Artykuły

Performans rulez

Obserwując to, co działo się i dzieje wokół w ostatnich tygodniach mijającego roku 2015, trudno mieć wątpliwości, że znaleźliśmy się pod władzą performansu. Słowo do niedawna obce, trzeba będzie sobie szybko przyswoić, bo żadne inne nie opisuje tak precyzyjnie tej formy władzy, która rozwijała się w Polsce co najmniej od 2005 roku, a dziś opanowała całe życie publiczne (co swoją drogą stanowi ironiczny mocno finał Roku Teatru Publicznego) - pisze Dariusz Kosiński.

W okolicach końca i początku roku wszyscy mamy skłonności do stawania się Nostradamusami: próbujemy przewidzieć, jakie będzie te nadchodzące 365 (w 2016 - 366) dni. Snujemy potencjalnie prawdopodobne scenariusze odnoszące się do różnych sfer i dziedzin życia w nadziei, że zdołamy się przygotować na to, co nadejdzie. Mądrzy ludzie wiedzą, że jest to idealny sposób na rozweselenie Boga, którego nic tak nie bawi jak nasze opowieści o planach na przyszłość. Ale ci sami mądrzy wiedzą też, że rozgrywanie w myślach i na papierze możliwych scenariuszy nie jest tylko jałową rozrywką, bo pozwala się przygotować przynajmniej na część ewentualności i w odpowiednim momencie uruchomić wariant już przećwiczony. Readiness is all - mówi superbohater naszej egzystencji, a "bycie gotowym" oznacza także wypracowanie projektów sposobów działania i postępowania. Nie dla zabawy więc tylko, warto pod koniec roku taki eksperyment, taką próbę wmyślenia się w przyszłość podjąć.

Obserwując to, co działo się i dzieje wokół w ostatnich tygodniach mijającego roku 2015, trudno mieć wątpliwości, że znaleźliśmy się pod władzą performansu. Słowo do niedawna obce, trzeba będzie sobie szybko przyswoić, bo żadne inne nie opisuje tak precyzyjnie tej formy władzy, która rozwijała się w Polsce co najmniej od 2005 roku, a dziś opanowała całe życie publiczne (co swoją drogą stanowi ironiczny mocno finał Roku Teatru Publicznego). Performans znaczy tu występ, przedstawienie, ale urządzane nie dla oderwania się od rzeczywistości, lecz jako podstawowe narzędzie jej kształtowania poprzez wywieranie wpływu na wielkie grupy ludzi i organizowanie dramatycznie przebiegających konfliktów wokół tematów ustanawianych jako obciążone specjalnym znaczeniem. Angażujący Polaków spór wokół Trybunału Konstytucyjnego jest klarownym przykładem tak rozumianego performansu, czy raczej wiązki performansów. Problem prawny i ustrojowy - wcale nie prosty i należący do dziedziny eksperckiej - został w efekcie serii dramatycznych prowokacji i przedstawieniowych przesunięć zamieniony w "walkę o demokrację", a nawet więcej - walkę o prawa obywatelskie, wolność jednostek i zbiorowości. Po jednej stronie uproszczonego pola "dramatu społecznego" są ci, którzy w imię większości wyborczej dążą do skutecznego wprowadzenia programu przez ową większość wybranego (przynajmniej teoretycznie, bo motywacje głosujących zawsze są złożone), po drugiej - obrońcy zagrożonej w swoim odczuciu mniejszości, która po wyborczej porażce odczuwa utratę wpływu na rzeczywistość. Sam opis konfliktu jest zresztą niezwykle trudny, ponieważ on też jest jego przedmiotem i stanowi pole rywalizacji: według jednych mamy konflikt zwolenników "dobrej zmiany" z ludźmi "źle myślącymi" lub wprost agentami "dawnego układu" usiłującymi ukryć swoje "ciemne interesy", a według innych: bój zwolenników "miękkiej dyktatury" z obrońcami demokracji i wolności. Wybór nazw zależy od preferencji politycznych, co de facto oznacza, że "obiektywny" opis sytuacji jest w zasadzie niemożliwy. Próbując opisać, nieuchronnie stajemy się aktorami tego wojennego dramatu.

Zostawmy więc na boku opisy. Ważniejsze, że konflikt, którym żyje dziś Polska, przebiega w serii przedstawień, wystąpień, demonstracji i manifestacji. Najwyraźniej pokazał to weekend 12-13 grudnia, gdy najpierw, w sobotę, odbyły się manifestacje Komitetu Obrony Demokracji, a następnie, w niedzielę, zwolenników rządów Prawa i Sprawiedliwości. W obu przypadkach chodziło o to samo: policzenie szabel, czyli - trawestując Jacka Kaczmarskiego - "zobaczenie, ilu ich". Zobaczenie i oczywiście pokazanie, a przez to udowodnienie swojej mocy i uprawnienia do podejmowania określonych działań. To moment, jak mi się zdaje, kluczowy: kilka tygodni po wyborach obie strony konfliktu w zasadzie unieważniają znaczenie ustrojowej procedury demokratycznej i powołują własne, czysto przedstawieniowe sposoby dowiedzenia, że występują w imię znaczącej grupy. Unaoczniając posiadane poparcie w serii przedstawień, obie strony po równo kwestionują wartość wyborów, które operują jedynie pośrednimi dowodami, ale nie pozwalają na bezpośrednie ukazanie posiadanego poparcia. Co więcej, obie strony zdają sobie sprawę, że matematyczna większość społeczeństwa nie wspiera żadnej z nich i że wybory wygrały w istocie partie "Nie wiem", "Nie obchodzi mnie" oraz "Nie mam, na kogo głosować" - ugrupowania tajemnicze i bardzo kłopotliwe, których jednak w statystykach wyborczych pominąć nie sposób. Manifestacje pozwalają je unieważnić, gromadząc tylko tłumy aktywne i zaangażowane, tworząc "gorący" teatr polityczny i ustanawiając jasne podziały.

To właśnie jest podstawowy efekt "demokracji performansu": unieważnienie tych, którzy odmawiają udziału w tradycyjnych procedurach demokratycznych. O ile te ostatnie pozwalają odmowie lub obojętności zachować znaczenie, o tyle w tej pierwszej zupełnie je one tracą. Jeśli nie bierzesz udziału w polityce dramatycznego konfliktu, znikasz jako obywatel lub Polak (w zależności od opcji). Wyzwanie demokracji performansu brzmi: bądź aktorem w naszym dramacie, albo stracisz wszelkie prawa. Na pozór wydaje się to równoznaczne z powtarzanym od lat wezwaniem do aktywności obywatelskiej, ale w istocie ma inne znaczenie: jest dyktatem wymuszającym opowiedzenie się po jednej ze stron ze wszystkimi tego konsekwencjami. Kto nie jest z nami, maszeruje przeciwko nam.

Co wobec tego z wyborami, które nie mieszczą się lub nie chcą mieścić w polu konfliktu? Co z choćby marginalną niezależnością myślenia i działania? Obawiam się, że z każdym dniem tracimy przestrzeń i swobodę pozwalające ją zachować. Po obu stronach intensywnie pracuje zasada "albo - albo", stopniowo zacierająca oczywiste i rzeczywiste różnice, przemieniająca je w nieważne "subtelności". Trzeba myśleć o Polsce i państwie jak "wielki strateg", albo przynależy się do ludzi "gorszego sortu". Dla drugiej strony każde działanie mogące się kojarzyć z tradycją narodową oznacza surfowanie na "lepkiej i ohydnej fali" zdrady i konformizmu płynącej jakoby przez instytucje. Dwa kamienie młyńskie pracują skutecznie i za chwilę wszystko, co ich nie buduje, zostanie starte lub co najmniej zawieszone do czasu zakończenia walk, co w dzisiejszej Polsce oznacza - na świętego nigdy. Wszyscy aktorzy polityczni uwierzyli bowiem w głoszoną i realizowaną od lat przez braci Kaczyńskich ideę "wojny na górze", polityki jako wyrazistego konfliktu. Nawet katastrofa smoleńska, która pokazała, jak okrutna potrafi być władza performansu, niczego tu nie zmieniła - spirala dramatycznej konkurencji znów naciągnięta jest do granic wytrzymałości i nie trzeba być wcale Nostradamusem, by przewidzieć, że za chwilę pęknie z hukiem.

O tej władzy, która opanowała Polskę nikt dotąd nie napisał tak przenikliwie jak Jon McKenzie w książce "Performuj albo... Od dyscypliny do performansu". W USA ukazała się ona już kilkanaście lat temu, w Polsce - w tłumaczeniu Tomasza Kubikowskiego - w roku 2011. Jest czytana intensywnie w kilku kręgach akademickich - należy m.in. do podstawowych lektur studentów krakowskiej performatyki, ale nie zdołała się niestety przebić do szerszej świadomości i nie pracuje w polskim życiu intelektualnym i praktyce politycznej. Wielka szkoda. Nie tyle ze względu na stawiane w pierwszej części diagnozy dotyczące - najogólniej rzecz biorąc - zastąpienia dawnego paradygmatu dyscypliny przez wszechwładzę paradygmatu performatywnego, ale przede wszystkim na to, co jest zasadniczym celem McKenziego, a zarazem wyzwaniem stojącym przed nami wszystkimi, nawet jeśli sobie tego nie uświadamiamy: jak skutecznie oprzeć się tej wszechwładzy, której poddane jest szczególnie życie zbiorowe i publiczne. Kiedy kilka lat temu rozmawiałem z Jonem, którego zaprosiliśmy do Wrocławia na Seminaria Letnie w Instytucie im. J. Grotowskiego (swoją drogą polecam autorski esej filmowy zamieszczony on-line w jednym z numerów "Performera"), śmiał się trochę gorzko, że wszyscy przeczytali pierwszą, diagnostyczną część jego książki, ale nikt prawie nie przebił się przez ostatnią, dla niego najważniejszą - tę, w której proponuje taktyki oporu: perfumans i catastoration of behavior. Lektura nie jest lekka, bo w finałowej części ta naukowa książka przekręca się i przemienia w kompozycję artystyczną, w proces myślowy inscenizowany na scenie druku, w wyzwanie, któremu sprostać równie niełatwo, jak temu, jakie stawia przed nami "demokracja performansu". Ale przecież czytamy - i to dość powszechnie - książki o wiele trudniejsze, a zarazem dalsze od tego, z czym musimy się mierzyć tu i teraz.

Czytanie McKenziego w Polsce "demokracji performatywnej" wydaje mi się wręcz konieczne, bo nadchodzące miesiące coraz boleśniej będą nas stawiać wobec wyzwań produkowanych przez tę formę coraz bardziej absolutnej władzy, której absolutności w niczym nie zmienia, a którą wręcz umacnia fakt, że jest dwu-władzą. Niezależnie od tego, na jakiej demonstracji jesteśmy, po której stronie uproszczonego konfliktu się lokujemy, wzmacniamy władzę performansu, karmimy tę coraz bardziej rzekomą formę demokracji. Wzmacniamy ją także, gdy pozwalamy się unieważnić, gdy wycofujemy się do "robienia swojego". Wyzwanie brzmi: jak pozostać na scenie, ale nie grać w dwuwartościowym dramacie, jaki się na niej od lat inscenizuje. Jak wejść i zagrać swoje...

Że w okresie świątecznego rozluźnienia i nowej świeckiej kanikuły takie poważne stawiam kwestie? Że język trudny? Że ciężką proponuję lekturę? Cóż - jedynym, co podpowiada mój Nostradamus jako pewnik jest to, że lekko nie będzie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji