Lekcje Królów
"Jeśli, kto nie rozumie czego, jest bowiem zbyt zawiłe, a chciałby coś pochwycić z tego, by w duchu skrzepić siłę - powiada, że przez analogię uznaje całość za trylogię. "Trylogia" bowiem, jako taka, przedstawia sprawy załatwione, staje się miłą dla Polaka, gdy rzeczy daje mu skończone" (St. Wyspiański - "Kochany Panie")
Widowisko, jakie z fragmentów i odprysków trzech historycznych kronik Wyspiańskiego sporządził, a strofami rapsodu o Kazimierzu Wielkim w całość złączył Ludwik René, spraw załatwionych nie przedstawia, rzeczy skończonych widzowi do wierzenia nie podaje. Jest rzadko w naszej praktyce teatralnej spotykaną próbą wielkiej dyskusji historiozoficznej. Argumenty czerpiąc od królów ukazuje René, jak szansą bytu narodu była zawsze troska o konsolidację i stabilizację władzy, której na przekór stawały prywata, warcholstwo i pogoń za łatwym, jednostkowym sukcesem. Wyspiański okazuje się tutaj dla współczesnego reżysera wyjątkowo inspirującym partnerem. W jego fragmentach dramatycznych odnaleźć można było sytuacje niemal paralelne, jak choćby Zygmunt August - Barbara Radziwiłłówna oraz Jadwiga- Wilhelm Austriacki, którym przecież kontekst historyczny nadawał całkowicie odmienny sens. Zygmunt August walcząc o swe prawo do miłości, walczy zarazem o potrzebny krajowi autorytet władzy; Jadwigi walka o miłość oznacza zerwanie korzystnych dla kraju sojuszy. Zderzając te paralelne sytuacje, uzyskuje inscenizator dramatyzm i zarazem jasność myśli wiodącej. Pointuje ją wielką sceną, wziętą z "Wyzwolenia". Tu do głosu dochodzi ironia: spory o przeszłość jakże często przesłaniają nam myślenie o dniu dzisiejszym!
Konrad: "Co mnie obchodzi przede wszystkim mój naród? Co mnie obchodzi jego historia i jego plotki? Tak, plotki. Bo ostatecznie wszystko, co wam daje wasza poezja jest plotką, z którą się nie walczy" (St. Wyspiański - "Wyzwolenie")
Niewątpliwie, kształt dyskusji, jaką za pomocą Wyspiańskiego usiłuje przeprowadzić Ludwik René, determinuje fakt, iż jest ona rozgrywana na materiale rymowanych legend. Zwłaszcza w "Zygmuncie Auguście" i w "Jadwidze" piękno poetyckiego obrazu góruje wyraźnie nad logicznym biegiem porządkującej myśli. Prosty, zwięzły rytm wiersza "Kazimierza Wielkiego" nie zawsze jest w stanie wyrównać rozwichrzone w romantycznym nieładzie szyki generalnego wywodu. A rozśpiewane interludium u pana Reja (z "Zygmunta Augusta") wywód ten już wyraźnie przecina; prosiłaby się tu brutalniejsza ingerencja adaptatora w oryginalny układ tekstu Wyspiańskiego. Celność zastosowanej w finale widowiska pożyczki z "Wyzwolenia" każe żałować, że René częściej nie sięgał po tekst tego dramatu, że nie wykorzystał luźnych fragmentów poetyckich, chociażby "Noty do Bolesława Śmiałego". Może przecież nasze pretensje posuwają się zbyt daleko. Spektakl "Kronik królewskich" nie pretenduje przecież do wspomnianej klarowności sienkiewiczowskiej. Dyskusja historiozoficzna miała być przede wszystkim teatrem. I jest teatrem. Rozgrywa się w urzekającej płynności zmiennych nastrojów, szekspirowskie okrucieństwo sąsiaduje tu ze słowiańskim liryzmem, humor ociera się o patosy namiętna szermierka politycznych racji przeistacza się nagle w statyczną kompozycję matejkowskiego panneau. A René - należy mu to przyznać - nie traci ni jednej z potencjalnych okazji, aby skomentować sytuację aby zaznaczyć swój stosunek do przedstawianych spraw i podporządkować je generalnej myśli spektaklu, tej o potrzebie i korzyściach światłej władzy. Zaś natrętna chwilami wszechobecność romantycznych uniesień? Za nią winić już trzeba samą dramaturgię. Tę, która jest i tę, której stale jeszcze nie ma.
"Talent sprawił, żem na ten
pomysł wpadł genialny,
by Piastowiczów w kierezje
ustroić,
zharmonizować strój
fenomenalny,z którym się muszą uczeni
oswoić.
I mniejsza o to, czyli Akademie
dochodzeń moich i badań
szczegóły
przyjmą, uznają i przyznają
premie
za to, że dbałem o format
infuły,
lub całą walkę z dyrekcją, z
krawcami
uznają za nic, gdym ja przed
znawcami
czoła nie schylił i kornie nie
pytał,
jaki hełm nosił król, gdy brata witał"
(St. Wyspiański - "Noty do Bolesława Śmiałego")
Dekoracje Jana Kosińskiego i kostiumy Ali Bunscha stanowią w tym przedstawieniu element szczególny, i którego piękno pozwala mówić o dorównaniu przez jego twórców bogactwu inwencji Wyspiańskiego. Jego wizja malarska jest tu zresztą stale obecna. Atakuje nas intensywnym kolorem witraży, krakowską stylizacją historycznego i kostiumu, secesyjną sylwetką objawiającego się Jadwidze Anioła. Kosiński i Bunsch przewalorowali przecież gamę młodopolskich barw, dodali im ostrości, purpury i żółcie ubrali w nawias czarnego tła. A zamykająca całość sceny klamra kościelnych odrzwi zaznaczała dyskretnie poetycką pół-realność całej tej politycznej dysputy o narodowym wczoraj.
Podchwycili ten ton i aktorzy. Znacznej ich części tekst przeznaczył jedynie funkcję komparsów. Czy to w swarliwej Radzie Królewskiej (Janusz Ziejewski, Piotr Pawłowski, Zygmunt Kęstowicz, Janusz Paluszkiewicz), czy na pana-rejowym balu (Józef Nowak, Krystyna Maciejewska-Zapasiewicz, Maciej Damięcki). Z ufną pewnością o wadze wypowiadanych słów recytował tekst Rapsodu Zbigniew Zapasiewicz, płynnie zmieniając rytm frazy stworzył w migawkowej scenie plastyczną sylwetkę Kardynała Oleśnickiego - Tadeusz Bartosik, nie bał się zwierzęcej gwałtowności ruchu w roli statarzonego Księcia Michała-Mieczysław Stoor. Najbogatszym materiałem w budowaniu postaci dysponował niewątpliwie Ignacy Gogolewski. Pokazał też swojego Zygmunta Augusta w pełnym wymiarze narastających uczuć,konsekwentnego w grze miłosnej i w grze o władzę, pełnego żaru w scenach wyznań i scenach żałobnych lamentacji. Szkoda, że partnerująca mu w roli Barbary Zofia Rysiówna nie wydawała się być najbardziej fortunnie obsadzona.