. Przykazanie ze Starego Testamentu: "Miłuj bliźniego swego jak siebie samego" ma sens. Musimy siebie miłować, żeby móc kochać innych. Rodzina, my - to oczywiste, że to jest. A reszta? Diabli z tym. Długo do tego wniosku dochodziłem.

Przyznajcie się. Wolelibyście żyć przed wojną?

MAGDA: Jeżeli prawdą jest, że dziecko buduje to, co otrzyma przed ukończeniem 3 lat, to mnie zbudował obraz warszawskiej Starówki z okresu międzywojennego, bo o takim świecie opowiadał mi tata. Chciałabym żyć przed wojną. Tomek mi kupił patefon, bo żyłam w przeświadczeniu, że w poprzednim życiu go miałam. Nic nie ma takiego dźwięku jak patefon.

A pamiętacie, kim chcieliście być?

TOMEK: Wszystkim po kolei i naraz, tak jak nasz syn. Chciałem być strażakiem, który byłby policjantem, księdzem.

I zostałeś wszystkim, czyli aktorem. Wydaje mi się, że aktor ma tak wszystko rozhuśtane w środku, bo na tym środku pracuje. Bardzo trudno pogodzić taką pracę z normalnym życiem?

TOMEK: Nie jest lekko. Ale trzeba mieć do tego zawodu zdrowy stosunek. Praca jest pracą.

MAGDA: Tomek nigdy nie powiedział: "Cisza, bo uczę się tekstu".

TOMEK: Ale też jest tak, że aktor pracuje nad rolą wszędzie. Jak mam grać, to każdą chwilę poświęcam, żeby sobie w myślach powiedzieć tekst. Zastanawiam się, co jeszcze można z nim pokombinować. Aktorzy chyba nie są łatwi do życia właśnie dlatego, że stale muszą coś robić w środku siebie. Jak nie mam pracy w teatrze albo w filmie, to wiem, co robić. Muszę rano wstać, zrobić dzieciom śniadanie, Magdzie podać kawę do łóżka. Ale jak mam przed sobą zadanie do wykonania, to robiąc kanapki i kawę, powtarzam po cichu tekst, myślę nad czymś, więc już jest inaczej w tym środku.

Aktorstwo jest misją?

TOMEK: Misja to jest w Afryce biedne dzieci tulić i karmić. To misja prawdziwa.

Rozmawiała Katarzyna Szczerbowska.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji